Miedź Legnica. Lider spuścił z tonu

Raczej nie można zgodzić się z tezą, że Miedź pechowo zremisowała ostatni mecz ligowy z Podbeskidziem.


W ostatnim czasie Miedź Legnica mocno spuściła z tonu. W dwóch ostatnich spotkaniach ligowych drużyna znad Kaczawy zdobyła tylko jeden punkt, przegrywając u siebie 1:2 ze Stomilem Olsztyn oraz remisując 1:1 na wyjeździe z Podbeskidziem Bielsko-Biała.

Po tym ostatnim meczu reporter oficjalnej strony klubowej „Miedzianki” zahaczył Nemanję Mijuszkovicia ni to pytaniem ni to stwierdzeniem, że remis z drużyną spod Klimczoka to efekt pechowych okoliczności straty wyrównującego gola. – No tak, ale taka jest piłka nożna – odpowiedział Czarnogórzec.

– Myślę, że w I połowie byliśmy dużo lepszą drużyną od przeciwnika, ale w drugiej połowie to rywale byli o wiele lepsi. Ten remis jest zatem sprawiedliwy, chociaż kiedy tracisz bramkę w samej końcówce spotkania, to jest to trochę nieprzyjemne. Wszyscy mamy uczucie, że w Bielsku-Białej straciliśmy dwa punkty, a nie zyskaliśmy jeden.

Lider miał w potyczce z Podbeskidziem poważne kłopoty, a obrońcy gości zwijali się jak w ukropie, by nie dopuścić do utraty gola. Nie udało się. – Podbeskidzie jest bardzo dobrym zespołem, z bardzo dobrymi zawodnikami w ofensywie – przyznał Nemanja Mijuszković. – Braliśmy pod uwagę to, jak grali w ostatnich meczach. Naprawdę grają dobrze, stwarzają dużo sytuacji, ale nie mieli w tych wcześniejszych spotkaniach szczęścia. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ten mecz będzie ciężki, ale skończyło się tak, jak się skończyło.

Jeszcze w I połowie pomocnik bielszczan Giorgi Merebaszwili wślizgiem skierował futbolówkę do bramki Miedzi. Sędzia Paweł Pskit bardzo długo analizował sytuację nim anulował trafienie gospodarzy, dopatrując się we wcześniejszej fazie akcji faulu na Maximie Dominguezie. – Nie wiem, ile bramek musimy prawidłowo strzelić, żeby wreszcie ktoś tę bramkę uznał – powiedział po meczu trener Podbeskidzia, Piotr Jawny. – To niesamowite, że sędzia mówi, że tak naprawdę nic nie widział, co dokładnie się tam zdarzyło, ale coś się zdarzyło, więc musi gwizdnąć.

Czy podopieczni trenera Wojciecha Łobodzińskiego potraktowali tę sytuację jako poważny sygnał ostrzegawczy? – Tak, ale bez tego wiedzieliśmy, że rywale zrobią w przerwie jakieś zmiany, że postawią wszystko na ofensywę – powiedział Mijuszković. – I tak rzeczywiście było. Wiedzieliśmy, że będą nas mocno atakowali. Ale to my powinniśmy zagrać lepiej w II połowie. Dopisaliśmy jeden punkt, bo on też będzie ważny w walce o awans do ekstraklasy.

Co się zaś tyczy rzekomo pechowych okoliczności remisu w Bielsko-Białej, najlepszą puentą są słowa trenera Miedzi, Wojciecha Łobodzińskiego: – Druga połowa była fatalna w naszym wykonaniu. Wydaje mi się, że wpływ na to miał przeciwnik, który nas zdominował. Trzeba uczciwie przyznać, że Podbeskidzie to jeden z najmocniejszych zespołów w Fortuna 1 Lidze. Z perspektywy meczu, chyba nie zasłużyliśmy, żeby tutaj wygrać.

Niektórym reporterom ewidentnie przydałaby się się odrobina obiektywizmu. No chyba, że w trakcie meczu zajmowali się plotkowaniem z sąsiadem w kabinie prasowej zamiast uważnie obserwować wydarzenia na boisku…


Na zdjęciu: Stoper „Miedzianki” Nemanja Mijuszković docenił klasę Podbeskidzia.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus