Robert Koćma: Nie zostawię mojego „dziecka”!

JERZY MUCHA: Co dalej z MKS-em? Drużyna spadła z ekstraklasy, a pan zrezygnował z funkcji prezesa.

ROBERT KOĆMA: – Na dzisiaj sytuacja jest taka, że muszą się określić główni udziałowcy, w jakim kierunku klub ma podążać. Nadal deklaruję pracę na jego rzecz, czyli będę robił to, co robiłem wcześniej. 90 procent czasu poświęcałem na zdobywanie pieniędzy. I tak będzie dalej. MKS Dąbrowa Górnicza to jest moje „dziecko” i go nie zostawię. Jest wprawdzie ciężko, ale bywało już trudniej…

 

Degradacja do I ligi to koniec pewnej epoki w historii MKS-u Dąbrowa Górnicza.

ROBERT KOĆMA: – Jest to na pewno przykra sprawa, ale nie koniec świata. Ostatnio daję przykład piłkarzy Górnika Zabrze, którzy też zostali zdegradowani, by w kolejnym roku wrócić do ekstraklasy i ją zawojować. Teraz to czołowy klub w Polsce. W życiu klubów siatkarskich takie rzeczy też mogą się zdarzyć. Nie ma się co załamywać, trzeba po prostu szybko zrobić awans.

 

Co tak naprawdę zdarzyło się w klubie, że zdecydował się pan na tak drastyczny krok, rezygnując z fotela prezesa?

ROBERT KOĆMA: – Generalnie było tak, że rada nadzorcza zaczęła wchodzić w kompetencje zarządu. Dowiadywałem się na przykład, że pewne decyzje zapadały za moimi plecami. Tak było chociażby z zatrudnieniem nowego trenera, Andrzeja Stelmacha. Mnie i drugiego członka zarządu, pana Adama Grabarczyka, postawiono przed faktem dokonanym. Nic nie wiedzieliśmy, a tymczasem nowy trener stał już na „przesłuchaniu”. W ten sposób nie da się pracować. Rada nadzorcza ma swoje kompetencje, a zarząd swoje. I tak krok po kroku, aż wreszcie podjąłem decyzję o rezygnacji.

 

Wygląda więc na to, że miał pan inną wizję prowadzenia klubu niż właściciel, którego reprezentowała rada nadzorcza.

ROBERT KOĆMA: – Nie lubię mówić o kuchni, roztrząsać to, co się już wydarzyło. Postawiłem jasno warunek – nie mogę pracować między innymi z panem Malikiem. Podjęto wtedy decyzję, że ten pan zostaje, więc musiałem odejść. Dzisiaj, jak pan już wie, pan Malik odszedł z klubu. Zresztą część rady nadzorczej też odeszła. Wysłuchane zostały moje uwagi i dzisiaj mamy nowe otwarcie klubu. Będziemy się teraz zastanawiać z resztą współwłaścicieli, co dalej z klubem. Jak go wyprowadzić na prostą, by znów odnosił sukcesy w kraju i reprezentował Polskę na arenie międzynarodowej.

 

Kiedy wróci pan oficjalne do klubu?

ROBERT KOĆMA: – Mój powrót do kwestia 2-3 tygodni. W tej trudnej chwili na pewno go nie zostawię. Będę dalej działał dla jego dobra. Jedno jest pewne, nie wrócę jednak do zarządu. Będę pomagał z boku, może w roli członka rady nadzorczej.

 

Zmiana trenera, czyli zastąpienie Magdaleny Śliwy Andrzejem Stelmachem to była dobra decyzja? Fatalne wyniki w żaden sposób nie bronią nowego szkoleniowca…

ROBERT KOĆMA: – Tę roszadę uważam za błąd. Była dokonana zbyt pochopnie. Ale ugiąłem się pod naciskiem pozostałych członków zarządu i rady nadzorczej. Magda Śliwa powinna była poprowadzić zespół co najmniej do połowy sezonu i dopiero wtedy zostać rozliczona. Zostałem jednak przegłosowany i stało się inaczej. Z perspektywy czasu zmiana trenera była niepotrzebna, Magda z pewnością by sobie poradziła.

 

Degradacja do I ligi to bardzo bolesna sprawa, zwłaszcza dla klubu, który jeszcze rok temu reprezentował nasz kraj w Lidze Mistrzyń. Naprawdę trudno to pojąć…

ROBERT KOĆMA: – Sprawa tak naprawdę jest banalna. Za naszym spadkiem stoją pieniądze. W pewnym momencie odszedł nasz główny sponsor, firma Tauron. Do tego jedna z właścicielek firmy, która uzgodniła z nami warunki sponsoringu, też nagle się wycofała. No i zostaliśmy na lodzie… Musieliśmy drastycznie ciąć koszty. Nie było innego wyjścia. Cięcia wyniosły około 40 procent. Drużyna została więc odmłodzona. Dla mnie to była niemiła sytuacja, ale wydawało nam się, że spokojnie utrzymamy się w ekstraklasie. Skład nie był bowiem najgorszy. Coś jednak nie zadziałało.

 

Nie wydaje się panu, że istotnym problemem siatkówki w Dąbrowie Górniczej może być silna konkurencja ze strony koszykarzy, którzy także potrzebują możnych sponsorów. Może dwa silne kluby to za duże obciążenie dla miasta?

ROBERT KOĆMA: – Nie, absolutnie nie. I proszę to podkreślić w tym wywiadzie na czerwono…

 

MKS Dąbrowa Górnicza to był kiedyś jeden wielosekcyjny klub. Może nie należało go dzielić na siatkówkę i koszykówkę?

ROBERT KOĆMA: – Nie mieliśmy wyjścia. Ustawa o sporcie zawodowym spowodowała, że chcąc występować w ekstraklasie, musieliśmy z siatkarek utworzyć spółkę akcyjną. Klub został wtedy definitywnie rozdzielony. Z MKS-em jestem jednak związany od lat 90. ubiegłego wieku i miałem przyjemność budować jego potęgę. Zarówno klub siatkarski, jak i koszykarski traktuję równorzędnie. Nie ma między nimi żadnej rywalizacji, jeśli chodzi o pozyskiwanie środków finansowych z miasta czy od innych sponsorów. Jest, co chciałbym podkreślić, bardzo dobra współpraca. Z prezesami koszykarzy jesteśmy dobrymi kolegami. Tworzenie takiej atmosfery, że niby w mieście jest konkurencja między koszykarzami a siatkarkami, jest nieuzasadnione i nieuprawnione.