Piłkarski alfabet Teodora Wawocznego

Nie ma drugiego takiego prezesa w Polsce, jak Teodor Wawoczny! Mówi po japońsku, zna kilkadziesiąt hymnów, a przede wszystkim trzyma przy życiu „swój” Grunwald, z którym związany jest praktycznie przez całe życie.


Grunwald Ruda Śląska swoje stulecie obchodził 3 października 2020 roku, ale z powodu pandemii koronawirusa uroczysta gala odbyła się dopiero pod koniec ubiegłego roku. Wybrano na niej piłkarza 100-lecia klubu i trenera, którym został Teodor Wawoczny. To człowiek–instytucja nie tylko w śląskim futbolu. Oto jego alfabet.

A jak awanse

Z pierwszą drużyną awansowałem do wyższej klasy 6 razy, nie liczę młodzieży, bo wtedy nie było jakiejś promocji wyżej, a zdobywało się mistrzostwo. Prowadziłem bardzo zdolny rocznik 1981 i lepszego w długoletniej historii Grunwaldu nie było. Pierwszy awans w seniorskiej piłce jako trenera miał miejsce w 1976 roku do klasy okręgowej. Kolejne były do III ligi, a mianowicie w 1978, 1984, 1997 i 2014. Z kolei do II ligi awansowaliśmy w 1998. Ten był szczególny, bo jedyny raz w naszej stuletniej historii awansowaliśmy tak wysoko, na szczebel centralny.

B jak baraże

O awans do II ligi rywalizowaliśmy w meczach barażowych z Polarem Wrocław, było to w czerwcu 1998 roku. Dwa pamiętne mecze. Pierwszy wygraliśmy 2:1, w rewanżu u siebie szybko objęliśmy prowadzenie, bo już w 7 minucie, ale potem nerwówka. Cztery minuty do końca Polar zdobył wyrównującego gola, a minutę później zdobyli kolejnego. Mało tego, na dwie minuty przed końcem jeszcze raz trafili do naszej siatki, ale ta bramka słusznie nie została uznana, bo był spalony. O wszystkim decydowała dogrywka.

W jej ostatniej minucie, kiedy i trener Paluszek i ja mieliśmy już gotowych zawodników do serii rzutów karnych, to dośrodkowanie i gol dla nas Janusza Slatinschka, który niestety niedawno zmarł. Nic piękniejszego nie może być, oczywiście dla drużyny zwycięskiej, bo przeciwnik na murawie leżał pokotem chyba przez dziesięć minut. To było coś, bo przecież jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej graliśmy w IV lidze, a tutaj awans na zaplecze ekstraklasy, zaskoczenie dla wielu. W pierwszym sezonie na zapleczu ekstraklasy uplasowaliśmy się na niezłej 8 pozycji.

D jak dzieci

Córka Aleksandra jest po AWF-ie w Katowicach i od trzech lat związana jest z Grunwaldem. Syn Marek ze sportem nie ma nic wspólnego. Ma zainteresowania techniczne i zajmuje się remontami mieszkań. Ostatnio po 17 latach pobytu na Wyspach Brytyjskich wrócił do Polski.

F jak Foryś

Bardzo znana postać, znany szkoleniowiec, teoretyk piłki, który zaczynał jeszcze przed II wojną. Kiedy podjąłem studia w Poznaniu na AWF, to trafiłem do Warty Poznań, aczkolwiek starała się o mnie też grająca w II lidze Olimpia Poznań. Zdecydowałem się jednak występować w Warcie i jesienią 1968 roku nieźle wyglądało to z mojej strony. Grałem w podstawowej jedenastce, ale potem nieszczęsna kontuzja w derbach właśnie z Olimpią, to było w marcu 1969. Trzask w kolanie, poszła mi łąkotka.

W tamtych czasach to 3 miesiące leżało się w szpitalu. Operację miałem dopiero rok później. Starałem się wrócić na boisko, ale nie dało się, bo po każdym meczu kolano puchło. Co do trenera Tadeusza Forysia, to może jako piłkarz nie osiągnął wiele, ale był doskonałym teoretykiem. Prowadził przecież nie raz reprezentację Polski. Zdawałem u niego potem egzamin na I klasę trenerską w Warszawie. Był to człowiek poukładany, który potrafił podejść do piłkarzy, wytłumaczyć im różne aspekty. Był dla mnie dużym autorytetem. Miałem wielu trenerów i cenię ich sobie, ale Foryś na tym tle się wyróżniał wiedzą o futbolu. Doskonale sobie radził.

G jak Grunwald

Do Grunwaldu trafiłem jako 15-latek, bo boisko klubu było niespełna kilometr od miejsca, gdzie mieszkałem. Pochodzę z Halemby, mieszkałem po drugiej stronie rzeki, przez tory kolejowe trzeba było przebiec, żeby znaleźć się na boisku. Pierwszy mecz jaki oglądałem, to bardzo nieciekawy w czerwcu 1959 roku, bo doszło do awantury podczas spotkanie z Górnikiem Kostuchna. Spotkanie zostało przerwane, sędzia uciekał z boiska, schował się w pobliskim domu, a kibice chcieli go zlinczować. Tak się nie można zachowywać. Do dziś obrazy z tamtych wydarzeń mam w pamięci.

H jak hymny

Znam ich kilkadziesiąt i… potrafię je zaśpiewać! Jest ich ponad 30. Z czego się to wzięło? Niektóre hymny bardzo mi się podobały. W związku z tym, jak pisałem kronikę Grunwaldu Ruda Śląska, a pisałem ją kilkadziesiąt lat, a pisałem nocą, siedząc do 2.00 czy 3.00, i tak było przez dwadzieścia parę lat, to puszczałem sobie te hymny. I tak puszczałem przez tydzień, miesiąc, pół roku słuchając je. Znam i mogę zaśpiewać hymn chiński, japoński, indyjski, nowozelandzki, pakistański, najwięcej europejskich, m.in. włoski, czeski, niemiecki, francuski, grecki. Sprawia mi to przyjemność.

I jak inne kluby

Objąłem Szombierki w kwietniu 1995 roku, kiedy sytuacja była beznadziejna, grali wtedy na zapleczu ekstraklasy. Kiedy tam przychodziłem to dodatkowo fatalny terminarz, bo grali na wyjeździe, a potem z liderami. Przegraliśmy te mecz, a kolejny, gdybyśmy stracili punkty, to byłoby po wszystkim. Wygraliśmy jednak z Radomiakiem 3:0, zaczęła się dobra seria skończona utrzymaniem. Potem przyszedł dobry nowy sezon, bo jesienią 1995 po pierwszej części sezonu byliśmy na wysokim 4 miejscu, z szansą na awans do ekstraklasy, wchodziły wtedy dwa zespoły. Do tego dotarliśmy do ćwierćfinału Pucharu Polski.

Musiałem jednak stamtąd odejść, bo rudzka spółka postanowiła zbudować silny zespół w Rudzie Śląskiej. A Myszków? Pojechałem zobaczyć ich mecz z Lechem Poznań. Moim zastępcą był Andrzej Tabaka, który był też wiceprezesem Myszkowa. Po tym spotkaniu namawiano mnie, żeby na 5 kolejek przed końcem objął drużynę. Nie chciałem tego zrobić, mówiłem żeby pan Kowalski to skończył.

To był sezon 2000/2001. Cztery mecze wygraliśmy. W przedostatniej kolejce idący jak burza Hetman Zamość niespodziewanie przegrał z nami 0:2. Sytuacja była taka, że jak wygramy ostatni mecz, to zostaniemy w II lidze. Z kolei Hetman, który wiosną bardzo dobrze sobie radził, musiał wygrać w Bytomiu z Polonią. Jeśli ci przegraliby ten mecz, to Polonia spadłaby do III ligi. Także „mam na sumieniu” bytomską Polonię, bo Hetman wygrał tam 1:0. My też się utrzymaliśmy.

J jak Japonia

Zawsze marzyłem o tym, żeby nauczyć się tego języka, ale nie było czasu. Kilka lat temu, będąc jak zwykle u nas na boisku, przypadkowo otworzyłem stronę, gdzie przeczytałem o Dianie Marszewskiej, której mama jest doktorem japonistyki, a ona sama od pierwszej klasy uczyła się w Japonii.

Sam zacząłem przerabiać lekcje, a potem trafiłem do Azjatyckiego Centrum Językowego, które swoją siedzibę ma w Katowicach na 3-Maja. Mówi się, że żeby nauczyć się tego języka, to potrzeba trzech lat i dwóch lekcji w tygodniu. Ja uczęszczałem na zajęcia raz tygodniowo, bo czas nie pozwala na większy zakres. Radzę sobie. Także przez to, że mam kontakt z językiem, choćby pisząc do nauczycieli, którzy już wyjechali.

W szkole też miałem bardzo dobrych nauczycieli, Koji Yamamoto, Eichirou Hanafusa, Yukine Hanaoka, Shingo Shimizu. Ostatnio grała u nas i opiekowałem się w Grunwaldzie dwójką zawodników: Kaiki Ozaki, Yu Ito. Niewykluczone, że ktoś do nas jeszcze stamtąd przyjedzie. Cały czas mam kontakt z menedżerem z Japonii Takashi Morimoto z Tokio, który w Halembie gościł u nas już nie raz.

K jak kronika

Ta klubowa kronika, to mogę powiedzieć jest 57 lat pracy. Właśnie ją zakończyłem. Sam tom poświęcony trampkarzom ma 1800 stron. Dotarłem do wielu z tych, którzy gdzieś tam ten Grunwald przed stu laty tworzyli. Zacząłem po studiach w 1972 roku. Lata 1964-1968, to robiłem sobie takie zapiski, notatki, po meczach pierwszego zespołu, juniorów i trampkarzy. Pomysł narodził się na studiach, pomyślałem czemu Grunwald nie może mieć takiej swojej kroniki-książki i zacząłem to wszystko poszerzać.

Teodor Wawoczny – z niejednego szkoleniowego pieca jadł chleb, ale przede wszystkim zapisał się w historii Grunwaldu. Fot. Dorota Dusik

To tak rosło, rosło, jak ciasto na drożdżach i tak się rozrosło, że dzisiaj jest to 6 tysięcy stron samej piłki nożnej, ale do tego jest też opracowana osobno pika ręczna, która przecież na swoim koncie ma grę w I lidze. To też z mojej strony jest jakaś miłość do tej dyscypliny. Tyle tego jest, że mogę powiedzieć tak, nie zaczynaj pić, bo będziesz nałogowcem. Wciągnęło mnie to jak nałóg. Nie wyobrażałem sobie, żebym nie mógł w danym tygodni spisać tego, co działo się w tym czasie w klubie. Musiałem to zrobić, a skupiałem się na dokumentacji.

Jak wszystko zacząłem, to udało mi się jeszcze dotrzeć do piłkarzy, którzy grali w latach 20. Wtedy na początku lat 70., to było możliwe. Teraz oczywiście nie można by tego zrobić, bo nie żyją już ich dzieci.

M jak mecze

Zespół Grunwaldu w oficjalnych meczach o punkty czy to w lidze czy na szczeblu juniorskim i trampkarzy prowadziłem w 948 meczach. Nie liczę tutaj sparingów, a także meczów pucharowych. Z tymi pucharowymi na pewno byłoby dobrze ponad tysiąc.

N jak najlepszy zawodnik

Jeżeli miałbym wskazać najbardziej utalentowanego piłkarza Grunwaldu, z którym grałem czy pracowałem, to wskazałbym na Jerzego Mrowca w latach 60. Grał w kilku ligowych klubach. I tak jak każdy chciał go szybko pozyskać i sprowadzić do siebie, tak potem rezygnował. Nawet nie charakter, ale skłonności alkoholowe spowodowały, że nie zrobił wielkiej kariery. Kiedy miał przerwy, to imponował wszystkim.

Miał wszystko, nienaganna technika i silne uderzenie z obu nóg. Jako 18 latek w 1966 zadebiutował w GKS Katowice. To nie tylko moje zdanie, ale wielu innych, że był najlepszy. Innego, którego podziwiali kibice w Grunwaldzie, który jak Okoński potrafił przedryblować jednego czy drugiego, to takim zawodnikiem był Ryszard Stondzik, drugi w klasyfikacji najlepszych piłkarzy stulecia Grunwaldu.

O jak odznaczenia

Ostatnio, w listopadzie ub. roku, nadano mi tytuł honorowego członka Polskiego Związku Piłki Nożnej. To duże wyróżnienie, można powiedzieć i napisać, że podsumowanie mojej kilkudziesięcioletniej działalności. Jestem również zasłużonym obywatelem miasta Ruda Śląska.

P jak prezes

Prezesem zostałem 10 kwietnia 1981 rok. To był burzliwy okres, były strajki. Na kopalni, ale też w innych zakładach było nieciekawie. Wiosną 1981 roku, jak odbyło się walne zebranie, to poszedłem na nie, jak na każde inne, a wyszedłem jako prezes, w życiu bym się tego nie spodziewał. Sala domagała się jednak, żeby tak było. Zastąpiłem pana Walczucha, którego było mi żal, że byli przeciw niemu, ale taka była moda. Zresztą potem był moim zastępcą. Trzeba było kogoś wybrać, postawili na mnie i tak się stało, tak zostałem prezesem.

Teodor Wawoczny – prezes z pamiątkowym grawertonem z okazji 100-lecia klubu z Halemby. Fot. Dorota Dusik

Były dwie przerwy, pierwsza miała miejsce w 1989 roku. Nie kandydowałem wtedy, bo atmosfera w klubie była fatalna. Toczyłem wtedy bój z I ligowym sędzią Józefem Banaszem i politycznie byłem bez szans. Mieliśmy wtedy dwie kontrole NIK. Prezesem zostałem ponownie w sierpniu 1992. Druga przerwa to 2015 do 2016. Przestałem być prezesem, bo jest podatek PIT-4 i PIT-8. Te podatki od pracowników klub pracodawca musi zapłacić sam. Mnie zdarzyły się spłaty po terminie, po 20. Przez 3 lata kilkanaście takich wpłat się znalazło i sąd skreślił mnie, jako prezesa klubu.

T jako trener

Byłem jednym z nielicznych absolwentów w latach 1949-72, którzy po ukończeniu AWF-u w Poznaniu, otrzymali od razu tytuł trenerem II klasy. Taki tytuł nadał mi profesor Mieczysław Balcer. Od razu też zabrałem się za pracę szkoleniową, bo miałem problemy z kolanem i nie mogłem dalej grać. Jak miałem 26 lat w 1974 roku, to mogłem już prowadzić 1 zespół. Pierwsza przygoda była krótka, bo dyrektor kopalni chciał, żebym do meczowej kadry dopisał jednego zawodnika. Nie zgodziłem się i tak się to skończyło.

W klubie zrobił się potem taki bałagan, że drużynę objąłem na początku stycznia 1975. Konrad Motaj tak mnie nagabywał, że się zgodziłem. Byliśmy na przedostatnim miejscu w tabeli ligi terenowej. Utrzymaliśmy się, a w następnym sezonie awansowaliśmy, w większości z młodymi chłopakami z juniorów, których prowadziłem.

W jak Wydział Gier

Namówił mnie do pracy tam Herman Mleczko, stryj Stefana Mleczki, obecnego prezesa podokręgu Katowice. Był pracownikiem kopalni Halemba, a w czasie politycznych zmian znalazł się w ekipie Mariana Dziurowicza w Okręgowym Związku Piłki Nożnej. Znając mnie z Grunwaldu, co tam robiłem, to przyjechał raz i drugi i prosił, żebym zaangażował się do pracy w Wydziale Gier. Zgodziłem się na wstąpienie.

To było w 1989 roku. Bardzo szybko zostałem wiceprzewodniczącym, a w 2004 byłem przewodniczącym Wydziału Gier i tę funkcję pełniłem do 2016. Od sześciu lat jestem członkiem zarządu ŚZPN. Dodatkowo od 2000 roku, z krótką przerwą do 2021, działałem też w PZPN w trzech komisjach, byłem sekretarzem Najwyższej Komisji Odwoławczej PZPN, sekretarzem Komisji Licencyjnej I i II ligi, a także członkiem i wiceprzewodniczącym Komisji POiłkarstwa Amatoirskiego i Młodzieżowego.

Ż jak żona

Z piłkarzami reprezentacyjnymi przeprowadziłem około 500 wywiadów, jeździłem po całej Polsce, do tego te wszystkie klubowe zobowiązania, to wszystko jest czasochłonne od rana do wieczora. Która kobieta, która wyszła za mąż i miała dwoje małych dzieci, byłaby zadowolona, jak męża nie ma w domu i cały czas siedzi na boisku? Lata mijały, dzieci odeszły z domu, Krystyna też szykowała się do emerytury i jak na nią przeszła w 2011, to wciągnąłem ją do Grunwaldu.

Pracowała jako sekretarka w rudzkim liceum, jest bardzo skrupulatna w tym co robi i jak jej pokazałem co jest do zrobienia, a chodziło o zdjęcia, wycinki prasowe, to wszystko poukładała i chronologicznie spisała. To była robota na kilka lat, bo zdjęcia piłkarzy, piłkarzy ręcznych, grupowe. To wszystko trzeba było alfabetycznie poukładać i ona to zrobiła. Zabierała mi czas, ale wszystko udało się jej ogarnąć i uporządkować. Bez jej pomocy nasza klubowa kronika nie byłaby pełna.


TEODOR WAWOCZNY

  • Data urodzenia: 25 września 1948 rok
  • Miejsce urodzenia: Ruda Śląska
  • Kariera piłkarska: Grunwald Ruda Śl. (1964-68), Warta Poznań (1968-71), Grunwald (1972-77).
  • Kariera trenerska: Grunwald (1972-1990, 1992-2018), Gwarek Ornontowice (1990), Szombierki Bytom (1995), KS Myszków (2001).
  • Sukcesy: sześć awansów jako trener Grunwaldu, w 1976 do klasy okręgowej, w 1978, 1984, 1997 i 2014 do III ligi. W 1998 roku awans do II ligi (drugi poziom rozgrywkowy).

LICZBY „WAWY”

948

W TYLU meczach zasiadał na ławce trenerskiej Grunwaldu Ruda Śląska.

655

W TYLU meczach prowadził pierwszy zespół i pod tym względem nikt długo go nie przebije.

153

RAZY był trenerem zespołu juniorów jedenastki z Halemby.

77

RAZY prowadził drużynę trampkarzy.

63

RAZY był szkoleniowcem drużyny rezerwowej.


Na zdjęciu: Teodor Wawoczny – piłkarz (pasiasta koszulka) w barwach Warty Poznań. Strzela na bramkę Władysława Grotyńskiego z Legii.

Fot. archiwum Teodora Wawocznego