Premiera na medal

Trener Ireneusz Mamrot pięknie przywitał się z krajową elitą. Nie prosił o okres przejściowy. Z marszu odegrał jedną z głównych ról w zaciętej batalii o tytuł mistrza Polski.

Miał nosa prezes Cezary Kulesza, kiedy na następcę Michała Probierza namaścił Ireneusza Mamrota. Postawił na człowieka z drugiego frontu, będącego całkowitym przeciwieństwem swego poprzednika. Skromny, niekrzykliwy, bez inklinacji do przywdziewania szat showmana. Manewr się opłacił. Dzisiaj już wiemy, że to był ten człowiek, którego Białystok potrzebował. Postać na miarę wicemistrzostwa kraju.

Po ostatnim gwizdku sezonu Mamrot noszony był na rękach, a feta – jaka miała miejsce w stolicy Podlasia – miała charakter iście mistrzowski. Gdyby spojrzał na nią z boku ktoś niezorientowany, musiałby uwierzyć, że w szalonym galopie „Żubry” właśnie stratowały konkurencję i szykują się na podbój Europy.

Oklaski należą się burzliwe, bo trzeba pamiętać, że białostoczanie kończyli sezon bez dwóch najlepszych strzelców z poprzedniego cyklu. Latem Estończyk Konstantin Vassiljev (13 trafień) odszedł do Piasta Gliwice, a pół roku później z drużyną pożegnał się Litwin Fiedor Czerncyh (12), przystając na intratną ofertę Dynama Moskwa. Najlepszy sezon w karierze rozegrał jednak jego kolega z reprezentacji kraju, Arvydas Novikovas. Zdobył dziewięć goli i tym razem to on wśród snajperów „Jagi” nie miał sobie równych.

Skoro jesteśmy przy naszych wschodnich sąsiadach, trzeba też wspomnieć o Tarasie Romanczuku. Ukrainiec, który w środku pola odgrywał kluczowa rolę, otrzymał polski paszport i wiosną zadebiutował w ekipie Adama Nawałki. Na mundial wprawdzie nie poleci, ale jego status nigdy nie będzie już taki jak u progu zakończonego sezonu. Wtedy był jednym z wielu, dziś w hierarchii ligowców plasuje się zdecydowanie powyżej stanów średnich.
Co teraz? W Białymstoku nadal nie ma lotniska. Wciąż jest jednak drużyna, która przy sprzyjających okolicznościach może poszybować naprawdę wysoko…

 

2. JAGIELLONIA BIAŁYSTOK

STRZELCY (55): 9 – Novikovas; 5 – Pospiszil, Romanczuk, Sheridan, Świderski; 4 – Frankowski, Sekulski; 3 – Bezjak, Czernych, Kwiecień; 2 – Wlazło; 1 – Burliga, Runje, Mitrović, Wójcicki; samobójcze: Szufryn (Sandecja), Kallaste (Korona), Augustyn (Lechia).

ZŁOTE BUTY
Jagiellonia Białystok
2360: Novikovas 182, Romanczuk 182, Runje 176, Frankowski 170, Guilherme 163, Pospiszil 159, Burliga 156, Kelemen 132, Mitrović 129, Czernych 117, Sheridan 98, Wlazło 95, Grzyb 84, Świderski 77, Guti 73, Pawełek 69, Kwiecień 68, Bezjak 64, Sekulski 45, Tomasik 42, Wójcicki 19, Węglarz 15, Chomczenowskij 11, Gordon 10, Lazarević 10, Boedvarsson 5, Szymonowicz 5, Szymański 4, Wasiluk niesklas.

PLUS
Skrzydło rozpostarte
Fantastycznie rozwinął się na Podlasiu reprezentant kraju, Przemysław Frankowski. Dynamiczny skrzydłowy stanowił jeden z filarów wyjściowej jedenastki „Jagi” i można śmiało założyć, że bez niego zespół nie miałby na koncie 55 bramek. Dostrzegł to selekcjoner Adam Nawałka, zabierając młodziana do Juraty. Czy tylko tam?

MINUS
Kosztowna gościnność
Spośród czterech zespołów, które reprezentować będą Polskę w europejskich pucharach, właśnie Jagiellonia ma na koncie najwięcej porażek poniesionych przed własną publicznością. To okazało się szlabanem na trudnym szlaku po ligowe złoto. I nie najlepiej wróży przed ponownym startem na arenie międzynarodowej.