Komentarz „Sportu”. Karny niezgody

Kiedy zakończył się mecz Zagłębia Sosnowiec w Lublinie, pierwszą myślą, która przyszła mi do głowy była refleksja, że to bardzo dobrze, że na ławce rezerwowych gości nie siedział Marcin Malinowski.


Generalnie to niespotykanie spokojny człowiek, ale jak ktoś go wkurzy, to… Dobra, końcówkę zdania zostawię do własnej wiadomości.

Żeby nie było żadnych wątpliwości – nie jestem adwokatem, ani nawet sympatykiem klubu z Sosnowca. Tym niemniej nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że drugiego karnego dla Motoru sędzia Paweł Malec podyktował pochopnie. Nie pójdę tropem zirytowanych kibiców (neutralnych i tych sympatyzujących z Sosnowiczanami), bo byli bezwzględni dla łódzkiego arbitra. „Karny naciągany jak guma od majtek” napisał jeden z nich i bynajmniej nie było to oskarżenie najcięższego kalibru.

Też miałem poważne wątpliwości, co do zasadności podyktowania „jedenastki” w doliczonym czasie gry. Maksymilian Rozwandowicz odbił bowiem piłkę głową, a dopiero później ta trafiła go w rękę. Wdziałem bowiem kilka sytuacji, gdy obrońcy wybijali futbolówkę z własnego pola karnego tak pechowo, że trafiali się w rękę i rozjemca nie przerywał gry.

Czyżby tylko dlatego, że piłka leciała „od bramki”, a nie w stronę bramki? Na wszelki wypadek zapytałem kilku arbitrów rozmaitego szczebla, czy werdykt sędziego Malca jest prawidłowy? Połowa stwierdziła, że to był błąd, decyzja nie przystająca do „ducha gry”. Drudzy twierdzili, że… sędzia obroni się ze swojej decyzji. Czyli nie popełnił błędu, ale kropki nad „i” nie stawiali.


Czytaj także w kategorii I LIGA


Brakuje mi argumentów, by stanąć w obronie arbitra. Tym bardziej, że pamiętam, jakie „numery” odstawiał w maju ubiegłego roku podczas meczu Lechii Gdańsk ze Stalą Mielec.


Na zdjęciu: Paweł Malec zbyt pochopnie podjął decyzję o rzucie Karnym?

Fot. Tomasz Folta/PtessFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.