PŚ w Titisee-Neustadt. Po legendarny rekord Małysza

Plomba Svena Hannavalda, triumfy „Orła z Wisły”, Kamila Stocha i Dawida Kubackiego. Hochfirstschanze w Titisee-Neustadt, to kolejna bardzo przyjazna naszym zawodnikom skocznia.


Skocznia Hochfirstschanze w Titisee-Neustadt została otwarta w 1950 roku, ale dopiero w XXI wieku odbyły się na niej pierwsze zawody Pucharu Świata. Czeladka po raz pierwszy pojawiła się w tej niewielkiej miejscowości w Badenii-Wirtembergii w styczniu 2001 roku. Przyprowadził ją lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata – po konkursach w fińskim Kuopio – Adam Małysz.

Niemcy mieli jednak ogromną ochotę na to, by premierowe zawody na nowym, pucharowym obiekcie wygrać. W formie był, przede wszystkim, Sven Hannawald, ale dobrze prezentowali się również Martin Schmitt i Stephan Hocke. Pierwszy z wymienionych świetnie prezentował się w treningach, ale pierwszym konkursie nie wystąpił.

To była ogromna sensacja, a całe Niemcy huczały. Jak można było do czego podobnego dopuścić? Pytano w mediach słynnego niemieckiego trenera, nieżyjącego już Reinharda Hessa. O co chodziło? Sytuacja była wręcz kuriozalna.

Z plombą był jak bomba

Otóż okazało się, że do skoku kwalifikacyjnego Sven Hannawald założył… zły kombinezon. Który pozbawiony był regulaminowej plomby. „Hanni” został zdyskwalifikowany we własnym kraju, a Niemcy byli ogromnie rozczarowani. Skoczek przepraszał, mówił, że zachował się nieodpowiedzialnie i głupio, bo nie sprawdził sprzętu.

Gospodarze zawodów byli zdruzgotani. A na dodatek pogrążył ich… Adam Małysz. 138,5 i 136 metrów. Takie skoki powodowały, że Polak zdeklasował rywali. Niemcy, Schmitt i Hocke, którzy zajęli dwa kolejne miejsca na podium, stracili do „Orła z Wisły” prawie – uwaga – 40 punktów! Małysz wygrał tym samym pierwszy, historyczny konkurs PŚ na Hochfirstschanze i umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej.

Następnego dnia rozegrano konkurs rewanżowy. Zamieszanie z kombinezonem Hannawalda urosło w niemieckich mediach do skali narodowego problemu i pod skocznią pojawiło się dużo więcej kibiców niż w sobotę. „Swen z plombą jest jak bomba!” głosił jeden z transparentów. Co okazało się prawdą. Hannawald, wokół metalowego guzika, dorysował flamastrem zabawną grafikę, co nie było zabronione, i w kwalifikacjach… huknął 145 metrów. Bijąc o trzy i pół metra rekord obiektu.

A w konkursie zdecydowanie, bo o 11,3 punktu, pokonał Małysza. Wtedy z naszym skoczkiem nikt nie miał prawa wygrać z taką przewagą. „Hanni” złapał w Titisee-Neustadt wiatr w żagle, a miesiąc później szalał na Turnieju Czterech Skoczni, który wygrał – jako pierwszy skoczek w historii – z kompletem czterech zwycięstw.

Przełomowy moment

Później jednak w Titisee-Neustadt nie osiągał sukcesów. A Adam Małysz owszem. Polak wygrał tam oba konkursy w 2007 roku. Bijąc przekonująco, w obu konkursach, Austriaków, Andreasa Koflera i Gregora Schlierenzauera. A na dodatek wyrównał rekord skoczni.

Generalnie Hochfirstschanze należała do ulubionych obiektów „Orła z Wisły”, który wygrał tam trzy razy, a sześciokrotnie stawał na podium. Żaden inny skoczek nie może pochwalić się takimi osiągnięciami. W grudniu 2013 roku świetnie w Titisee-Neustadt skakał Kamil Stoch, który najpierw nieznacznie przegrał z Thomasem Morgensternem, a następnie zdecydowanie pokonał Simona Ammanna.

Śmiało można stwierdzić, że tamte konkursy były przełomowym momentem sezonu 2013/14, bo Stoch nie zaczął go zbyt dobrze. A wszyscy doskonale pamiętamy, że sezon ten właśnie był szalenie ważny. Bo zakończył się dwoma złotymi medalami olimpijskimi i triumfem w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata „Rakiety z Zębu”.

Stoch stanął jeszcze na podium na Hochfirstschanze w 2015 roku, a w 2017 dokonał tego wraz z kolegami z drużyny. Za każdym razem cieszyliśmy się z drugich miejsc. Kolejne zwycięstwa w Titisee-Neustadt przyszły w 2020 roku. Dawid Kubacki, po zwycięstwie w Turnieju Czterech Skoczni i dwóch trzecich miejscach w Predazzo, pojechał do Badenii-Wirtembergii i… wygrał dwa razy.

W niedzielę o zaledwie 0,3 punkty z Ryoyu Kobayashim. Łącznie zatem „biało-czerwoni” triumfowali na Hochfirstschanze w 6 z 17 konkursów indywidualnych i pod tym względem są najlepsi. 12 razy stawali na podium, tyle samo, co Austriacy.

W drodze po rekord(y) Małysza

W ten weekend, nikt nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości, kolejne wielkie wyniki są w zasięgu naszych skoczków. A szczególnie Kamila Stocha, który stoi przed szansą doścignięcia legendy. Wiadomo, że prędzej czy później to się stanie, ale stać się może właśnie dziś.

Otóż świeżo upieczony triumfator Turnieju Czterech Skoczni ma na swoim koncie 38 zwycięstw w konkursach Pucharu Świata. O jedno mniej od Adama Małysza. Nikomu nie trzeba zatem tłumaczyć, co to oznacza. Nie jest nierealna sytuacja, że z Titisee-Neustadt „Rakieta z Zębu” wyjedzie, jako ten polski skoczek, który ma na swoim koncie najwięcej pucharowych triumfów. Dokładnie 40. I samodzielnie zajmował będzie trzecie miejsce w klasyfikacji wszech czasów, bo więcej zawodów wygrywali tylko Matti Nykaenen (46) i Gregor Schlierenzauer (53).

Jednocześnie Stoch może wskoczyć na piąte miejsce pod względem liczby miejsc na podium. Ma ich 75, a wyprzedzający go Nykaenen io Morgenstern – po 76. W tej klasyfikacji za Małyszem musi jeszcze gonić, bo „Orzeł z Wisły” na pudle stał aż 92 razy. W tej klasyfikacji prowadzi Janne Ahonen (108). Jeszcze jedna ciekawostka, choć już mniej ważna.

Otóż po konkursie w Bischofshofen, Kamil Stoch ma na swoim koncie 298 konkursów Pucharu Świata z miejscem w pierwszej trzydziestce. Tego możemy być pewni, że w niedzielę takich konkursów będzie miał już 300 i zostanie szóstym zawodnikiem w historii z takim dorobkiem. Przed nim w klasyfikacji znajduje się… Adam Małysz, który punkty zdobywał 307 razy.




Na zdjęciu: Kamil Stoch szybuje po kolejne rekordy. W Titisee-Neustadt może rozprawić się z jednym z najważniejszych w historii naszych skoków…

Tadeusz Mieczyński/Pressfocus