Podbeskidzie. Kolejna przeszkoda do przeskoczenia

Piłkarze Podbeskidzia nie mają czasu na rozpamiętywanie porażki z Pogonią, bo już dziś zagrają we Wrocławiu.


Podbeskidzie Bielsko-Biała przegrało 0:2 z Pogonią Szczecin w piątek, a już dziś zagra kolejny mecz na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław. Jesienią oba zespoły mierzyły się w Bielsku-Białej i ekipa ze stolicy Dolnego Śląska wygrała 2:0. „Górale” – prowadzeni wówczas przez trenera Krzysztofa Bredego – nie mieli nic do powiedzenia. Jak będzie dziś? Na pewno Podbeskidzie musi zagrać lepiej aniżeli w ostatnim spotkaniu. Trzeba przyznać, że Pogoń była drużyną zdecydowanie lepszą i wygrała zasłużenie.

Nie można jednak powiedzieć, że podopieczni Roberta Kasperczyka grali bardzo źle. Starali się, walczyli i dużo biegali, ale nie wystarczyło to na wicelidera tabeli. Kolejny świetny mecz w barwach bielszczan rozegrał Michal Pesković. Śmiało można zaryzykować twierdzenie, że Słowak jest niczym wino, im starszy, tym lepszy. Ale – z drugiej strony – to nie wystarcza, by zdobywać punkty.

– Na pewno nie tak to miało wyglądać. Można powiedzieć, że w I połowie mecz był remisowy. Przeciwnik, czyli Pogoń Szczecin, nie stworzył jakiegoś poważnego zagrożenia. Może w pierwszej minucie oddał strzał, ale później zbyt łatwo straciliśmy bramkę. Graliśmy dobrze, staraliśmy się odbierać piłki. To była dobra I połowa w naszym wykonaniu, ale straciliśmy w niej gola – wyjaśnił po wszystkim doświadczony golkiper, który niedawno rozegrał 200. spotkanie w ekstraklasie.

– Założenie było takie, by odbierać Pogoni piłkę. Wiedzieliśmy, że akurat ten rywal potrafi się przy piłce utrzymywać. Trzeba było atakować wysoko, zawsze wtedy mogła nastąpić strata i mogliśmy to wykorzystać. Tak staraliśmy się grać i szkoda, że to nam się nie udało – podkreślił Michal Pesković.

Warto przypomnieć, że Podbeskidzie pierwszego gola w starciu z Pogonią straciło z gry, a drugiego z rzutu karnego.

– Nie wiem, czy karny był, czy też nie. Trudno o tym rozmawiać po meczu. Najważniejsze było jednak to, że straciliśmy pierwszego gola. Mieliśmy swoje sytuacje i szkoda, że nic nie wpadło. Nic to, musimy walczyć dalej. Nie możemy zbyt długo zastanawiać się nad tym, co za nami, bo za chwilę mamy kolejny mecz. Do zdobycia są kolejne punkty, które musimy zbierać. Przed nami bardzo dużo pracy, a jakość musimy pokazać na boisku – wyjaśnił słowacki bramkarz Podbeskidzia.


Czytaj jeszcze: Nie załamują rąk

– Walczyliśmy do samego końca. Było 0:2 i chcieliśmy strzelić bramkę kontaktową. Gdyby wcześniej było tyle sytuacji, to może ten mecz skończyłby się inaczej. Tak to już jest w piłce nożnej. Kiedy stwarzasz sobie okazje, to masz szanse strzelić więcej bramek.

Dziś bielszczanie zagrają ze Śląskiem Wrocław i jasne jest, że o punkty będzie bardzo ciężko. A przecież „oczek” potrzebuje Podbeskidzie jak kania dżdżu. Szczególny to będzie mecz m.in. dla Kamila Bilińskiego. Napastnik Podbeskidzia pochodzi z Wrocławia i właśnie w barwach Śląska zaczynał poważną przygodę z futbolem.

W sezonie 2008/09 zadebiutował w Śląsku w ekstraklasie. Rozegrał wówczas 9 spotkań i strzelił jednego gola. W kolejnym sezonie wystąpił w 11 meczach, ale nie trafił do siatki. Co było później? Kilka klubów w niższych klasach rozgrywkowych w Polsce, a następnie Żalgiris Wilno i Dinamo Bukareszt.

Biliński wrócił następnie do Śląska i to właśnie w klubie z Dolnego Śląska rozegrał swój najlepszy sezon w ekstraklasie. W rozgrywkach 2016/17 wystąpił w 32 meczach i strzelił 11 goli. W obecnym sezonie trafił dla Podbeskidzia 10 razy i cały czas pozostaje jednym z dwóch najskuteczniejszych Polaków w PKO Ekstraklasie.


Na zdjęciu: Michal Pesković ciągle spisuje się znakomicie. Tylko jego koledzy z Podbeskidzia tego nie potrafią uszanować.
Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus