Koń nie do zajechania

Gdy wiosną 2014 roku wywalczył sobie na stałe miejsce w podstawowym składzie „niebieskich”, to nie oddał go do samego końca, czyli do 2017 roku. W Piaście było to samo. W poprzednim sezonie zabrakło jedynie 45 minut, by Konczkowski zaliczył wszystkie spotkania od pierwszej do ostatniej minuty.

Spanie i dieta

Pytamy pochodzącego z Rudy Śląskiej 25-latka, skąd ma tyle sił do biegania i czy w ogóle odczuwa zmęczenie? – Im więcej gram, tym lepiej się czuję. Nawet czasami, gdy mamy przerwę na kadrę i dostajemy dwa dni wolnego, to nigdy nie jest tak, że nic nie robię. Wiem, że to może wybić mnie z rytmu. Jestem taki, że lubię ciężko pracować i trenować. Zawsze też korzystam z możliwości dodatkowego treningu. Potem widać efekty. Tak było w Ruchu, gdy grałem regularnie przez wszystkie sezony czy ostatnio w Piaście, gdzie wystąpiłem w każdym z 37 meczów. Mogę grać co trzy dni i nie jest to dla mnie żaden problem – tłumaczy nam Martin Konczkowski.

– Co ciekawe w badaniach czy testach wydolnościowych tego aż tak nie widać. Uważam, że kluczowa w moim przypadku jest regeneracja. Dużo uwagi zwracam na odpowiedni odpoczynek. Staram się po meczach i ciężkich treningach spać minimum 9 godzin oraz stosuję odpowiednią dietę. Mogę powiedzieć, że bardzo dobrze się prowadzę. Nie bazuję tylko na samej wydolności – tłumaczy wychowanek Wawelu Wirek.

Wzór to „Piszczu”

Być może świetna wytrzymałość wzięły się z biegania z piłką w dzieciństwie. – Gdy byłem „bajtlem”, to całe lato, od rana do wieczora grałem na żwirowym boisku w Rudzie Śląskiej. Gdy mama wołała na obiad, to nawet się nie rozbierałem. Jadłem w przedpokoju, bo byłem cały brudny i od razu biegłem dalej kopać piłkę – opowiada „Konczi”, któremu imponował i nadal imponuje inny prawy obrońca. – Myślę, że wzorem dla każdego może być Łukasz Piszczek, bo był to czołowy reprezentant kraju. Prezentuje od dawna wysoki poziom w Borussii Dortmund, a to już najwyższa europejska półka. Łukasz to przykład nowoczesnego bocznego obrońcy, który gra nie tylko dobrze w defensywie, ale i w ofensywie. Można się od niego wiele nauczyć – zaznacza.

Spory wpływ na taką, a nie inną dyspozycję rudzianina ma trener Waldemar Fornalik, z którym piłkarz pracował zarówno przy Cichej, jak i teraz przy Okrzei. – Jestem pod skrzydłami trenera Fornalika od dobrych kilku lat i wiem, jak wyglądają treningi. Zdarza się tak, że gdy trener pokazuje nowe ćwiczenie, to wybiera mnie, żebym pokazał kolegom o co chodzi – uśmiecha się obrońca.

Letnie utrudnienia

Zanim zaczął się obecny sezon, Martin Konczkowski przeżył nietypową jak dla siebie sytuację, jaką był uraz i to w newralgicznym momencie, czyli podczas letnich przygotowań do sezonu. – Pierwszy raz zdarzyło mi się, że praktycznie cały okres przygotowawczy spędziłem poza drużyną, bo miałem swój indywidualny tok przygotowań. Gdy zaczął się sezon, to dopiero wszedłem w treningi z drużyną. Brakowało mi rytmu meczowego, bo nie zagrałem ani jednego sparingu.

Byłem jednak cierpliwy i robiłem swoje – wspomina piłkarz, który do składu powrócił w momencie, gdy jego konkurent, Marcin Pietrowski, także był niedysponowany. – Taki to jest sport, że nieszczęście jednego, jest szczęściem drugiego. Marcin dobrze zaczął, potem jednak czerwona kartka i uraz. Ja wskoczyłem i obaj walczymy o swoje, ale taka rywalizacja nam pomaga, żeby być w dobrej formie – stwierdza „Konczi”, który szykuje się na intensywną końcówkę roku.

– Musimy zrobić wszystko, żeby zdobyć jak najwięcej punktów i utrzymać się w górnej ósemce. Stać nas na to i nie możemy gubić punktów, jak w ostatnim meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Złość w szatni była, bo przeważaliśmy, ale nie zdobyliśmy choćby jednej bramki. Musimy wygrywać takie mecze. Jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu i końcówka roku też powinna być udana. Jeszcze nikt nie myśli o świętach czy wolnym. Przerwa zimowa też będzie bardzo krótka, ale to może nawet i lepiej – kończy zawodnik Piasta.