Piotr Mandrysz. Miłe wspomnienia

Piotr Mandrysz jako trener zapisał się zarówno w historii klubów z Tychów, jak i Niecieczy. W 2012 roku, po 18 latach przerwy, wprowadził GKS na zaplecze ekstraklasy, a w 2015 roku Termalica Bruk-Bet pod jego wodzą wywalczyła pierwszy awans do ekstraklasy w dziejach wioski z doliny Dunajca. Nic więc dziwnego, że przed jutrzejszym spotkaniem sąsiadów z tabeli, 57-letni szkoleniowiec chętnie wraca pamięcią do tego, co było.

– Czas pracy w GKS-ie Tychy wspominam bardzo dobrze – mówi Piotr Mandrysz.

– Przez dwa lata prowadziłem „bezdomną” drużynę, która nie mając swojego stadionu, wywalczyła awans do I ligi i jako beniaminek zajęła w niej 6 miejsce. Mieliśmy problemy, bo obiekt, który teraz jest wizytówką miasta, był wtedy w budowie i wszystkie mecze musieliśmy grać na wyjeździe, a jako gospodarz występowaliśmy w Jaworznie. Mimo to stworzyliśmy drużynę opartą na ludziach z Tychów i regionu.

Doświadczeni tyszanie z Krzyśkiem Bizackim, Mariuszem Masternakiem, Łukaszem Kopczykiem czy Krystianem Odrobińskim kierowali młodzieżą na czele z Maćkiem Mańką i Bartkiem Babiarzem, a przy nich wchodzili do gry Mateusz Kupczak, Damian Czupryna czy Mateusz Wawoczny, którego gol w ostatnim meczu sezonu z Czarnymi w Żaganiu postawił pieczęć na awansie. Poznałem w Tychach wielu fajnych ludzi, wśród których był Bartek Bobla, do dzisiaj mój najbliższy współpracownik.

Z tamtych czasów Piotr Mandrysz pamięta też Mateusza Grzybka, który wtedy jako junior już przymierzany był do zespołu seniorów.

– Mateusz miał wtedy 16 lat – dodaje szkoleniowiec niecieczan.

– Trenował z nami i nawet jeździł na zgrupowania, ale były formalne problemy z pozyskaniem go z Akademii i dopiero po moim odejściu z GKS-u Tychy trafił do pierwszoligowej drużyny. Spędził w niej sześć sezonów, po których przyszedł do nas i wywalczył sobie miejsce w podstawowej jedenastce.

Ma konkurenta, ale spisuje się bardzo dobrze i potwierdza, że dokonaliśmy trafnego wyboru. Nie znam kulis jego odejścia z Tychów. Wiem tylko, że jego menedżer złożył nam propozycję, a ponieważ znaliśmy zawodnika i potrzebowaliśmy takiego piłkarza do budowanej na nowo obrony, więc skorzystaliśmy z oferty. Defensywę udało się nam scementować, o czym świadczy najmniejsza liczba straconych goli w I lidze, ale gorzej jest z ofensywą. Odeszli Bartosz Śpiączka i Arni Vilhjolmsson, a Chorwat Matej Jelić dołączył dopiero miesiąc temu.

Tylko siedem drużyn ma mniej strzelonych goli niż my, a GKS Tychy wyprzedza nas w tej klasyfikacji o 8 trafień. Wiemy więc, jakie są nasze słabe strony i pracujemy nad ich wyeliminowaniem. Po trzech wygranych meczach na początku sezonu, w czwartej kolejce padliśmy ofiarą braku skuteczności, bo na bramkę straconą już w 3 minucie w Chojnicach nie potrafiliśmy odpowiedzieć, choć przez 87 minut atakowaliśmy non-stop i mieliśmy 28 sytuacji bramkowych.

Od tego meczu ten strzelecki problem zaczął się nawarstwiać i wpadliśmy w serię siedmiu spotkań bez zwycięstwa. Co prawda przerwaliśmy ją, wygrywając na wyjeździe w minioną niedzielę 3:0 z Puszczą Niepołomice, ale strzelec dwóch goli Piotrek Wlazło, złapał czwartą w tym sezonie żółtą kartkę i musi pauzować. Wypadł nam też pierwszy bramkarz, bo Łukasz Budziłek w meczu z Wartą Poznań zerwał ścięgno Achillesa i zastępuje go 22-letni Karol Dybowski, który wcześniej w Piaście Gliwice był trzecim-czwartym bramkarzem i nie ma zbyt dużego doświadczenia. Potrzebuje więc czasu, żeby zespół się z nim zgrał.

Piotr Mandrysz, który wrócił do Niecieczy, żeby powalczyć o awans do ekstraklasy, znany jest z tego, że uważnie obserwuje nie tylko swój zespół, ale także zna bardzo dobrze atuty i słabe strony rywali. O GKS-ie Tychy też wie bardzo dużo.

– Gdy my wpadliśmy naszą serię meczów bez zwycięstwa, to tyszanie akurat nakręcili spiralę punktową – przypomina Piotr Mandrysz.

– Licząc od zwycięstwa 5:1 u siebie z Chrobrym Głogów, w sześciu meczach ligowych zdobyli 14 punktów i jeszcze wygrali pucharowy mecz z GKS-em Bełchatów. Co prawda przegrali tydzień temu mecz z Olimpią Grudziądz, prowadząc do 87 minuty 2:0, ale to może być dla nich tylko czynnik mobilizujący. Zdaję sobie sprawę, że GKS Tychy to bardzo trudny rywal. Drużyna, którą Ryszard Tarasiewicz prowadzi już niemal dwa lata, jest stabilna i to widać w jej grze, której centralną postacią jest Łukasz Grzeszczyk.

Atutem zespołu jest także rywalizacja. Gdy się ma do wyboru tak uznanych napastników, jak Mateusz Piątkowski i Szymon Lewicki, to ma się komfort, a 22 zdobyte przez tyszan w tym sezonie bramki świadczą o tym, że ich ofensywa jest skuteczna. Defensywny pomocnik Keon Daniel, choć w ostatnim meczu zszedł z kontuzją, to także solidny punkt zespołu, tak samo, jak bramkarz o super warunkach Konrad Jałocha. Czeka nas więc ciekawy mecz dwóch drużyn, które mają ambicje zajęcia wysokich miejsc w tabeli.

Na zdjęciu: Piotr Mandrysz (z prawej) i Bartłomiej Bobla pracowali niegdyś w GKS-ie Tychy. Teraz będą starali się przechytrzyć swoją byłą drużynę.