Lech Poznań nie okazał litości dla gości z Krakowa

Poznaniacy udowodnili, że w pełni zasłużenie zajmują fotel lidera. „Kolejorz” podtrzymał wysoką formę w hicie kolejki.


Sporo oczekiwano po meczu niepokonanego Lecha i ambitnej Wisły. Sęk w tym, że niedużo było z tego widać – w sensie dosłownym, bo pierwszy strzał krakowian w meczu przysłonił… dym pirotechniki odpalonej przez wracających na słynny „Kocioł” kibiców gospodarzy. Samo spotkanie z kolei mogło się podobać.

Co zrobił Kieszek?

Lech był po prostu lepszy. Większość swoich ataków tworzył po szybkich kontratakach – czy to zmuszając przeciwnika do szybszego „oddania” piłki pressingiem, czy to odbierając ją bliżej własnej bramki. „Biała Gwiazda” takich kontr nie potrafiła przeprowadzić, co w jakiejś części mogło być spowodowane faktem, że poznaniacy starali się swoje akcje kończyć uderzeniami. Najgroźniej było po niezłej próbie Jakuba Kamińskiego (14 min) czy Joela Pereiry (24 min), choć do siatki trafił po blisko pół godzinie gry Joao Amaral.

Drugą stratę w krótkim odstępie czasu zaliczył Serafin Szota (nie on jedyny w Wiśle). Piłka po chwili trafiła do portugalskiego pomocnika, który uderzył z okolic 16. metra. Strzał nie był mocny, oddany słabszą nogą, leciał w golkipera, ale Paweł Kieszek… nie wiadomo dlaczego rzucił się lekko do boku, przez co wpuścił futbolówkę do siatki. Mając prowadzenie Lech zachęcał Wisłę do głębszego wchodzenia na swoją połowę, by dalej kąsać ją kontrami. Podwyższył jednak po ładnie rozegranej akcji, gdy debiutujący Pedro Robocho dograł wzdłuż linii końcowej do aktywnego Adriela Ba Louy, który łatwo strzelił na 2:0.

Rozjechani

„Biała Gwiazda” była blada, a Filip Bednarek – zastąpił w bramce Mickeya van der Harta, któremu „coś strzeliło” – nie miał dużo do roboty. Po przerwie Lech dość szybko zaczął wchodzić z futbolówkę w pole karne Wisły i już w 52 minucie podwyższył na 3:0 – do asysty gola dorzucił Rebocho, a do gola asystę Amaral. Chwilę wcześniej zresztą interweniujący Michal Frydrych omal nie strzelił samobója, stemplując słupek własnej bramki.

Po godzinie było już 4:0, bo fenomenalną kontrę gospodarzy wykończył Mikael Ishak. Szwed podwyższył z rzutu karnego (po ręce Szoty) uderzeniem w stylu Panenki. Wisła miała przewagę w posiadaniu piłki, ale nic to nie dało. Poznańska lokomotywa rozjechała ją bez litości.


Lech Poznań – Wisła Kraków 5:0 (2:0)

1:0 – Amaral, 29 min (asysta Ishak), 2:0 – Ba Loua, 45+1 min (asysta Rebocho), 3:0 – Rebocho, 52 min (asysta Amaral), 4:0 – Ishak, 60 min (asysta Amaral), 5:0 – Ishak, 77 min (karny)

LECH: van der Hart (23. Bednarek) – Pereira, Salamon, Satka, Rebocho – Karlstroem (64. Murawski), Kvekveskiri (73. Kozubal) – Ba Loua, Amaral (73. Ramirez), Kamiński (64. Skóraś) – Ishak. Trener Maciej SKORŻA. Rezerwowi: Marchwiński, Milić, Czerwiński, Sobiech

WISŁA: Kieszek – Gruszkowski, Szota, Frydrych, Hanousek – Skvarka (67. Savić), El Mahdioui, Plewka (58. Żukow) – Yeboah (58. Hugi), Brown Forbes, Kliment (58. Młyński). Trener Adrian GULA. Rezerwowi: Biegański, Sadlok, Sobol, Szot, Starzyński.

Sędziował Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów 26 890. Żółte kartki: Karlostroem (43. faul) – Frydrych (8. faul), Skvarka (35. faul), El Mahdioui (42. faul), Gruszkowski (50. faul), Szota (75. ręka), Forbes (78. faul)
Piłkarz meczu – JOAO AMARAL


Fot. Damian Kościesza/PressFocus