Mój centrostrzał. Trener też człowiek, a nie brzmi dumnie

Prawdziwa od początku do końca jest stara prawda, która mówi, że trener w momencie podpisania angażu dostaje do ręki zwolnienie, tyle że bez daty.


Odprawa w piłkarskiej szatni po kolejnym przegranym meczu. Zaczyna szkoleniowiec:

– Z wielu już stron słyszę, że gracie przeciwko mnie…

– Ależ panie trenerze…

– Jeszcze nie skończyłem! Nawet wolałbym, żebyście grali przeciwko mnie, bo wówczas wiedziałbym, że potraficie dużo więcej niż pokazujecie na boisku, ale jeśli nie gracie przeciwko mnie, to znaczy, że naprawdę jesteście tacy beznadziejni! Tak więc, czy udajecie słabeuszy, czy rzeczywiście nimi jesteście, to znaczy, że albo nie potrafię z was wyciągnąć wszystkich umiejętności, albo źle was wyselekcjonowałem i jeszcze gorzej przygotowałem do sezonu! W obu przypadkach wina leży po mojej stronie i właśnie w sekretariacie złożyłem stosowny papier. Dziękuję za te kilka miesięcy współpracy i żegnam was!

Czy powyższa sytuacja jest prawdziwa? Oczywiście, że tak, choć nie mogłem czegoś takiego usłyszeć, bo postronnych osób w takich momentach do szatni się raczej nie wpuszcza. Po prostu tak wygląda rodzima futbolowa rzeczywistość, tyle że stopień prawdopodobieństwa kończy się w ostatnim punkcie – złożeniu wypowiedzenia przez szkoleniowca. Trenerzy sami nie rezygnują, bo przy ważnym kontrakcie otrzymują (powinni otrzymywać) wynagrodzenie bez świadczenia pracy, a procent filantropów w każdej grupie zawodowej jest niewielki.

Prawdziwa natomiast od początku do końca jest stara prawda, która mówi, że trener w momencie podpisania angażu dostaje do ręki zwolnienie, tyle że bez daty, ale z gwarancją, że stanie się to prędzej niż później. Szkoleniowcy na to idą, bo nie mają wyjścia, ale dlaczego kluby tak bezrefleksyjnie niektórych z nich zatrudniają?! Właśnie pieczę nad pierwszoligowymi piłkarzami Zagłębia Sosnowiec stracił Dariusz Dudek. Wolę nie pisać, że został zwolniony, bo być może ma ważną umowę, którą teraz będzie egzekwował. Pytanie tylko, kto zatrudnił znów trenera, zwalnianego już z Zagłębia dwa razy?! A może zadziałały jakieś zaszłości rozliczeniowe i lepiej było do niego wrócić niż dopisywać do zestawienia pensjobiorców kolejne nazwisko?

Wielu z nas wyraziło zdumienie, gdy przed obecnym sezonem Górnik Zabrze wymienił Jana Urbana na szerzej nieznanego Bartoscha Gaula. Dziś trener Urban znów prowadzi zabrzan, ale tu chyba nikt nie ukrywał, że ikona Górnika cały czas pobiera wynagrodzenie, choć nie przesądzam, iż tylko to było powodem jego ponownego zatrudnienia. Pytanie tylko, kto „przywiózł” do Polski trenera Gaula?!

Ostatnio wielu szkoleniowców zostało odstawionych od opieki nad zespołami szczebla centralnego, ale ich następcy cudów jeszcze nie dokonali. Może mieli za mało czasu, a może mają stanowić alibi dla działaczy, którzy przecież „robią wszystko, co mogą”. Wygląda jednak na to, że trenerzy są najmniej szanowanymi elementami piłkarskiej układanki, ale często są sami sobie winni. Osobiście długo bym się zastanawiał czy przyjąć propozycję firmy, z której dwa razy mnie już wywalono…


Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus