Puste trybuny, włączone telewizory

Zgodnie z oczekiwaniami oczy całego świata zwrócone były na Niemców. Telewizje osiągały rekordowe wyniki, a niemieccy kibice… okazywali swoje niezadowolenie.


Mocno życzeniowe były słowa prezesa Bayernu Monachium, Karla-Heinza Rummeniggego, który przed wznowieniem Bundesligi mówił, że niemiecki rozgrywki przyciągną miliardową widownię. Faktem jednak jest, że ludzie tłocznie zasiadali przed telewizorami, a okładki największych dzienników sportowych poszczególnych krajów – także „Sportu” – zajmowała Bundesliga.

Sky nie narzekało

– Bundesliga ożywiła piłkę nożną po miesiącach śmierci i strachu, wyznaczyła kurs innym, którzy wciąż szukają odwagi – pisała włoska „Gazzetta dello Sport”. Wtórował im holenderski „De Telegraaf”: „Cała Europa spogląda na niemieckich pionierów profesjonalnej piłki nożnej w erze korony”. Nawet dumny angielski „Independent” ekscytował się futbolem odwiecznych rywali: „Mecz Dortmundu z Schalke jest jednym z najważniejszych meczów piłkarskich, jakie kiedykolwiek rozegrano, a to ze względu na jego znaczenie dla przyszłości”.

Wiadome było, że największym wygranym całej tej sytuacji będzie telewizja. Mająca większość praw do transmisji Bundesligi na rynku niemieckim Sky (odpowiednik Canal+ w Polsce) w trakcie sobotnich spotkań zgromadził przed telewizorami 10,6 miliona widzów. W różny sposób można analizować oglądalność spotkań piłkarskich, ponieważ część osób oglądała specjalnie przygotowaną multiligę (średnio 2,45 mln), część oglądała spotkania udostępnione na kanale ogólnodostępnym (5,36 mln), a część na kanałach kodowanych (3,81 mln). Fakt jest jednak taki, że Sky zanotowało kilkukrotny wzrost oglądalności względem „normalnej” soboty i w Niemczech jego widownia w grupie wiekowej 14-49 osiągnęła w najlepszym momencie ponad 60% udziałów w rynku. To tylko mecze sobotnie, tylko w jednej stacji i tylko w jednym państwie – a Bundesligę oglądano w miniony weekend w 160 krajach.

Przytłaczająca pustka

– Trudno jest wyrazić to słowami. Gdy przyjeżdża się autokarem na stadion, gdy rozgrzewa się… jest zdecydowanie inaczej – mówił po przegranym meczu Neven Subotić, znany z występów w Dortmundzie obrońca Unionu Berlin, po którego faulu Bayern otrzymał słuszny rzut karny. Serb był jednym z nielicznych piłkarzy, którzy przed wznowieniem rozgrywek nie bał się wyrazić publicznie swoich obaw co do grania w erze koronawirusa. Tym razem już o tym nie wspomniał.

– Zwykle przed spotkaniem można już zobaczyć kibiców, a teraz tego brakowało. Można zauważyć, dlaczego nasza praca jest taka wyjątkowa, bo tą wyjątkowością są fani – dodał Subotić.

Kluby i piłkarze jakoś próbują przyzwyczajać się do nowej rzeczywistości. Wspominaliśmy już nieraz o akcji kibiców Borussii Moenchengladbach, którzy posadzili na trybunach stadionu 12 tysięcy swoich kartonowych kopii, każde z własnym zdjęciem. W niedzielę widzieliśmy, że na obiekcie Kolonii ułożono z koszulek wielki napis „FC”, będący integralną częścią nazwy FC Koeln. Piłkarze Borussii Dortmund z kolei wysokie derbowe zwycięstwo z Schalke odnieśli przy ponad 81 tysiącach pustych krzesełek, w tym przy najbardziej przytłaczającej trybunie południowej, która mieści ponad 24 tysiące miejsc stojących. Mimo tego gracze BVB… po meczu i tak podeszli pod pustą Suedtribuene i podziękowali nieobecnym kibicom.

– A dlaczego nie? – mówił zapytany o tę sytuację Erling Haaland, uśmiechając się ironicznie.

Chory biznes

W Niemczech nie wszyscy kibice są jednak zadowoleni ze wznowienia Bundesligi. Choć spora część społeczeństwa cieszy się z powrotu futbolu – co pokazują wyniki oglądalności – to jednak ultrasi większości klubów głośno wyrażają protesty przeciwko „meczom duchów”. Obawiano się, że kibice będą gromadzić się pod stadionami – czy to w celu dopingu, czy protestu – ale było dość spokojnie. Nie zabrakło jednak transparentów wywieszanych w okolicach obiektów czy też nawet na samych trybunach.

„Stadiony są puste, a kasy pełne. Nigdy tak łatwo nie dało się nienawidzić waszego biznesu”, „Futbol przeżyje, wasz biznes jest chory”, „Nasze pieniądze są ważniejsze niż wasze zdrowie – Bundesliga za wszelką cenę!”, „Piłka się toczy, ale system wciąż jest chory” – to tylko część z licznych haseł, które zalały Niemcy, a o których nie mówi się głośno. Tylko władze drugoligowego St. Pauli, słynącego z bardzo mocno przywiązanych kibiców, mających skrajnie lewicowe poglądy, wywiesiły transparent: „Bez was to bez sensu!’.

Ludzie na całym świecie cieszą się z powrotu piłki nożnej, ale dla tych, którzy są najbliżej niemieckich klubów, blask fleszy i obiektywy kamer często mają drugorzędne znaczenie.

Fot. PressFocus