Komentarz „Sportu”. Knock down

Pożegnanie z Bełchatowem dla wszystkich ludzi związanych ze Skrą Częstochowa, przede wszystkim piłkarzy i trenerów, było wyjątkowo ponure.


Sobotni przeciwnik drużyny Jakuba Dziółki, Apklan Resovia Rzeszów, spuścił bowiem „gospodarzom” tęgie lanie. Goście ani razu nie dali się zaskoczyć, sami natomiast pięć razy zmusili do kapitulacji bramkarza Skry, Jakuba Bursztyna. Zwycięstwo Resovii mogło być jeszcze bardziej efektowne, ale ze względu na ofsajd arbiter nie uznał trafienia Bartłomieja Eizencharta (69 min.).

Zwolennicy częstochowian zapewne będą argumentowali, że ich zespół „obił” słupek (Radosław Gołębiowski) i spojenie słupka z poprzeczką (Gracjan Jaroch), ale jakby nie patrzeć, są to strzały niecelne, przy których bramkarz rywali nie musi interweniować. Tak, czy inaczej piłkarze Skry – używając terminologii pięściarskiej – wszystkie groźne uderzenia rywali „wyłapali” na szczękę i żołądek, co skutkowało bolesnym upadkiem na ziemię. Może po przeprowadzce na własny stadion będzie lepiej?

„Glebę” zaliczyła także Wisła Kraków, która wcześniej wygrała siedem (!) meczów z rzędu. Jej triumfalny marsz zatrzymała Puszcza Niepołomice, ale ten moment musiał przyjść wcześniej, czy później. Trener „Białej gwiazdy” Radosław Sobolewski musiał zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli wchodzi się do ringu, należy spodziewać się ciosów.


Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus