Narciarskie MŚ – wizja proroka Piotra Żyły

W pierwszej serii Polacy nie mieli szczęścia do aury – Stoch przy silnych podmuchach w plecy osiągnął 91,5 m i był sklasyfikowany na 18. pozycji. Kubacki był 27., a Stefan Hula plasował się na 29. miejscu. Do finału nie awansował Żyła, zajmując 33. lokatę.

Taki przebieg konkursu był szokiem. Podopieczni trenera Stefana Horngachera bardzo dobrze prezentowali się na treningach oraz w kwalifikacjach. Medalu nigdy nie można być pewnym, ale chyba nikt nie spodziewał się tego, że na półmetku wyżej od trzykrotnego mistrza olimpijskiego będą m.in.: Czech Filip Sakala (szósty), Amerykanin Casey Larson (13.) i Włoch Sebastian Colloredo (15.).

Polakom nie szło na początku mistrzostw. W Innsbrucku indywidualnie Stoch był piąty, a drużynowo biało-czerwoni zajęli czwarte miejsce, choć bronili tytułu i przyjechali jako liderzy Pucharu Narodów. Zapowiadało się, że teraz ich nadzieje na sukces pogrzebie pogoda. Kiedy wkrótce po swoim finałowym skoku w strefie rozmów z mediami pojawił się Hula, to nie przebierał w słowach.

„To jest cyrk. To co się działo w pierwszej serii, to jakaś katastrofa. Można się tylko śmiać, bo zawodnicy osiągają śmieszne odległości. Po co ten konkurs się odbył?” – grzmiał Hula, który ostatecznie zajął 12. miejsce, najwyższe w karierze na MŚ.

Po zawodach krzyknął do dziennikarzy, że chce anulować tę rozmowę. W jej trakcie wzburzony 32-latek nie widział tego, co działo się po jego próbie. Nie widział, że po bardzo dobrym skoku prowadzenie objął Kubacki, nie widział, że tuż za nim znalazł się Stoch i nikt nie potrafi ich wyprzedzić. Nie zwrócił również uwagi na coraz mocniej padający śnieg. To wszystko obserwował za to Żyła.

„Po drugim skoku Dawida wiedziałem, że ostatecznie zajmie wyższą pozycję. Z czasem zacząłem liczyć na pierwszą dziesiątkę, nawet pierwszą szóstkę. Nagle podszedł do mnie Piotrek (Żyła – PAP) i powiedział, że Dawid to wygra, a Kamil też będzie na podium” – zdradził Adam Małysz, dyrektor ds. skoków i kombinacji w PZN.

„Piotrek stał z boku i cały czas mi mówił, że skoczyłem na medal. Powoli się chyba robi prorokiem” – dodał Kubacki.

Żyła regularnie stara się przekonać dziennikarzy, żeby nie próbowali zrozumieć uprawianej przez niego dyscypliny sportu. „Skoki narciarskie to stan umysłu” – powiedział po styczniowym konkursie w Zakopanem.

Dwa tygodnie wcześniej, przy okazji Turnieju Czterech Skoczni, zdradził natomiast, że przed zawodami wprowadza się w stan wyjątkowej koncentracji, który odcina go od bodźców zewnętrznych.

„Jestem tylko ja i skocznia. Nie ma nic więcej. Potrzebuję trochę czasu na wyjście z tego stanu i dlatego po zawodach czasem nie zatrzymuję się na rozmowy” – tłumaczył.

Być może dzięki takim praktykom Żyła widział, co się szykuje. Śnieg zaczął zalegać w torach i uniemożliwiał najlepszym na półmetku nabrać odpowiedniej prędkości na rozbiegu.

Kubacki w drugiej próbie uzyskał 104,5 m, co okazało się najlepszą odległością dnia. Żaden z dziewięciu czołowych po pierwszej serii zawodników nie osiągnął stu metrów.

Analiza prędkości skoczków na progu wypada jednoznacznie. Kubacki w finałowej serii był szybszy od lidera Ryoyu Kobayashiego aż o 2,7 km/h. W pierwszej serii to Japończyk uzyskał o 0,3 km/h większą prędkość.

Polscy skoczkowie do znudzenia powtarzają, że skupiają się tylko na swojej pracy, że nie myślą o pogodzie, czy rywalach, tylko o tym, aby oddać jak najlepszy skok, gdyż tylko na to mają wpływ. Zapewniali także, że mistrzostwa świata starają się traktować, jak każdy inny konkurs.

„Druga seria była kwestią wiary, ale bardziej chodziło o to, czy ktoś się podda, załamie i powie, że to koniec, czy jednak zrobi to, co potrafi najlepiej, bo zawody kończą się po dwóch skokach” – podkreślił Stoch.

Te słowa tylko potwierdzają, że trudno o lepszą definicję skoków narciarskich niż stwierdzenie proroka Żyły, że są stanem umysłu.