Najniższy wymiar kary dla GieKSy

Słabiutko dysponowana GieKSa nie miała argumentów w starciu z dobrze spisującymi się na wyjazdach gdynianami.


O takich meczach nie do podrabienia Wojciech Łazarek zwykł mawiać, że to pojedynek gołej d… z batem. – Zagraliśmy najsłabsze 25 minut, odkąd pamiętam – nie krył Rafał Górak, szkoleniowiec GieKSy, która fatalnie weszła w to spotkanie. Była wolna, apatyczna, mnożyły się straty, kiksy, w których przodował Grzegorz Rogala.

Po jednym z nich gdynianie wyprowadzili kontrę, którą faulem ratunkowym na Karolu Czubaku zatrzymał Bartosz Jaroszek i został ukarany czerwoną kartką, już swoją drugą w tym sezonie. Gol dla Arki był tylko kwestią czasu, na niewiele zdała się delikatna korekta, czyli wprowadzenie jeszcze przed przerwą Marcina Urynowicza za Dominika Kościelniaka, choćby po to, by dodać zespołowi trochę centymetrów.

Gdynianie momentami osiągali miażdżącą wręcz przewagę, a obrazek z początku II połowy, gdy najdalej wysuniętym zawodnikiem gospodarzył był Jakub Arak ustawiony na… 14. metrze (cała dziesiątka graczy GKS-u była w polu karnym!) mówił więcej niż słowa i świadczył o dominacji przyjezdnych. GieKSę w grze utrzymywał Dawid Kudła, notując kilka świetnych interwencji, spośród których najbardziej spektakularną była ta po „główce” Czubaka z dosłownie kilku metrów. Jego koledzy z defensywy też bronili ofiarnie, blokowali strzały, dlatego tym bardziej zeźliły okoliczności straty jedynej bramki.

Patryk Szwedzik zamiast wrócić za Omranem Haydarym wolał machać rękami na Jakuba Araka, Michał Marcjanik obsłużył urodzonego w Holandii reprezentanta Afganistanu prostopadłym podaniem, a ten przymierzył tuż sprzed „16”. Piłka po drodze do siatki odbiła się jeszcze od słupka. GKS był w stanie odgryźć się jedynie uderzeniem z podobnej odległości, które oddał Rafał Figiel. Dobrze interweniował wtedy Kacper Krzepisz. W końcówce katowiczanie sprawiali wrażenie zrezygnowanych, pogodzonych z porażką, chwilami biernie przyglądając się, jak Arka rozgrywa piłkę na ich połowie, krocząc po już 4. w sezonie wyjazdowe zwycięstwo.

To było smutne niedzielne popołudnie przy Bukowej, upływające przy akompaniamencie kibiców Arki i zaprzyjaźnionej z nimi Polonii Bytom, a także wulgaryzmów, których przy „Blaszoku” (pozostaje pusty z powodu bojkotu) śmiemy twierdzić, że aż tylu by nie było. Prezentacja drużyny hokeistów, którzy w czwartek zaczynają boje w Lidze Mistrzów, odbyła się przed meczem przy garstce kibiców. Rezultat 0:1 był dla miejscowych najniższym wymiarem kary.

Zadowolony musiał być za to Ryszard Tarasiewicz. Kto wie, czy tą wiktorią nie uratował posady, bo jak donosiły media, gotowy do przejęcia Arki ma być Goncalo Feio. – Mamy lekki deficyt punktowy, ale to absurd . Gdyby była bryndza, trzeba by się zastanowić, ale nie uważam, byśmy w ośmiu kolejkach byli słabsi od któregokolwiek przeciwnika. Arka nie jest mistrzem świata, a niezłym zespołem. Nie ma tak, że pierwsze miejsce mamy zarezerwowane, a reszta walczy o drugie i baraże – podkreślał Tarasiewicz.


GKS Katowice – Arka Gdynia 0:1 (0:0)

0:1 – Haydary, 65 min

GKS: Kudła – Jaroszek, Jędrych, Janiszewski – Wasielewski, Figiel, Dudziński (73. Błąd), Rogala – Szwedzik (73. Brzozowski), Kościelniak (39. Urynowicz) – Arak (73. Roginić). Trener Rafał GÓRAK.

ARKA: Krzepisz – Rymaniak, Marcjanik, Dobrotka, Stolc (46. Aleman) – Milewski, Gol – Haydary (79. Purzycki), Adamczyk (73. Bednarski), Stępień (46. Tomal) – Czubak (73. Kuzimski). Trener Ryszard TARASIEWICZ.

Sędziował Krzysztof Jakubik (Siedlce). Widzów 981. Żółte kartki: Haydary, Bednarski, czerwona Jaroszek (27, faul ratunkowy).
Piłkarz meczu – Omran HAYDARY.



Na zdjęciu: Ważnym momentem meczu była czerwona kartka Bartosza Jaroszka, ale i w pełnych składach GieKSa znacznie ustępowała Arce.
Fot. Tomasz Kudala/PressFocus