Michał Bojdys: Nie poczułem się Messim

 

Kiedy w meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała kilkudziesięciometrowy rajd zakończył pan efektownym strzałem, poczuł się pan jak Leo Messi?
Michał BOJDYS: – Spokojnie, aż tak daleko fantazja mnie nie poniosła. Nie dowierzałem, że cała akcja się udała, w dodatku z takim szczęśliwym dla mnie finałem. W trakcie akcji nie myślałem, w jaki sposób ją rozegrać, nogi same niosły mnie pod bramkę przeciwnika (śmiech).

Pytam pół żartem, pół serio – ma pan od trenerów GKS-u zakaz „wycieczek” pod bramkę przeciwnika? Oczywiście poza momentami, gdy wykonujecie stały fragment gry.
Michał BOJDYS: – Trener Skrobacz żartował, że moje wyjścia często wywoływały u niego drgawki. Ja i Bartek Jaroszek mamy wprowadzać piłkę, rozpoczynać akcję zaczepną naszego zespołu. Nie będę jednak zaprzeczał, że nie zawsze były to udane akcje w moim wykonaniu. Zdarzało się, że moje podania były niecelne, albo traciłem piłkę na rzecz przeciwnika i rozpoczynał on kontratak. Tym razem wszystko się udało.

Ma pan już na koncie gola zdobytego przewrotką, teraz rajd przez 70 metrów, zakończony zdobyciem bramki. Co pan wymyśli w następnych potyczkach ligowych?
Michał BOJDYS: – Tego nie wie nikt, łącznie ze mną. Zobaczymy, co przyniesie los. Nie robię żadnych planów, ponieważ mnie każda bramka smakuje tak samo. Obojętnie, czy jest piękna, czy brzydka, grunt żeby futbolówka wpadła do siatki. Tylko to się liczy, reszta jest nieistotna. Cały czas nie zapominam jednak, że jestem obrońcą i mam zapobiegać stracie bramek przez moją drużynę. To mój podstawowym obowiązek, na tym się skupiam przede wszystkim.

To był wasz czwarty mecz w tej rundzie, w którym zagraliście na zero z tyłu, bez straty bramki. Powinno tych spotkań być więcej?
Michał BOJDYS: – Nie mam żadnych wątpliwości, że tak. W kilku spotkaniach powinniśmy uniknąć strat. Na przykład w meczu z Bełchatowem, gdy daliśmy zbyt dużo swobody piłkarzowi rywali i pozwoliliśmy mu na oddanie strzału z dystansu, chociaż wiedzieliśmy, że dysponuje groźnym uderzeniem. Z Wartą Poznań prokurowaliśmy rzut karny, co było rezultatem nieporozumienia. Nie liczyłem dokładnie, ale jeszcze ze 3-4 bramki dla przeciwników padły po naszych błędach indywidualnych. W nadchodzących meczach musimy się ich wystrzegać.

Nie żałujecie, że prowadząc w Sosnowcu 4:0, pozwoliliście sobie na momenty dekoncentracji i rozluźnienia, co skutkowało stratą dwóch goli?
Michał BOJDYS: – Pewnie, że wynik 4:0 wyglądałby o wiele lepiej niż 4:2, ale przestańmy grymasić. Najważniejsze, że pokonaliśmy przeciwnika na jego boisku i wróciliśmy do domu z kompletem punktów.

We wtorek zmierzycie się z Wigrami Suwałki, które są tuż nad strefą spadkową. Z drużynami teoretycznie słabszymi gra się wam łatwiej, czy wprost przeciwnie?
Michał BOJDYS: – Doprawdy trudno to stwierdzić. Każdy przeciwnik jest mocny, bo stawka zespołów w naszej lidze jest bardzo wyrównana. Wystarczy spojrzeć na tabelę, by przekonać się, jak niewiele brakuje, by znaleźć się na innym jej biegunie. My mamy tylko pięć punktów przewagi nad 16. w tabeli Sandecją. Tracimy natomiast tylko punkt do 6. miejsca, które jest premiowane barażami o ekstraklasę. Z tego powodu każdy mecz jest trudny, musimy być cały czas w pełni skoncentrowani i zmotywowani.

Statystyka wskazuje, że własne boisko jest waszym atutem. W czterech spotkaniach rozegranych w Jastrzębiu zdobyliście 10 punktów. To prawidłowa teza, czy raczej są to tylko pozory?
Michał BOJDYS: – Większą pewność siebie demonstrujemy w meczach na własnym boisku. Terminarz rundy jesiennej nie jest dla nas najlepszy, ale wszyscy pocieszamy się tym, że wiosną zagramy większość meczów u siebie. To będzie nasz handicap. U nas czujemy większe wsparcie ze strony naszych kibiców, niesie nas ich doping. Liczę, że we wtorek pomogą nam uzyskać pozytywny rezultat.

Jak wysoko mierzycie w rundzie jesiennej?
Michał BOJDYS: – Nie mamy sztywno ustalonego celu. Ja chciałbym, byśmy znaleźli się w pierwszej szóstce. Ale to tylko moje życzenie, przekonamy się, co przyniesie nam los. Po zakończeniu rundy jesiennej usiądziemy i będziemy rozmawiać, co dalej.

 

Na zdjęciu: Michał Bojdys (z prawej) nie przywiązuje wagi do „urody” swoich goli.