MŚ w Planicy. Medal (chyba) odleciał

Polacy wyraźnie przegrali z rywalami pierwszy dzień konkursu indywidualnego. W sobotę będzie ciężko, ale w niedzielę drużynówka.

Już po czwartkowych treningach i kwalifikacjach byliśmy przekonani, że jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, to dwudniowe zmagania indywidualne o tytuł mistrza świata w lotach narciarskich będą wyjątkowym spektaklem. Bardzo wysoka forma zawodników, w tym Polaków, powodowała, że zanosiło się na niezapomniane loty.

To wrażenie zostało w piątek spotęgowane świetną serią treningową przed pierwszą kolejką konkursową. Skoki ponad 220-metrowe w serii próbnej były normą, a wydarzyły się też odległości ponad 230, a nawet 240-metrowe. Najważniejsze było jednak to, że wszyscy Polacy spisali się bardzo dobrze. Cała czwórka zajęła miejsca w czołowej… ósemce, co jeszcze wyostrzyło niemałe już przecież nasze apetyty.

Radość i… rozczarowanie

Zanim jednak pierwszy z naszych reprezentantów pojawił się na rozbiegu, punkt odniesienia dla najlepszych ustanowił Michael Hayboeck. Austriak, po kwarantannie, przyjechał do Planicy w świetnej formie i od razu odpalił rakietę. Miał świetne warunki i pofrunął 245,5 metra, ale nie można przejść obojętnie obok tego, co zrobili sędziowie. Hayboeck jedynie markował telemark i przysiadł na tyły nart. Tymczasem trzej arbitrzy dali mu… po 19 punktów!

To były wręcz absurdalne oceny, choć odległość przecież imponująca. Andrzej Stękała, pierwszy z naszych, startował w nieporównywalnie gorszych warunkach, ale spisał się świetnie. 224,5 metra, to odległość, która potwierdziła, że skoczek z Dzianisza słusznie znalazł się wśród czterech naszych zawodników na rywalizację o mistrzostwo świata.

Była pierwsza radość, ale po chwili przyszło pierwsze rozczarowanie. I to chyba z najmniej spodziewanej strony. Kamil Stoch, który w serii próbnej skoczył 239 metrów, trafił na niekorzystne warunki. Uzyskał zaledwie 213 metrów, a kiedy zobaczył, że przegrywa z Hayboeckiem o ponad 33 punkty, głęboko westchnął. Co można zinterpretować, że nie tylko zły wiatr zdecydował o gorszej próbie naszego trzykrotnego mistrza olimpijskiego.

Na kolejnych Polaków trzeba było trochę poczekać. Tymczasem warunki się nie poprawiały, co więcej robiły się nawet gorsze niż podczas próby Stocha, i skoki były krótkie. Andrzej Stękała długo utrzymywał się na trzecim miejscu i dopiero Piotr Żyła go wyprzedził za skok na odległość 221,5 metra. Chwilę później o… 19,5 metra dalej poszybował jednak Karl Geiger. Niemiec lądował na 241 metrze, telemarkiem, z drobnym zachwianiem, ale… dostał niższe noty od Hayboecka. Mimo to zdołał go wyprzedzić, bo miał gorsze warunki.

Sportowa złość

Dawid Kubacki nie był w stanie skoczyć tak daleko. 219 metrów spowodowało, że „Mustaf” przegrywał minimalnie z Żyłą i Stękałą, ale jego strata do czołówki była już bardzo duża. A na górze pozostawali przecież ci, którzy uchodzili na głównych faworytów do złota.

Markus Eisenbichler i Halvor Egner Granerud jednak nie zaszaleli, bo nie mieli z czego odlecieć. 220 metrów Niemca i o metr lepszy wynik Norwega spowodowało, że obaj wprawdzie znaleźli się w czołówce, ale do osiągnięć Hayboecka czy Geigera się nie zbliżyli. Niewątpliwą sensacją pierwszej serii było trzecie miejsce Jewgienija Klimowa. Rosjanin skakał, kiedy wiatr był sprzyjający i uzyskał aż 237 metrów.

Po pierwszej serii trzech Polaków znajdowało się w pierwszej dziesiątce. Ósmy był Żyła, dziewiąty Stękała, a dziesiąty Kubacki. Stoch plasował się dopiero na trzynastym miejscu. U mistrza musiała zadziałać sportowa złość i zadziałała. 229 metrów w pięknym stylu, i w niemal bezwietrznych warunkach, spowodowało, że Polak zaczął odrabiać straty. Czołową dziesiątkę po pierwszej serii otworzyły trzy kolejne próby naszych zawodników. Zaczął, skacząc 215,5 metra, Kubacki, a zaraz po nim taką samą odległość uzyskał Stękała. Obu skoczkom nie udało się wyprzedzić Stocha, ale przegrali z nim nieznacznie i utrzymali przyzwoite lokaty.

Dużo metrów do odrobienia

Dopiero Żyła, po skoku na odległość 221,5 metra, uporał się z bardziej utytułowanym kolegą z reprezentacji. Wszyscy Polacy skakali w lekko niekorzystnych warunkach, ale poradzili sobie z nimi nieźle. Chwilę później jednak wiatr się… odwrócił i zaczął powiewać pod narty. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Eiesenbichler idealnie wykorzystał takie okoliczności i skoczył… 247 metrów, uzyskując najlepszą odległość dnia. Cóż z tego, że odjęto mu kilka punktów za wiatr, skoro Niemiec zyskał kilkanaście „oczek” na odległości, mimo iż wylądował bez telemarku?

Skaczący po Niemcu Granerud, w dużo gorszych warunkach, uzyskał 229,5 metra, ale zdołał go wyprzedzić, o 0,9 punktu. Zgodnie z przypuszczaniami dużo gorzej skoczył w drugiej serii Klimow. Miejsce na podium stracił również Hayboeck. Tymczasem Geiger zdołał utrzymać prowadzenie i to on, po skoku na odległość 223,5 metra, jest liderem na półmetku rywalizacji.

O 4,6 punktu wyprzedza Graneruda, a o 5,5 Eisenbichlera. Polacy? Strata naszych zawodników jest, niestety, spora. Piotra Żyłę od miejsca na podium dzieli niemal 17, a Kamila Stocha prawie 27 punktów. W przypadku drugiego z wymienionych zawodników, w przeliczeniu, to ok. 22,5 metra. Na skoczni mamuciej wszystko jest możliwe, ale chyba nie tym razem. Nie przy takiej formie zawodników, którzy zajmują czołowe miejsca.

W sobotę, na godz. 16.00, zaplanowano początek trzeciej serii konkursowej, w której wystartuje 30 zawodników, którzy przebrnęli wczorajszą pierwszą kolejkę. Walka o medale zapowiada się pasjonująco, ale naszym skoczkom trudno będzie się w nią włączyć. Za to jutro „biało-czerwoni”, z całą pewnością, powinni liczyć się w walce o medale w rywalizacji drużynowej.

Trener Michal Doleżal nie ogłosił wprawdzie jeszcze składu naszej ekipy na ten konkurs, ale gdyby zmienił coś w stosunku do rywalizacji indywidualnej, to byłoby to ogromnym zaskoczeniem.


Mistrzostwa świata w lotach narciarskich, dzień 1 (Planica, HS 240)
1. Karl Geiger (Niemcy) 431.2 (241+223,5), 2. Halvor Egner Granerud (Norwegia) 426.6 (221+229,5), 3. Markus Eisenbichler (Niemcy) 425.7 (220+247), 4. Michael Hayboeck (Austria) 422.7 (245,5+217), 5. Robert Johansson 411.4 (220+228,5), 6. Yukiya Sato (Japonia) 408.9 (222+229), 7. Piotr Żyła 408.5 (221,5+224,5), 8. Kamil Stoch 399 (213+229), 9. Jewgienij Klimow (Rosja) 397 (237+208), 10. Andrzej Stękała 396.5 (224,5+215,5), 12. Dawid Kubacki 394.8 (219+215,5).



Na zdjęciu: Słaby pierwszy skok Kamila Stocha raczej pozbawił go szans na indywidualny medal MŚ w lotach. Ale jest jeszcze konkurs drużynowy.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus