Krzysztof Markowski: To taka wisienka na torcie

MAREK HAJKOWSKI: Dla zdecydowanej większości IV-ligowych drużyn sezon dobiegł końca, ale najważniejsza kwestia nie została rozstrzygnięta. Nie wiadomo bowiem, komu przypadnie główna premia, czyli awans do III ligi. Zadecydują o tym dwa mecze barażowe, w których pańska drużyna zmierzy się z Ruchem Radzionków. Dla pana to chyba sentymentalny rywal…

KRZYSZTOF MARKOWSKI: – Trudno się z tym nie zgodzić… Pierwsze kroki w ekstraklasie stawiałem jako zawodnik „Cidrów”. Choć od tego czasu minęły lata świetlne (wiosna 2000 roku – przyp. red.), to jak dziś pamiętam swój debiut i pierwszą bramkę. Zdobyłem ją w wyjazdowym, zremisowanym 3:3, meczu z Zagłębiem Lubin. To był mój premierowy występ w podstawowym składzie, bo wcześniej zaliczyłem dwa epizody przeciwko Polonii Warszawa i Wiśle Kraków.

Jak pan wspomina tamte czasy?

KRZYSZTOF MARKOWSKI: – Bardzo pozytywnie, mimo tego, że wszystko zakończyło się spadkiem. Bardzo miło wspominam prezesa Pawła Bombę, trenera Piotra Piekarczyka, z którym później miałem przyjemność współpracować w GKS-ie Katowice, czy Marka Zorzyckiego, wtedy masażystę, a dziś wiceprezesa klubu. O takich ludziach mogę mówić w samych superlatywach. Z Markiem w sobotę na pewno przybijemy „piątkę”. 18 lat to kawał czasu. Wtedy zaczynałem grać w piłkę, a dziś zbliżam się do końca mojej przygody z futbolem i nie ukrywam, że chciałbym to wszystko spiąć ładną klamrą.

Czy w Bytomiu czuje się atmosferę święta?

KRZYSZTOF MARKOWSKI: – Nie tyle święta, co wreszcie fajnego meczu. Mówiąc to, nie umniejszam 15 zespołom, z którymi rywalizowaliśmy w trakcie sezonu. Mam na myśli otoczkę spotkań, jakie nasz czekają. Zdecydowanie korzystniej gra się przy pełnych trybunach, a nie wtedy, gdy pojawia się na nich garstka kibiców. Nie wiem, jak będzie w środowym rewanżu, ale ja pamiętam czasy, kiedy na stadionie przy Narutowicza zasiadało po 8 tysięcy widzów. Poza tym będą to derby, więc faktycznie czeka nas święto.

Jaki może być jego finał?

KRZYSZTOF MARKOWSKI: – Jeżeli my – mając tak mocny skład – nie zdołamy awansować, to będzie wstyd. Przed rundą rewanżową wydawało się, że naszym rywalem będą Szombierki Bytom, ale wiosną Ruch złapał zwycięską serię, dość szybko odrobił 4-punktową stratę i z taką samą przewagą zakończył sezon. Choć nie widziałem radzionkowian w akcji, to takim rozstrzygnięciem nie jestem zaskoczony.

W waszym wykonaniu druga runda również była znacznie lepsza.

KRZYSZTOF MARKOWSKI: – Zgadza się. 11 zwycięstw, 2 remisy i 2 porażki, w tym jedna poniesiona w spotkaniu, które już nie miało znaczenia. Poszło to wszystko w dobrą stronę, progres był widoczny, zimowe transfery wypaliły i w efekcie czeka nas teraz „grande finale”.

Co jest waszą siłą?

KRZYSZTOF MARKOWSKI: – Zespół. Jest w nim wielu zawodników z ekstraklasową i I-ligową przeszłością, ale w rezerwie również mamy ludzi potrafiących utrzymać, a nawet podnieść jakość gry, dać coś od siebie i rozstrzygnąć losy meczu, co zresztą wielokrotnie udowadniali. Czeka nas dwumecz, więc każdy musi być w pełnej gotowości, bo w każdej chwili może być potrzebny.

Zna pan specyfikę baraży?

KRZYSZTOF MARKOWSKI: – Nie miałem okazji w nich uczestniczyć, choć jeden był całkiem blisko. W 2007 roku byłem zawodnikiem GKS-u Katowice i zajmując 2. miejsce w III lidze, uzyskaliśmy prawo do gry w barażach o II. W wyniku losowania trafiliśmy jednak na KSZO Ostrowiec Świętokrzyski, który nie mógł do nich przystąpić z powodów dyscyplinarnych. Zamiast meczu, na Bukowej odbył wielki festyn z okazji awansu.

To jedyny awans na pańskim koncie?

KRZYSZTOF MARKOWSKI: – Nie, bo w sezonie 2014/15 świętowałem go z Zagłębiem Sosnowiec. Zajęliśmy 2. miejsce w II lidze i automatycznie znaleźliśmy się na zapleczu ekstraklasy. Jeśli więc wszystko dobrze się ułoży…

Analizowaliście grę najbliższych rywali?

KRZYSZTOF MARKOWSKI: – Nie, bo czujemy się na tyle mocni, że skupiamy się na sobie. W barażach spotkają się kluby z fajną historią i choć ich zawodnicy będą walczyć raptem o III ligę, to stworzą ciekawe i emocjonujące spotkania.

Przygotowywaliście się do nich w szczególny sposób?

KRZYSZTOF MARKOWSKI: – Nie. Jeśli coś dobrze funkcjonowało, to dlaczego teraz miałoby zostać zmienione. Ważny jest pierwszy mecz, który może być kluczowy. Idealnie byłoby zapewnić w nim sobie przewagę, tak jak przed rokiem uczynił to Gwarek Tarnowskie Góry, wygrywając z Decorem Bełk 4:0, czym praktycznie rozstrzygnął kwestię awansu. Zagramy u siebie i nie chcielibyśmy zostawiać „tematu” na rewanż. Kolejność spotkań nie ma wielkiego znaczenia. Jak się jest świadomym swojej siły, to można zwyciężyć zawsze i wszędzie.