Podbeskidzie. Potrzeba cierpliwości

Trener Mirosław Smyła deklaruje, że nikt do końca rozgrywek się nie podda. Jeżeli taka osoba się pojawi, to szkoleniowiec wykluczy ją osobiście.


Krótko trwała „seria” zwycięstw Podbeskidzia po zakończeniu nieszczęśliwej passy 11 kolejnych meczów bez wygranej. „Górale” wygrali w Nowym Saczu, ale w kolejnym meczu – z Zagłębiem Sosnowiec przed własną publicznością – musieli uznać wyższość rywala.

– Nie tak wyobrażałem sobie pierwszy mecz w roli trenera Podbeskidzia na własnym stadionie. Pewnie to, co powiem, to będą banały, ale nie dojechaliśmy na mecz z Zagłębiem Sosnowiec pod względem fizycznym. Tu nie chodzi o to, bym szukał dla nas alibi. Jest przecież tak, że jeżeli nie można wygrać, to trzeba zrobić wszystko, by nie przegrać. To nam się nie udało i trzeba pogratulować przeciwnikowi zwycięstwa. Rywal był bardzo zdeterminowany – mówił po ostatnim spotkaniu Mirosław Smyła, szkoleniowiec drużyny spod Klimczoka.

Czasu na rozpamiętywanie porażki z Zagłębiem nie ma jednak zbyt wiele. Do zakończenia rywalizacji w fazie zasadniczej sezonu pierwszoligowego pozostały bielszczanom trzy spotkania. – Mamy kilka dni do kolejnego meczu, do którego musimy się przygotować. Zespół musi odpocząć. Podnieść się z kolan i w tradycyjny sposób bardzo ciężko popracować. Musimy wykrystalizować jedenastkę, która wyjdzie na kolejne spotkanie i będzie walczyć o zwycięstwo.

Jesteśmy obecnie w takiej sytuacji, że nie mamy nic do stracenia. Możemy tylko zyskać. Powiedziałem chłopakom, że te trzy ostatnie mecze będą sygnałem dla wszystkich. Jakie wrażenie pozostawimy i co po nas pozostanie. Na tym trzeba się skupić. Trzeba wspierać zespół, bo ja widzę, jak on się zachowuje w szatni – podkreślił szkoleniowiec drużyny spod Klimczoka. Istotnie trudno się z trenerem Smyłą nie zgodzić.

Podbeskidzie traci obecnie cztery punkty do szóstej w tabeli Sandecji Nowy Sącz. To różnica, którą na przestrzeni trzech spotkań można odrobić. Niemniej jednak będzie szalenie trudno. Po pierwsze zespół z Bielska-Białej, co widać było w ostatnim spotkaniu, nie wzbudza zaufania, jeżeli chodzi o argumenty czysto piłkarskie. A po drugie zmierzy się w ostatnich trzech spotkaniach z drużynami, które walczą albo o bezpośredni awans do ekstraklasy, albo o baraże właśnie.

Być może w tej sytuacji pomysłem byłaby zmiana ustawienia? Jesienią zespół spisywał się bardzo dobrze w ofensywie. Strzelał sporo bramek, ale na wiosnę skuteczność wyraźnie się pogorszyła. Czy zmiana ustawienia, spróbowanie gry na dwóch napastników, może być jakimś rozwiązaniem? – To nie są łatwe decyzje. Zespół objąłem kilka dni temu – podkreśla Mirosław Smyła.

– Nie było okazji, by popracować w pełnym mikrocyklu. Mieszanie w taktyce, szczególnie w ofensywie, byłoby błędnym kołem. Nie można liczyć na to, że poprzez jedną zmianę ktoś w sposób prosty i jednoznaczny będzie wykonywał polecenia. Są pewne nawyki treningowe, które powstają poprzez liczbę przepracowanych godzin. Ingerowanie w to, moim zdaniem, mogłoby zabrać już wszystko temu zespołowi.

Nie jest powiedziane, że nie możemy grać w innym ustawieniu. Pytanie brzmi jednak w ten sposób, czy to jest dobry moment, aby tak budować Podbeskidzie? Jesteśmy w Bielsku-Białej. Wszyscy związani z tym klubem muszą wypracować w sobie jedną rzecz. Nazywa się ona cierpliwość. Drużynę buduje się systematycznie, a jak przychodzą efekty, to trwają one długo. To są odsetki od zainwestowanego czasu pracy. Wróćmy jednak do początku. Nikt, dopóki piłka w grze, się tutaj nie podda. Jeżeli taka osoba się pojawi, to pierwszy z obszaru zespołu ją usunę – zadeklarował szkoleniowiec „górali”.




Na zdjęciu: Pod Klimczokiem trzeba przedefiniować pewne sprawy. Warto pomyśleć o przyszłości.

Fot. Krzysztof Dzierżawa/PressFocus