Ligowiec. Ciężkie zatrucie

Największym wydarzeniem minionej kolejki była – bez dwóch zdań – rezygnacja ze stanowisk Michała Probierza.


Mam oczywiście swoje zdanie na ten temat, ale tym razem oszczędzę szkoleniowca Cracovii. Tym bardziej, że morze atramentu na jego temat wylał już mój redakcyjny kolega, Michał Zichlarz.

Odsyłając polskiego Guardiolę do narożnika, na pierwszy plan wysuwa się kanonada pod Wawelem. Trener „Białej gwiazdy” Peter Hyballa zapewne do tej pory zachodzi w głowę, jakim cudem jego drużynie udało się przegrać mecz z Piastem? Przecież futbol to nie wiersz, żeby go zapomnieć. Wypuścić zwycięstwo z rąk, prowadząc 3:0, to sztuka nie lada. Nie mam wątpliwości, że po stracie czwartego gola trener Wisły zamienił się w człowieka otrutego grzybami.

W szampańskim nastroju był z kolei szkoleniowiec gliwiczan, Waldemar Fornalik. Trudno się dziwić jego euforii, skoro drużyna wróciła z zaświatów i zainkasowała komplet punktów. Fakt, że po trzecim „gongu” zespół Piasta nie rozsypał się jak domek z kart, świadczy o niesamowitym charakterze i woli walki, jaką są nafaszerowani piłkarze z Okrzei.

Trudno w tym momencie przecenić rolę, jaką odegrał w tym spektaklu Jakub Świerczok. To jego solówka sprawiła, że koledzy z drużyny uwierzyli, że nie wszystko jeszcze stracone. Jeżeli którykolwiek z piłkarzy Piasta może być pewny miejsca w podstawowej jedenastce, to właśnie Świerczok. W swoim zespole jest nie do ruszenia, jak papież w Rzymie.

Nie można zbyć milczeniem niespodziewanej wiktorii beniaminka z Bielska-Białej nad urzędującym (wciąż) mistrzem Polski. Piłkarzom Podbeskidzia na pewno z dnia na dzień nie przybyło nie wiadomo jakich umiejętności, ale na pewno nie brakuje im wiary w sens tego, co proponuje im trener Robert Kasperczyk.

W tym momencie przypomina mi się historia sprzed kilku lat, z Andresem Iniestą w roli głównej. Po klęsce Barcelony w Lidze Mistrzów z Paris St. Germain 0:4, przed meczem rewanżowym dziennikarz zapytał go, czy zdaje sobie sprawę, że jego drużyna ma tylko 5 procent szans, by wyeliminować mistrza Francji.

Kapitan „Dumy Katalonii” odpowiedział: „Nie, mamy tylko jeden procent szans na odrobienie straty, ale 99 procent wiary, że jest to możliwe”. Nie wiem, czy piłkarze Piasta i Podbeskidzia znali tę historię, ale na pewno mogą podpisać się obiema rękami pod „filozofią” Iniesty.

W kategoriach niespodzianek dużego kalibru należy postrzegać zwycięstwa Warty Poznań z Cracovią i Wisły Płock z Zagłębiem Lubin. Trener „zielonych” Piotr Tworek nie ukrywał, że po meczu w szatni z oczu kilku jego młodych zawodników popłynęły łzy. Ktoś powie „mięczaki”, ale ja doskonale ich rozumiem. Dostają szansę pokazania się w ekstraklasie i trudno im wyzbyć się emocji. Zwłaszcza, że niektórzy z nich jeszcze niedawno grali w mało rozpoznawalnych (bez obrazy) klubach, jak chociażby Bartłomiej Burman, który przyszedł z Nielby Wągrowiec.

Na zakończenie dwa słowa o VAR-ze. Tym razem uchronił jednego sędziego przed totalną kompromitacją i wypaczeniem wyniku. Zdumiał mnie tylko fakt, że „podpowiedzi” udzielił Szymon Marciniak, który jako arbiter główny bardzo rzadko korzysta z takiej pomocy. A szkoda, bo przecież nie jest nieomylny.


Na zdjęciu: Piłkarze Podbeskidzia pod wodzą Roberta Kasperczyka sprawili wielką niespodziankę pokonując faworyzowaną Legię.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus