Na fali wznoszącej…

Teraz trzeba patrzeć w górę, bo zespół GKS-u złapał doskonałą formę!


Siatkarze z Katowic odnieśli drugie ligowe zwycięstwo z rzędu nad bezpośrednim rywalem z tabeli z Lublina. Beniaminek PlusLigi pokazał się lwi pazur i w 2 setach walczył o tie-break. Jednak komplet punktów pozostał u gospodarzy. Teraz realnie mogą myśleć o grze play-offie, a byłby to niebywały sukces.

Wyjściowe składy nie były żadnym zaskoczenie, bo można było je wytypować w „ciemno”. Zastanawialiśmy czy zadziała jakikolwiek element zaskoczenia, a przecież kilku zawodników z Lublina występowało swego czasu po drugiej stronie. Spodziewaliśmy się wyrównanej gry i w 1. secie do pewnego momentu taka była. W końcu gospodarze zdołali wypracować 3 pktprzewagę, ale w dużej mierze była to zasługa gości, którzy popełnili w błędy. Urozmaicona zagrywka oraz blok – obrona – te elementy sprawiły, że gospodarze prowadzili już 23:18 i musiałby nastąpić jakiś kataklizm, by „GieKSiarze” przegrali tę partię. Wygrana do 20 to niezły prognostyk przed kolejną odsłoną jakże ważną dla obu drużyn.

Mocno skoncentrowani i zdeterminowani miejscowi siatkarze szybko zbudowali sobie solidną przewagę 13:5, a w międzyczasie trener Dariusz Daszkiewicz dokonał podwójnej zmiany i na parkiecie pojawili się: rozgrywający Igor Gniecki oraz atakujący Szymon Romać. Ta roszada nic nie wniosła, bo rozpędzeni gospodarze mknęli do końca z prędkością pendolino. Z przyjemnością oglądało się współpracę amerykańskiego rozgrywającego Micaha Ma’a ze środkowymi Marcinem Kanią oraz Piotrem Hainem. Skrzydłowi, jak zwykle, stanęli na wysokości zadania, choć Tomas Rousseaux był „obstrzeliwany” zagrywką. Z tej opresji wyszedł obronną ręką, a w ataku wcale się oszczędzał. Oczywiście, pierwszoplanową postacią był Jakub Jarosz, który był niemal nieuchwytny dla rywali. Zdarzały się nieudane zagrywki, ale wynikały z maksymalnego ryzyka, jakie podejmował.

Najbardziej wyrównana była 3. partia, bowiem goście nie mieli nic do stracenia i podjęli maksymalne ryzyko w polu serwisowym. To przyniosło im wymierne efekty, bowiem „zafundowali” gospodarzom 3 asy. W pierwszych 2. odsłonach ich blok nie istniał, a tym razem tym elementem również zdobyli 3 pkt. Goście niemal przez cały czas prowadzili, ale siatkarze GKS-u to wojownicy i po raz kolejny w tym sezonie walkę. Gospodarze prowadzili 22:20 i 23:21, ale ostatnie słowo należało do gości, którzy zdobyli po asie serwisowym Jakub Wachnik i 2. skutecznych atakach Wojciecha Włodarczyka.

Jeszcze większe emocje towarzyszył kolejnej odsłonie, jak się później okazało ostatniej. Jej los ważyły się w jedną lub w drugą stronę. Tę wojnę nerwów wygrali gospodarze w grze na przewagi. To była niezwykle ważna wygrana GKS-u nad sąsiadem z tabeli. To pozwala realnie myśleć o grze w play-offach, choć droga jeszcze daleka.

GKS Katowice – LUK Lublin 3:1 (25:20, 25:17, 23:25, 27:25)

KATOWICE: Ma’a (1), Rousseaux (21), Kania (13), Jarosz (16), Quiroga (13), Hain (8), Mariański (libero) oraz Drzazga, Domagała (4). Trener Grzegorz SŁABY.

LUBLIN: Pająk, Wachnik (13), Nowakowski (9), Filipiak (7), Włodarczyk (19), Stajer (4), Watten (libero) oraz Gregorowicz (libero), Giecki (3), Romać (10), Peszko, Sobala. Trener Dariusz DASZKIEWICZ.

Sędziowali: Piotr Skowroński (Gdańsk) i Marek Heyducki (Puck). Widzów 350.

Przebieg meczu

I: 9:10, 15:14, 20:17, 25:20.
II: 10:5, 15:7, 20:12, 25:17
III: 7:10, 12:15, 19:20, 23:25.
IV: 10:7, 15:14, 19:20, 27:25.

Bohater – Tomas ROUSSEAUX.


Na zdjęciu: Zespół GKS-u wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności, a ważne rolę odegrali Gonzalo Quiroga oraz Tomas Rousseaux.
Fot. Tomasz Kudala/PressFocus