Moryto: Ani jednej czystej piłki

Przegraliśmy w środę w Gliwicach wyraźnie z Niemcami 18:26 w eliminacjach mistrzostw Europy, ale rywal nie musiał wznosić się na niebotyczny poziom. Bardziej wykorzystał polskie słabości – zgodzi się pan?
Arkadiusz MORYTO: – Z ręką na sercu – tak. To mógł być mecz na styku. Jesteśmy źli, bo przy rozważnej grze w ataku i mniejszej liczbie błędów wynik byłby na pewno korzystniejszy. To, co zagraliśmy w obronie, to dobry potencjał, wszyscy walczyliśmy jak lwy. Z ataku pozycyjnego Niemcy rzucili nam tylko 16 bramek – to naprawdę niezły wynik z drużyną, która na każdych mistrzostwach bije się o medale. Resztę straciliśmy z rzutów karnych i po kontrach, które sami sprowokowaliśmy. Pomimo kiepskiego wyniku, musimy wyciągnąć z tego meczu plusy.

Dla króla strzelców polskiej superligi to był chyba dodatkowo smutny mecz: najczęściej czekał pan w narożniku na piłkę i skończył go z jedną bramką…
Arkadiusz MORYTO: – Faktycznie, trudny psychicznie moment. Grałem pełne 60 minut, ale nie dostałem ani jednej czystej piłki do skrzydła. To frustrujące, że biega się tylko tam i z powrotem, od jednej linii końcowej do drugiej, i nie ma nawet okazji do oddania rzutu…

Ma pan żal do kolegów, że jakby pana ignorowali?
Arkadiusz MORYTO: – W życiu, żadnego żalu! Jesteśmy drużyną, jeżeli jeden z nas popełnia błąd, znaczy wszyscy go popełniamy. Jeżeli nie wychodzi, nie wychodzi drużynie. Zresztą nie chodzi o moje bramki, nie musiałbym być nawet w składzie – jeżeli tylko wygralibyśmy z Niemcami.

Czy nowy trener wywrócił do góry nogami to, czego wymagał od was poprzednik, Piotr Przybecki? Bo czasem niestety tak to wyglądało…
Arkadiusz MORYTO: – Wprowadził inny styl, stawia akcent na inne rzeczy. To trochę inne myślenie o piłce ręcznej niż to, czym kierowaliśmy się dotąd. Zawodnicy, którzy się z tym nie spotkali, potrzebują czasu, żeby się przestawić. Wiem, że to nie jest proste, bo kiedy przechodziłem z Lubina do Kielc też trochę trwało zanim wszystko zrozumiałem.

Wasza gra była jednak bardzo chaotyczna, niewiele było akcji zespołowych, bramki zdobywaliście głównie po indywidualnych akcjach.
Arkadiusz MORYTO: – Zgadza się, wyglądało to na szarpaninę. Trzeba jednak powiedzieć, że trenowaliśmy w pełnym składzie dwa dni, nie mieliśmy za dużo czasu, żeby poznać i realizować taktykę. Staraliśmy się też wdrożyć nie za wiele, żeby nie mieszać za bardzo w głowach, ale widać było, że jeszcze nie wszyscy wiedzą, co mają robić na boisku. Jeżeli nie robimy rzeczy, które są zaplanowane, wychodzą błędy. Myślę, że kwestią czasu jest, że wszyscy załapiemy to, co mamy grać, nie będzie tylu błędów i łatwych bramek rywala z kontr, a nasza gra będzie bardziej płynna.

Może zawiódł eksperyment z nominalnym skrzydłowym Michałem Daszkiem, który zagrał na środku rozegrania?
Arkadiusz MORYTO: – Uważam, że Michał wypadł dobrze, wypruł się na maksa. To nowa dla niego rola. Kilka razy po jego akcjach jeden na jeden powinny być rzuty karne, niestety sędziowie – moim zdaniem – niekorzystnie dla nas je oceniali. Michał trenował tak naprawdę trzy dni na nowej pozycji, myślę, że trzeba mu dać więcej czasu, by na niej okrzepł.

Co możecie poprawić w ciągu dwóch dni przed sobotnim rewanżem z Niemcami?
Arkadiusz MORYTO: – Zawiedliśmy w ataku i tu najwięcej jest do poprawy. Nie wracaliśmy też do obrony przy kontrze rywala. Z drugiej strony ciężko wrócić, gdy oddaje się piłkę w ręce rywala, tym bardziej że Niemcy mają bardzo dobrych skrzydłowych.

Jak pan ocenia nasze szanse w kolejnych meczach?
Arkadiusz MORYTO: – Cel to wyjście z grupy z drugiego miejsca, nie ma w ogóle innej opcji. Każdy tego od nas wymaga, zresztą sami od siebie też. Chcemy zagrać na przyszłorocznym Euro i dlatego musimy w sobotę zagrać w Halle bardzo dobry mecz. Nie ma znaczenia już to, co było w środę, chcemy wygrać – utrzymać to, co dobre, poprawić to, co złe. Dopiero potem będziemy myśleć o meczach czerwcowych z Kosowem i Izraelem, które już bezwzględnie musimy wygrać.

 

Na zdjęciu: W Gliwicach koledzy nie pomagali królowi strzelców polskiej superligi dochodzić do pozycji rzutowych…