Przerwany sen o Warszawie

To zespół Piotra Stokowca wyszedł z tarczą z półfinałowej potyczki rozgrywanej przy komplecie publiczności na obiekcie przy Limanowskiego, wygrywając 1:0.

Zainteresowanie spotkaniem półfinału Pucharu Polski, w którym Raków podejmował Lechię przebiło wszystkie dotychczasowe wydarzenia piłkarskie pod Jasną Górą od czasu występów czerwono-niebieskich w ekstraklasie. Sztuką nie tyle było zdobyć wejściówkę na ten pojedynek, ale dotarcie na sam stadion. Gigantyczne korki na trasie Warszawa – Katowice, remont linii tramwajowej i wreszcie występ podopiecznych Marka Papszuna w historycznym starciu spowodował prawdziwy komunikacyjny Armagedon.

Trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że Raków nie był faworytem tego półfinału, ale…

– Powiem coś, co jest truizmem. W tych rozgrywkach dzieją się różne rzeczy. Przecież moja Lechia grając na trzecioligowych boiskach wywalczyła Puchar Polski, a nikt na nas nie stawiał. Potem zagraliśmy w europejskich pucharach z Juwentusem Turyn i rozpoczęliśmy marsz w stronę ekstraklasy po upragniony awans. To były radosne momenty. Miałem też jako piłkarz przykre wspomnienia z krajowego pucharu. W 1992 roku, gdy broniłem barw Górnika Zabrze, graliśmy finał z drugoligową Miedzią Legnica. I daliśmy ciała, przegrywając z legniczanami po rzutach karnych. To nas bardzo zabolało. Dlatego gdańszczanie nie powinni lekceważyć lidera drugiego frontu. Tym bardziej, że Lechia nie miała jeszcze w tym sezonie kryzysu. Nie chciałbym, żeby zdarzył się on w spotkaniu z częstochowianami – przekonywała jednak jedna z legend Lechii, Jacek Grembocki.

Gospodarze swoich ostatnich pucharowych konkurentów – Lecha, czy Legię potrafili zaskakiwać już w pierwszych akcjach spotkania. I o mały włos gdańszczan mogło spotkać to samo nieszczęście. W 1 min faulowany był po lewej stronie boiska Marcin Listkowski. Dośrodkowanie Patryka Kuna spadło wprost na głowę Andrzeja Niewulisa, który uderzył sprytnie, ale futbolówka ostemplowała poprzeczkę. Na nic zdały się też desperackie próby dobitki w wykonaniu częstochowian. Zlata Alomerovicza zdołał zachować czyste konto.

Lechia wydawała się lekko zaskoczona odważną grą miejscowych. W 17 min wyprowadziła jednak szybki atak. Biegnący lewym skrzydłem Łukasz Haraslin ostro dośrodkował w pole karne, a Artur Sobiech uderzał piłkę głową. Jakub Szumski pierwsze strzał sparował, ale napastnik Lechii zdołał odważnie dobić piłkę. Tam wtoczyła się do bramki Rakowa.

Częstochowianie mieli spore problemy ze sforsowaniem linii obronnych gości. Skupiali więc uwagę na stałych fragmentach gry. W 28 min, po rzucie rożnym, futbolówką krążyła od zawodnika do zawodnika Rakowa. Petr Schwarz zagrał ją po ziemi do Marcina Listkowskiego, ten odegrał do Patryka Kuna, który dośrodkował futbolówkę w pole karne. Niewulis strzelił jednak w nogi obrońców gdańskiej jedenastki. Przed przerwą jeszcze Marcin Listkowski próbował sprawdzić czujność Alomerovicza. Ten był na posterunku..

Po zmianie stron już pierwszy atak Lechii mógł przynieść im drugie trafienie. Filip Mladovowicz uderzał z ponad 20 metrów, ale Szumski wyciągnął się jak strona i odbił uderzenie na rzut rożny. Lechita jeszcze bardziej przyśpieszyła, a obrona częstochowian zaczęła popełniać kardynalne błędy. Szumski zwijał się więc jak w ukropie, gdy strzelali Jakub Arak i Flavio Paixao.

W 63 min trybuny eksplodowały. Kun zacentrował w pole karne, a nadbiegający Schwarz niemal wjechał z piłką do bramki. Arbiter Szymon Marciniak nie kwapił się jednak, by wskazać na środek boiska. Skorzystał z video weryfikacji i gola nie uznał, dostrzegając zagranie ręką podłamanego Czecha.

W 75 min gospodarze znów byli o centymetry od wyrównania, gdy z rzutu wolego precyzyjnie uderzał Kun, ale golkiper gości końcami palców zatrzymał uderzenie zmierzające w „okienko”. .

W końcówce Lechia odpierała szarże lidera zaplecza ekstraklasy. Oczekiwanego efektu nie przyniosło też wprowadzenie drugiego napastnika.

– To było nasze marzenie, aby wywalczyć awans i zagrać na stadionie narodowym. Niewielu jest u nas reprezentantów kraju dlatego udział w wielkim finale będzie wielkim wydarzeniem. Nie dziwię się, że Raków wyeliminował Legię, a wcześniej Lecha. Niewiele zespołów z ekstraklasy może się równać z tym zespołem – cieszył się napastnik przyjezdnych, Jakub Arak.

 

 

Raków Częstochowa – Lechia Gdańsk 0:1 (0:1)

0:1 – Sobiech. 17 min

RAKÓW: Szumski – Petraszek, Niewulis, Kasperkiewicz – Malinowski (59. Bartl), Sapała, Schwarz (87. Domański), Kun – Listkowski, Szczepański (80. Lewicki) – Musiolik. Trener Marek PAPSZUN.

LECHIA: Alomerović – Nunes, Nalepa, Augustyn, Mladenović – Makowski, Łukasik, Kubicki – Paixao, Sobiech (32. Arak, 70. Lipski, 82. Vitoria), Haraslin. Trener Piotr STOKOWIEC.

Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Widzów: 4820.

Żółte kartki: Schwarz, Petraszek – Mladenović, Arak, Augustyn, Kubicki, Łukasik.

 

Trenerzy po meczu:

Marek PAPSZUN: – Mogliśmy ten mecz wygrać, a nie zrobiliśmy tego. W tej sytuacji żadne komplementy pod adresem mojego zespołu mnie nie pocieszą. Jestem ciekaw jak wyglądała sytuacja z nieuznaną bramką na 1:1. Mam nadzieję, że sędzia się nie pomylił. Teraz skończyła się dla nas gra w pucharze. Szkoda, że nie zagramy na Narodowym i będziemy teraz walczyć o awans do ekstraklas

Piotr STOKOWIEC: – Graliśmy na tyle konsekwentnie, że nie dopuściliśmy do utraty bramki i dowieźliśmy zwycięstwo do końcowego gwizdka. Zdaję sobie sprawę, że wielu będzie narzekać na poziom gry, ale jeśli nas nie stać na artyzm, to musimy się zadowolić solidnym rzemiosłem. Martwię się tylko o Artura Sobiecha, który pojechał na badania do szpitala z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu. Raków to solidny zespół i grało się z nim trudniej niż z niejednym rywalem z ekstraklasy.

 

Apel o stadion

„Skansen Limanowskiego wizytówką miasta” – brzmiał ogromny napis na ogrodzeniu stadionu. Kibice Rakowa znów upomnieli się o miejskie zaangażowanie w modernizację stadionu. Fani chcieli spowodować wyrzuty sumienia wśród władz Częstochowy.

Czy wiesz, że…

*Po raz drugi w swojej historii Lechia zagra w finale Pucharu Polski. Gdańszczanie triumfowali w sezonie 1982/83 jako trzecioligowiec (trzeci poziom rozgrywek). Potem w Pucharze Zdobywców Pucharów mierzyli się z samym Juventusem w barwach którego grali wtedy tacy piłkarze, jak Boniek, Platini, Rossi, Cabrini czy Scirea.

*Na wczorajszym meczu pojawił się Muniek Staszczyk, wokalista grupy „T.Love”, który od małego trzyma kciuki za ekipę spod Jasnej Góry. – Jestem chłopakiem stąd, tu się urodziłem. Moje dzieciństwo spędziłem niedaleko stadionu. Byłem na meczu z Legią, dlatego jestem teraz na Lechii – przyznał artysta.

 

Na zdjęciu: Raków walczył, ale lider Lotto Ekstraklasy był skuteczniejszy.