Podbeskidzie. Kiedyś potrzebowali… księdza

Na ostatni w tym roku mecz do Płocka podryfowała roztrzaskana o skaliste dno bielska szebeka bez stałego kapitana na pokładzie.

Jest jesień 2012 roku. Podbeskidzie Bielsko-Biała, po udanym pierwszym sezonie w ekstraklasie, które skończyło się dosyć pewnym utrzymanie w gronie najlepszych, w następnych rozgrywkach prezentuje się koszmarnie. Po ósmej kolejce i porażce w Bełchatowie z pracą żegna się zasłużony przecież dla klubu Robert Kasperczyk, czyli pierwszy człowiek w historii, który wprowadził „górali” do ekstraklasy.

W kolejnym meczu, przegranym 2:3 z Lechią Gdańsk, drużynę prowadzi tymczasowo Andrzej Wyroba. A w dziesiątej serii gier debiutuje na stanowisku Marcin Sasal. Podbeskidzie wygrywa jedyny mecz w rundzie. 2:1 w Lubinie z Zagłębiem. Później następują cztery kolejne porażki i remis – na zakończeniem rundy – z Widzewem Łódź.

Po piętnastu rozegranych meczach klub spod Klimczoka ma na swoim koncie sześć punktów. To wtedy Czesław Michniewicz, pozostający akurat bez zatrudnienia, wygłasza słynne zdanie. – Podbeskidzie bardziej potrzebują księdza na ostatnie namaszczenie niż trenera – mówi szkoleniowiec, który niedługo potem zostanie trenerem „górali” i dokona niemożliwego, czyli utrzyma zespół w elicie.

Kapitan widzi rodzimy port

W międzyczasie, decyzją prezesa Wojciecha Boreckiego, który obejmuje stery w klubie, trener Sasal żegna się z posadą. Zastępuje go Dariusz Kubicki i na inaugurację wiosny „górale” gromią Jagiellonię Białystok aż 4:0. Nie wygrywają jednak żadnego z trzech kolejnych spotkań. Tymczasem „Kuba” otrzymuje ofertę z Sibiru Nowosybirsk, gdzie wcześniej pracował jako asystent, i zostawia drużynę.

Świat żyje watykańskim konklawe, które wybrało nowego papieża. A w naszej lidze trwa przerwa na potrzeby reprezentacji. Przegrywamy z Ukrainą na Stadionie Narodowym 1:3, za kadencji trenera Waldemara Fornalika, a… Czesław Michniewicz zostaje szkoleniowce Podbeskidzia.
Teraz sytuacja w klubie spod Klimczoka jest zgoła inna, ale też chodzi przede wszystkim o to, by podjąć odpowiednią decyzję.

Tymczasem zespół, pod wodzą trenera Huberta Kościukiewicza, pojechał wczoraj do Płocka na ostatni mecz w tym roku. Zmierzy się z drużyną, z którą powinien powalczyć o ligowe punkty, choć trzeba pamiętać, że obecnie bielski zespół przypomina roztrzaskaną o skaliste dno szebekę, która dryfuje w bliżej nieokreślonym kierunku. Dotychczasowy kapitan jest już w drodze do rodzinnego portu w Gdańsku, a szalupy z nowym szyprem na pokładzie nie widać. W takim stanie ciężko myśleć o punktowej zdobyczy. Rywal, nie da się ukryć, wygląda lepiej, choć runda w przypadku Wisły też nie była udana.

Grać nie zapomnieli

Ale w Płocku wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że wygrywając będą mieli na swoim koncie 16 punktów. O siedem więcej od Podbeskidzia, które – bez względu na wszystko – pozostanie wówczas na ostatnim miejscu w ligowej klasyfikacji. Jeżeli jednak wydarzy się w końcu coś po myśli „górali”, to sytuacja będzie całkowicie różna.

Bo 12 „oczek” i zaledwie jeden punkt mniej od „Nafciarzy”, to obecnie szczyt marzeń Podbeskidzia. Te proste wyliczenia świadczą jedynie o tym, jak ważne jest to spotkanie. – Przed nami szalenie istotny mecz – mówi Karol Danielak, skrzydłowy, a ostatnio mocny obrońca Podbeskidzia.

– Wierzę, że mimo tak nieudanego meczu, jaki przytrafił się nam z Piastem Gliwice, ze starcia w Płocku jesteśmy w stanie wyjść z twarzą. I zagrać o trzy punkty, bo tak naprawdę tylko to nas interesuje – powiedział najlepszy w poprzednim sezonie strzelec „górali”.

W tym sezonie Danielak zdobył tylko jednego gola, ale – pomimo tego i bardzo słabych ostatnich występów – przekonuje, że jego zespół grać w piłkę potrafi.

– Tego nie zapomnieliśmy. Pokazaliśmy to nawet w tych przegranych spotkaniach. Nie jest tak, że oddajemy piłkę i rywal sobie gra. Potrafimy prowadzić grę, co pokazują statystyki. Ale nic z tego nie ma. Może musimy coś zmienić? Może potrzeba prostszych wariantów? Za ostatnie występy jest nam wstyd i zrobimy wszystko, by zmazać tę plamę – podkreślił gracz „górali”.




Na zdjęciu: Karol Danielak (z lewej) wierzy, że jego drużynie uda się w Płocku zmazać plamę, którą drużyna dała w ostatnich swych występach.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus