Żurkowskiego polecałem do Slavii Praga

Petr Masek obecnie jest skautem Slavii Praga. Wcześniej w tej roli pracował  dla Sparty Praga i Viktorii Pilzno. W rozmowie ze „Sportem” przekonuje, że nasza ekstraklasa wcale nie jest taka zła, jak widzą ją polscy kibice. Dostrzega sporo plusów, ale widzi też minusy.
 
MICHAŁ ZICHLARZ: W Lidze Mistrzów i Lidze Europy są trzy drużyny z Czech, Viktoria Pilzno, Slavia i Jablonec. Jest słowacki Spartak Trnava. Polskich zespołów nie ma… Polscy kibice nie zostawiają na ekstraklasie suchej nitki. A pan?
 
PETER MASEK: – Powiedziałbym tak, przez te 20 lat, odkąd mam regularny kontakt z polską ekstraklasą, wszystko bardzo się zmieniło na lepsze. Są nowe stadiony, jest wielu kibiców, a sędziowie prowadzą mecze tak jak należy.
Nie ma podejrzanych spotkań, co ma miejsce w naszej lidze, gdzie niektóre spotkania mogą budzić podejrzenia. Jasne, macie jeszcze problem z pseudokibicami, ale tutaj też coś zmienia. Najważniejszy w tym wszystkim jest progres, jaki dokonał się wśród samych piłkarzy. 10 lat temu mało kto odchodził z Polski do zachodnich klubów, teraz jest to liczna grupa. I co ważne, dają tam sobie radę. Pokaż mi kogoś z naszej ligi, kto latem odszedł na zachód?
 
Jak wyglądałoby porównanie zawodnika z ligi czeskiej i polskiej?
 
PETER MASEK:– Nasi piłkarze są dobrze wyszkoleni taktycznie. Mamy siłę, atletykę i taktykę. Pytanie, czy to wystarcza, czy to jest dobre? Nasi zawodnicy nie są tak szybcy jak Polacy. Nie mówię, że w ogóle nie mamy takich graczy, ale jest ich znacznie mniej niż u was.
 
Gdzie zatem tkwi różnica?
 
PETER MASEK:– W waszym kraju wszystko idzie w dobrą stronę. Reprezentacja jest OK. Są ciekawi zawodnicy, którzy grają w dobrych europejskich klubach. Problem tkwi w waszych klubach i to się akurat przez 20 lat nie zmieniło. O co chodzi? U nas się więcej walczy. Zawodnik, aby grał, musi włożyć więcej wysiłku czy to chodzi o trening czy o mecz. Żeby zarobić jakieś pieniądze z piłki, musi włożyć więcej pracy. Z kolei w Polsce są bardzo wysokie zarobki w stosunku do tego co się gra, jaki poziom prezentuje. Nie ma presji.
 
Czasami mam takie wrażenie, że w klubach nie rządzą prezesi, trenerzy czy menedżerowie, ale doświadczeni zawodnicy. Jeśli to się zmieni, a piłkarze zmienią mentalność, to wasza piłka klubowa też pójdzie do przodu. Nie mówię, że wszyscy nie zasługują na wysokie zarobki, bo są wyjątki, ale generalni piłkarze są u was przepłaceni. Inna rzecz: piłka nie do końca w Polsce traktowana jest jak biznes, bo w wielu klubach zbyt wiele do powiedzenia mają kibice. Nie tędy moim zdaniem droga.
 
Klub powinien działać jak firma, mieć wyznaczone cele, realizować je i przynosić dochody. Trzecia rzecz to sprawa związana z waszym charakterem. Polacy nie potrafią opanować emocji. Sam mówił pan na początku, że brak waszych drużyn w pucharach to skandal. Jagiellonia wyeliminowała jednak drużynę z Portugalii. A myśli pan, że gdyby nasz Jablonec, tak jak Jagiellonia czy Lech grał z Gentem czy Genkiem, to awansowałby dalej? Nie! Problemem jest na pewno Legia, gdzie podejmuje się szereg nietrafionych decyzji. Co sądzić o drużynie, która zdobyła mistrzostwo, a w tym czasie trzy razy zmieniła trenera? To jest chore.
 
Ile meczów w rundzie czy w sezonie ogląda pan w Polsce?
 
PETER MASEK: – Trudno powiedzieć. Jeden weekend jestem w Czechach czy na Słowacji, w kolejnym w jeszcze innym kraju, potem w Polsce i znowu u siebie. Różnie to się układa, ale tak mogę powiedzieć, że u was oglądam średnio 7-8 meczów w miesiącu.
 
Jak organizuje pan sobie pracę? Obserwacje narzuca dyrektor sportowy Slavii?
 
PETER MASEK: – Sam sobie układam grafik meczów i wysyłam do klubu. W 99 procentach jest on przez moich przełożonych akceptowany.
 
W zakresie pańskich obowiązków jest oglądanie głównie meczów na Słowacji i w Polsce?
 
PETER MASEK: – Nie. Mam się koncentrować na meczach we wschodniej części swojego kraju i na Słowacji. Polska jest dopełnieniem mojej pracy jako skauta.
 
Na meczach polskiej ekstraklasy spotyka pan skautów z innych czeskich klubów?
 
PETER MASEK: – Nie.
 
Ilu skautów zatrudnia taki klub jak Slavia?
 
PETER MASEK: – O tym wolałbym nie mówić.
 
Ekstraklasę śledzi pan dokładniej od 20 lat. Skąd taki pomysł?
 
PETER MASEK: – Zaczynałem wtedy pracę w grupie menedżerskiej Zdenka Nehody, który był przedstawicielem m.in. Pavla Nedveda. Jako, że mieszkam blisko granicy w Boguminie, to zacząłem jeździć na mecze ligowe do Polski, żeby mieć rozeznanie co do piłkarzy w waszym kraju. Jeździłem nie tylko na Górnym Śląsku, czyli Górnika Zabrze, GKS Katowice czy Odrę Wodzisław, ale też do Płocka, na Legię, kiedy jeszcze grała na starym stadionie. Teraz często pojawiam się z kolei w Krakowie na Wiśle czy Cracovii, w Wrocławiu czy Lubinie, bo nie jest daleko, a autostradą jedzie się szybko.
 
Ma pan swoje ulubione stadiony?
 
PETER MASEK: – Przyjemnie jest w Zabrzu. Gra tam wielu młodych zdolnych chłopaków, a poza tym jest dobra atmosfera na trybunach. Drużynie teraz wprawdzie nie idzie, ale nie ma jakiś złych i negatywnych emocji, tak że fajnie ogląda się tam ligowe spotkania.
 
Nie jeździ pan tylko na mecze ligowe?
 
PETER MASEK: – Często jestem na meczach waszych reprezentacji młodzieżowych czy juniorskich i mogę powiedzieć, że w kadrze U-20 czy U-19 jest wielu ciekawych graczy. I co jest ciekawe? To, że oni tam, kiedy grają w reprezentacji pokazują się i prezentują z bardzo dobrej strony, a potem, kiedy jedziesz ich oglądać w klubie, to nie wiesz, że to jest ten sam piłkarz. Ja myślę, że ci starsi gracze w klubach blokują tych młodych. Tak mi się wydaje.
 
Czy może pan zdradzić, którego piłkarza obserwował w poprzednim sezonie i polecał w Slavii Praga?
 
PETER MASEK: – Nie mogę (śmiech). Było ich wielu i to nie tylko w zeszłym sezonie, ale i w poprzednich.
 
Co w takim razie sprawia, że tak bogaty klub jak Slavia nie chce sprowadzić do siebie zawodnika z Polski, którego akurat pan poleca?
 
PETER MASEK: – Odpowiem tak, sam tego nie rozumiem i zastanawiam się na tym. Sądzę, że polski zawodnik ze swoją szybkością i dynamiką byłby w stanie zrobić karierę u nas. Ja nie rozumiem dlaczego nie ma u nas zawodników z Polski. Nie wykluczam, że jest temu winna trochę czeska mentalność, obawy przed czymś nowym. Nie wiem…
 
Może problem tkwi w finansach?
 
PETER MASEK: – Nie, bo te nasze czołowe kluby bez problemu stać na podpisanie bardzo dobrych kontraktów.
 
Jeździ pan też często na Słowację. Tamtejsze kluby, jak MSK Żylina, AS Trenczyn, czy ostatnio Spartak Trnava radzą sobie bardzo dobrze. Dlaczego tak jest?
 
PETER MASEK: – Bo tam nie ma pieniędzy. Nie mają wyjścia i muszą stawiać na swoich młodych piłkarzy. To się zawsze zwraca. Weźmy Żylinę, gdzie jest bardzo mądry właściciel. Sprzeda dwóch piłkarzy latem do Serie A, kolejnego zimą. Wie, że potem nie będzie walczył o mistrzostwo, ale nie ma z tego powodu tragedii. Pracuje się dalej i stawia na wychowanków lub juniorów, których sprowadza z innych krajów. Z czasem przychodzi wynik i… kolejne transfery. To jest droga dla nas i dla Polski. Stawiania na młodych zawodników, a najlepiej, tak jak to robią w Żylinie – na swoich.
 
Rozmawiałem niedawno z Maciejem Ambrosiewiczem, wychowankiem Arki, a obecnie piłkarzem Górnika, który mówił, że gdyby nie pobyt w MFK Karvina, to dziś nie byłby w tym miejscu w którym jest. Wspominał, że z zespołu w którym trenował w Gdyni w kadrze pierwszego zespołu nie ma nikogo.
 
PETER MASEK: – Pewnie dlatego, że nikt nie dał im szansy. Do Karwiny Ambrosiewicz trafił w dobrym dla siebie momencie, kiedy przechodzi się z trampkarza do juniorów. Był tam dwa lata i dobrze zrobił, że wrócił do Polski i trafił do stawiającego na młodzież Górnika. W Karwinie było w juniorskich kategoriach paru zdolnych zawodników, także reprezentantów Czech. Jednak prawie nikt nie przebił się potem do pierwszego zespołu i nie grał regularnie w profesjonalnej piłce w tym klubie.
 
Który z polecanych przez pana piłkarza, zrobił karierę?
 
PETER MASEK: – Mam takich piłkarzy, o których mówili mi, że się nie nadają, a oni teraz grają w najsilniejszych ligach Europy. Michała Durisza poleciłem do Viktorii Pilzno, gdzie trafił z Dukli Bańska Bystrzyca. Grał potem w Lidze Mistrzów, w reprezentacji Słowacji. Do Agencji Zdenka Nehody przyniosłem bramkarza Tomasza Vaclika, kiedy miał 15 lat, a teraz broni w FC Sevilla. Krzysztofa Piątka i Szymona Żurkowskiego polecałem też do Slavii i co? I nic. O Piątku mówiłem już wcześniej, nawet jeszcze przed młodzieżowym Euro u Polsce, gdzie i tak mało co grał, że warto w chłopaka zainwestować. Niestety, klub się nie zdecydował.
 
Wspominał pan jednak, że można się w tej pracy pomylić. Swego czasu obserwował pan Semira Stilicia, który potem zamiast do Czech trafił do ligi polskiej.
 
PETER MASEK: – Byłem wtedy w Sparcie Praga. Pojechałem na mecz Żeljeznicar Sarajewo – FK Sarajewo. Wszyscy mówili wtedy tylko „Stilić, Stilić“ Ja patrzę, a on w ogóle nie biega. W Sparcie był wtedy Pavel Horvath, który potem przeniósł się do Pilzna. Semir nie miał szans przebić tego zawodnika. Powiedziałem o tym w klubie. Pół roku później Stilić ze świetnej strony pokazał się w meczu Lecha z Grasshopersem. Wtedy myślałem, że się pomyliłem. Życie pokazało, że miałem rację, bo Bośniak wielkiej kariery nie zrobił.
 
Myśli pan, że z czasem budżety klubowe czeskich klubów mogą być większe niż polskich?
 
PETER MASEK: – Nie, choćby z jednej przyczyny. Chodzi o to, w jaki sposób futbol postrzegany jest w obu krajach. To zupełnie dwa inne bieguny. U nas piłka mało kogo obchodzi.
 
To chyba akurat przesada…
 
PETER MASEK: – Ale tak jest. Nie ma nawet co porównywać tego, co jest w Polsce, z tym co w Czechach. U nas nie było żadnej afery sędziowskiej. Nie ma presji ze strony mediów, kibiców tak jak u was. Nie ma presji ze strony polityków. U was dygnitarze pojawiają się na meczach, nie chcą więc widzieć afer. Dlatego wyczyszczeniem tego brudu zajęła się Prokuratura we Wrocławiu. Tutaj nikogo to nie obchodzi.
 
Czyli Michał Listkiewicz stojący na czele komisji sędziowskiej w czesko-morawskim związku też nie pomógł?
 
PETER MASEK: – Kiedy był na czele komisji, był to jedyny sezon, kiedy było OK. Miał wsparcie ówczesnego prezesa związku Miroslava Pelty, była więc presja na sędziów. Dużo to dało. Ja go kojarzę pozytywnie. Zaczął wlepiać sędziom kary, tak że musieli się starać. Potem Pelta został odsunięty, Listkiewicz nie miał poparcia i został odwołany.
 
W europejskich pucharach gra Viktoria, Slavia i Jablonec. Jakie są oczekiwania?
 
PETER MASEK: – Slavia w której pracuję, jest w grupie z Bordeaux, Zenitem Sankt Petersburg i FC Kopenhaga. Jak się uda, będzie dobrze. W Jabloncu presji nie ma z kolei żadnej. Pilzno w Lidze Mistrzów już na starcie wie, że walczy o trzecie miejsce. Rywalizuje przecież z Realem Madryt, AS Romą i CSKA Moskwa.
 
Rozmawiał w Boguminie
Michał Zichlarz