Niemoc strzelecka Arki była prezentem dla ŁKS-u

Dopiero po raz drugi w tym sezonie ŁKS wygrał mecz na swoim boisku.


Łodzianie grają regularnie w rytmie porażka-zwycięstwo-porażka, a teraz wygrali u siebie dzięki temu, że wyjazdowy mecz z Chrobrym z ubiegłego weekendu został przełożony. Ale dość ironii – gospodarze zapracowali na ten sukces dużym nakładem sił i zdrowia, a przede wszystkim pokładami ofiarności i ambicji.

Piłkarsko lepszym zespołem była jednak Arka. Gości chwilami mieli wyraźną przewagę, ale ta wyższość kończyła się na granicy pola karnego. Zaskoczeniem był brak Karola Czubaka w wyjściowym składzie przyjezdnych. Czubak strzelił w tym sezonie już sześć goli (w Widzewie przez cały rok zdobył dwie bramki, w tym jedną przeciwko…Arce), ale trener postawił tym razem na Artura Siemaszkę.

Miał rację, ale jednocześnie mocno się zawiódł, bo aktywny w ataku i chętny do gry Siemaszko w pierwszej połowie nie wykorzystał czterech bramkowych sytuacji. Brak skuteczności był zresztą zmorą Arki w tym meczu: przegrać mecz przy bilansie strzałów 17-7 na swoją korzyść to doprawdy sztuka.

Ostatni kwadrans pierwszej połowy to okres najlepszej gry ŁKS. W 35 minucie podanie Oskara Koprowskiego trafiło do biegnącego wzdłuż linii pola karnego Macieja Radaszkiewicza, który precyzyjnym technicznie strzałem dał gospodarzom prowadzenie i – jak się miało okazać – zwycięstwo. Nerwowej końcówki by nie było, gdyby Dominguez w 40 minucie wykorzystał rzut karny.

Trafił jednak w słupek! Bramka Radaszkiewicza, faul Dobrotki na Pirulo, jak i w drugiej połowie atak Dąbrowskiego na Siemaszkę w polu karnym – wszystkie te akcje było dokładnie analizowane przez sędziów i za każdym razem decyzja była korzystna dla ŁKS. Niech sto lat żyje ten, co wymyślił VAR – taki toast wznoszono w Łodzi w niedzielne popołudnie.

Goście zdominowali łodzian w środku pola, a sytuacja ŁKS stała się dramatyczna, gdy w 74 minucie po drugiej żółtej kartce usunięty został z boiska Maciej Dąbrowski. W końcówce, przedłużonej aż o osiem minut (a i to za mało, bo przerw, na przykład na oglądanie VAR, było znacznie więcej), ŁKS grał też z bramkarzem na jednej nodze, bo Marek Kozioł doznał kontuzji, a było już po pięciu zmianach.

W 81 minucie Arka mogła za jednym zamachem strzelić trzy gole: strzał Olafa Kobackiego Kozioł obronił, potem dobitka Arkadiusza Kasperkiewicza trafiła w słupek, a kolejna dobitka Mateusza Stępnia była niecelna. To najlepszy opis tego, jak grała w niedzielę w Łodzi Arka.


ŁKS – Arka 1:0 (1:0)

1:0 – Radaszkiewicz, 35 min

ŁKS: Kozioł – Bąkowicz (86. Ibe-Torti), Dąbrowski, Koprowski, Klimczak – Pirulo, Dominguez (76.Monsalve), Rozwandowicz, Rygaard (71. Tosik), Wolski (46. Ricardinho) – Radaszkiewicz (86. Szeliga). Trener Kibu VICUNIA.

ARKA: Kajzer – Kasperkiewicz, Marcjanik, Dobrotka – Kobacki, Bednarski (63. Marcus Vinicius), Milewski, Adamczyk, Hiszpański (75. Stępień) – A. Siemaszko (63. Czubak), Rosołek. Trener Dariusz MARZEC.

Sędziował Sebastian Jarzębak (Bytom). Widzów: 5200. Żółte kartki: Dąbrowski, Pirulo, Kozioł, Monsalve – Milewski, Bednarski, Czubak. Czerwona kartka: Dąbrowski (74., po drugiej żółtej)

Piłkarz meczu – Oskar KOPROWSKI


Fot. Rafał Rusek/PressFocus