Nie ma kim straszyć. A bronić – strach…

Łodzianie od 11 kolejek są w pierwszej lidze niepokonani. GieKSiarze w tym samym czasie porażek doznali aż sześciu, wygrali zaś – tylko dwukrotnie. A przecież ledwie cztery miesiące temu katowiczanie wywieźli komplet punktów obiektu beniaminka! Zwycięskiego gola strzelił dla nich wówczas Daniel Rumin, dla którego było to debiutanckie trafienie na tym szczeblu rozgrywek.

Rumin w „śpiączce”

Pozyskany z III ligi napastnik u progu sezonu prezentował się doskonale, potwierdzeniem tego był gol w meczu z GKS-em Tychy, ale i sytuacje strzeleckie, do których dochodził w następnych kolejkach. Ale… po zakontraktowaniu Bartosza Śpiączki stracił miejsce w „jedenastce” GieKSy, a wraz z nim – również dobrą formę. – On jeszcze będzie grać! – zapewniał Dariusz Dudek u progu swej pracy przy Bukowej, gdy pytaliśmy go o dynamicznego chłopaka z Częstochowy. I faktycznie szkoleniowiec szansę Ruminowi dawał: za jego kadencji wybiegł w podstawowej jedenastce na spotkania z Garbarnią i Wartą. Oba przy Bukowej, oba przegrane… Determinacji trudno mu było w nich odmówić, gorzej był z finalizacją akcji.

– Chciałbym, żeby mi ktoś powiedział, jak się pracuje nad skutecznością. Oczywiście trzeba pracować nad powtarzalnością w ofensywie, ale trening i mecz to dwie różne sprawy. A sam strzał to element techniczny, który w 10 czy 15 treningów trudno wypracować u zawodnika dwudziestokilkuletniego – te słowa… Ryszarda Tarasiewicza, wypowiedziane po sobotnich derbach w Tychach (a dotyczące głównie jego podopiecznych), częściowo być może tłumaczą i snajperskie „milczenie” Rumina.

Defensywne samobójstwa

Czy potyczka z łodzianami będzie dlań okazją do przebudzenia? Na takowe czeka zresztą większość katowickich piłkarzy. Tak naprawdę jednak jeszcze większym problemem dla ich szkoleniowca jawi się beznadzieja defensywna; przynajmniej ta zaprezentowana w Tychach. Lista błędów i nieodpowiedzialnych zachowań była bardzo długa. O „Puszcze” (Tymoteuszu Puchaczu), który miał „zbierać drugie piłki”, a dopuścił do strzału Keona Daniela (gol numer 2) już pisaliśmy. Gol numer 3? – Trenowaliśmy obronę przed wrzutem z autu, a jednak właśnie w ten straciliśmy w bramkę – rozkładał ręce opiekun GKS-u. No i jeszcze trafienie numer 4… Przed takim uderzeniem, jakie z rzutu wolnego zaprezentował Łukasz Grzeszczyk, właściwie nie sposób się obronić. Ale można do niego nie dopuścić. – Ten faul był niepotrzebnym błędem – mówił jeszcze na murawie do kamer i mikrofonów Grzegorz Piesio, a wtórował mu potem Dudek. – Robimy wślizg wtedy, kiedy go być nie powinno – analizował zachowanie Bartłomieja Poczobuta.

Pięciu obrońców, cztery gole

W tyskim spotkaniu – być może zachęcony dobrym występem drużyny przeciwko Podbeskidziu – trener GieKSy jakby… zatracił balans między defensywą i ofensywą w zaleceniach dla swych podopiecznych. „Wahadłowi” – Kacper Tabiś i wspomniany Puchacz – większy nacisk kładli na grę „do przodu”, zaś trzech stoperów – akurat w tym spotkaniu będących zwykle 2-3 metry od rywala w ich „szesnastce” – zwyczajnie źle odczytywało zamiary tyszan. – Skutek jest taki, że sami pomogliśmy przeciwnikowi w strzelaniu nam bramek – to jeszcze raz rozgoryczony Piesio.

Co można poprawić w składzie/ustawieniu/grze linii obronnej GKS-u przed starciem z wiceliderem, a zarazem trzecim pod względem skuteczności zespołem I ligi? – Trudne pytanie… – nie kryje Dariusz Dudek. – Bo trudno coś zmieniać, skoro tracimy tak wiele bramek, grając pięcioma obrońcami.

Co gorsza; nie ma pewności dzisiejszego występu Jakuba Wawrzyniaka, nawet jeśli pierwotnie uraz dłoni rozoranej korkami rywala wydawał się dużo poważniejszy. Adrian Frańczak i Wojciech Lisowski, którzy grywali już tej jesieni w środku obrony, to zaś przede wszystkim boczni defensorzy. I to na dodatek w formie raczej dalekiej od przyzwoitej…