Rok kadry. Zły, dobry i brzydki

Bywały w tym roku dobre i przyzwoite występy reprezentacji Polski. Ale były też dwa mecze, o których chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć…


290 dni czekaliśmy na występ naszej drużyny narodowej, która po raz ostatni pokazała się na zakończenie eliminacji Euro 2020. Na wrześniowe zgrupowanie, po ustaleniach z selekcjonerem, nie przyjechał Robert Lewandowski, który odpoczywał po bardzo intensywnej końcówce sezonu klubowego. M.in.z tego powodu na Holendrów wyszliśmy bez żadnego pomyślunku, jeżeli chodzi o ofensywę. Oddaliśmy rywalowi piłkę, a porażka 0:1 była zdecydowanie najniższym rywalem kary. Oddaliśmy jeden w miarę groźny strzał. Po tym spotkaniu gromy posypały się na trenera Brzęczka, bo okazało się, że przeciwko rywalowi z wyższej, europejskiej półki nie istnieliśmy. Pierwszym debiutantem w 2020 roku został Jakub Moder, który ambitnie podszedł do tematu. Bo zażyczył sobie koszulkę z numerem 9, czyli z takim, z jakim występuje Lewandowski. Na tym podobieństwo się skończyło.

4 września, Amsterdam, Liga Narodów

Polska – Holandia 1:0 (0:0)

1:0 – Bergwijn, 61 min (asysta de Roon).

HOLANDIA: Cillessen – Hateboer, Veltman, van Dijk, Ake – de Roon, Wijnaldum, F. de Jong – Bergwijn (74. van de Beek), Depay, Promes (90+1. L. de Jong).

POLSKA: Szczęsny – Kędziora, Bednarek, Glik, Bereszyński – Szymański, Klich, Krychowiak, Zieliński (77. Moder), Jóźwiak (71. Grosicki) – Piątek (63. Milik).

Sędziował Georgi Kabakow (Bułgaria). Żółte kartki: de Roon Depay F. de Jong – Piątek, Klich, Jóźwiak, Glik, Bednarek.


Bardzo źle nasza drużyna weszła w mecz z rywalem, z którym mieliśmy walczyć o utrzymanie w dywizji A Ligi Narodów. Przez ok. 30-35 minut graliśmy fatalnie, a na dodatek sędzia dał rywalowi prezent w postaci rzutu karnego, bo dopatrzył się przewinienia Jana Bednarka. Odpowiedzialność na swoje barki wziął kapitan, Kamil Glik, który zdobył szóstego gola w reprezentacji. A o wyniku przesądził najlepszy na boisku Kamil Grosicki, który Glikowi asystował. Druga połowa była dużo lepsza w naszym wykonaniu i w Zenicy wygraliśmy zasłużenie. Bilans wrześniowych meczów był zatem taki, jakiego się spodziewaliśmy. Ale czy występ w Bośni i Hercegowinie zmazał plamę z Amsterdamu? Raczej nie, a na dodatek po dwóch pierwszych w tym roku meczach więcej było pytań niż odpowiedzi. Choć jedna z nich nasuwała się sama. Nie było to jednak nic, czego nie wiedzielibyśmy wcześniej. Bez „Lewego” tracimy zbyt wiele.

7 września, Zenica, Liga Narodów

Bośnia i Hercegowina – Polska 1:2 (1:1)

1:0 – Hajardinović, 24 min (karny), 1:1 – Glik, 45 min (głową, asysta Grosicki), 1:2 – Grosicki, 67 min (głową, asysta Rybus).

BOŚNIA I HERCEGOWINA: Begović – Kvrżić, Bicakczić, Saniczanin, Czivić (82. Miloszević) – Hodżić, Hadżiahmetović, Beszić (60. Dżeko), Hajradinović, Gojak (46. Viszcza) – Koljić.

POLSKA: Fabiański – Kędziora, Bednarek, Glik, Rybus – Jóźwiak, Góralski, Krychowiak (68. Klich), Zieliński (85. Linetty), Grosicki (80. Szymański) – Milik.

Sędziował Cuneyt Cakir (Turcja). Żółte kartki: Hadżiahmetović – Bednarek, Milik.


Po raz pierwszy w tym roku mecz reprezentacji Polski mogli oglądać kibice. I zobaczyli popis Kamila Grosickiego, który – mimo iż nie gra w klubie – dla reprezentacji jest bezcenny. Po raz pierwszy w karierze nałożył kapitańską opaskę i już w pierwszej połowie zaliczył hat tricka. W bardzo eksperymentalnym zestawieniu, łącznie w meczu wystąpiło aż pięciu debiutantów, w starciu przeciwko finaliście Euro 2020 byliśmy pazerni na gole i skuteczni, choć nie uniknęliśmy błędów. Po jednym z nich, konkretnie Pawła Bochniewicza, straciliśmy gola. Ważne, że w meczu tym przełamali się napastnicy, którzy mieli problemy w swoich klubach. Krzysztof Piątek i Arkadiusz Milik zdobyli po golu. Na zgrupowanie październikowe nie przyjechał chory na koronawirusa Piotr Zieliński. Na dodatek już na miejscu, w Sopocie, gdzie zakwaterowano „biało-czerwonych”, wykryto zakażenie u Macieja Rybusa.

7 października, Gdańsk, mecz towarzyski

Polska – Finlandia 5:1 (3:0)

1:0 – Grosicki, 9 min (asysta Milik), 2:0 – Grosicki, 18 min (asysta Moder), 3:0 – Grosicki, 38 min (bez asysty), 4:0 – Piątek, 53 min (asysta Kądzior), 4:1 – Niskanen, 68 min (Jensen), 5:1 – Milik, 88 min (asysta Karbownik)

POLSKA: Drągowski – Bereszyński (62. Czerwiński), Bednarek, Walukiewicz (46. Bochniewicz), Karbownik – Kądzior (82. Jóźwiak), Moder (61. Krychowiak), Linetty, Grosicki (62. Pietrzak) – Piątek (72. Klich), Milik.

FINLANDIA: Joronen – Lam (46. Niskanen), O’Shaughnessy (46. Uronen), Ojala, Vaisanen – Alho, Kauko (63. Kamara), Pirinen (46. Taylor), Schuller, Jensen (82. Soiri) – Pohjanpalo (62. Karjalainen).

Sędziował Michal Oczenasz (Słowacja). Widzów: 3200.


Po raz pierwszy w 2020 roku, w koszulce z orzełkiem na piersi, wystąpił Robert Lewandowski, choć to nie o nim mówiło się po meczu najwięcej. Bo też wzięty przez Włochów w kleszcze niewiele mógł zdziałać. W perspektywie całego roku był to jeden z lepszych występów naszego zespołu pod względem taktycznym. Rywal, drużyna z najwyższej półki, była stroną przeważającą, ale nie zdominowała nas tak, jak wcześniej Holendrzy. Mogliśmy nawet wygrać, bo stworzyliśmy nie jedną, ale… dwie dobre okazje. Niewątpliwym odkryciem tego meczu był Sebastian Walukiewicz, który wystąpił pod nieobecność pauzującego za kartki Bednarka. Na Włochów 20-latek wyszedł z reprezentacyjnym doświadczeniem wartym… 45 minut z meczu z Finami. Tymczasem spisał się bardzo dobrze. Bardzo zadowalająco zaprezentował się Jakub Moder i generalnie sporo było po tym meczu plusów. Na pewno więcej niż minusów.

11 października, Gdańsk, Liga Narodów

Polska – Włochy 0:0

POLSKA: Fabiański – Kędziora, Glik, Walukiewicz, Bereszyński – Szymański (60. Grosicki), Krychowiak, Moder, Klich (70. Milik), Jóźwiak (82. Karbownik) – Lewandowski (82. Linetty).

WŁOCHY: Donnarumma – Florenzi, Bonucci, Acerbi, Palmieri – Barella (79. Locatelli), Jorginho, Verratti – Chiesa (70. Kean), Belotti (83. Caputo), Pellegrini (83. Bernardi).

Sędziował Jose María Sanchez Martinez (Hiszpania). Widzów 9200. Żółte kartki: Bereszyński, Kędziora – Belotti, Acerbi.


Był to jedyny mecz reprezentacji w tym roku, w którym Robert Lewandowski, najlepszy piłkarz na świecie, strzelał bramki. Choć zanim trafił do siatki po raz pierwszy, mógł mieć na swoim koncie… dwa gole. Bo strzelił w słupek i nie wykorzystał stuprocentowej sytuacji. Później był bezwzględny, a na dodatek zaliczył asystę. To był najlepszy, jeżeli chodzi o liczby, pojedynczy występ polskiego piłkarza w tym roku obok występu Grosickiego z Finami. Pewnym ułatwieniem było to, że Bośniacy od 14. minuty meczu musieli sobie, zdaniem wielu niesłusznie, radzić w dziesiątkę. Poza „Lewym” bardzo dobry występ zaliczył Karol Linetty. Największym zaskoczeniem było jednak to, że nasz zespół, zupełnie nieoczekiwanie, został liderem swojej grupy w Lidze Narodów. W związku z tym wielu ogłosiło, że październikowe zgrupowanie było najlepszym odkąd Jerzy Brzęczek został selekcjonerem reprezentacji Polski.

14 października, Wrocław, Liga Narodów

Polska – Bośnia i Hercegowina 3:0 (2:0)

1:0 – Lewandowski, 40 min (asysta Jóźwiak), 2:0 – Linetty, 45+1 min (asysta Lewandowski), 3:0 – Lewandowski, 51 min (asysta Klich).

POLSKA: Szczęsny – Kędziora (72. Bereszyński), Glik, Bednarek, Reca – Jóźwiak (72. Karbownik), Góralski, Linetty, Klich (64. Piątek), Grosicki (64. Kądzior) – Lewandowski (58. Milik).

BOŚNIA I HERCEGOWINA: Sehić – Cipetić, Ahmedhodżić, Saniczanin, Kolaszinac – Cimirot, Hadżiahmetović (73. Hajradinović), Pjanić (33. Hadżikadunić) – Viszcza (58. Gojak), Dżeko (58. Prevljak), Krunić (73. Miloszević).

Sędziował Craig Pawson (Anglia) Widzów: 8152. Żółte kartki: Klich, Bednarek – Pjanić, Kolaszinać, Hajradinović. Czerwona kartka: Ahmedhodżić (14).


W tym meczu, po raz drugi w tym roku grając w eksperymentalnym ustawieniu, mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu. Najpierw Ukraińcy nie strzelili karnego, bo Andrij Jarmolenko trafił w słupek, a później koszmarny błąd popełnił bramkarz rywala. Krzysztof Piątek trafił do pustej bramki z 30 metrów. Zespół Andrija Szewczenki, na przestrzeni całego spotkania, był drużyną lepszą, co zresztą przyznał po meczu Jerzy Brzęczek. Ale to my wygraliśmy, w dodatku 2:0. Premierowego gola w narodowych barwach strzelił Jakub Moder, odkrycie jesieni w polskim futbolu. A z bardzo dobrej strony pokazali się kolejni dwaj debiutanci, czyli Robert Gumny i, przede wszystkim, Przemysław Płacheta. Kapitanem drużyny, pierwszy raz w karierze, był Arkadiusz Milik.

11 listopada, Chorzów, mecz towarzyski

Polska – Ukraina 2:0 (1:0)

1:0 – Piątek, 40 min (asysta Zieliński), 2:0 – Moder, 62 min (asysta Płacheta).

POLSKA: Skorupski – Gumny (79. Bereszyński), Walukiewicz, Bochniewicz, Rybus (79. Reca) – Płacheta (83. Szymański), Klich, Góralski (61. Linetty), Zieliński (46. Jóźwiak) – Milik (61. Moder), Piątek.

UKRAINA: Łunin – Konoplja (64. Bondar), Krywcow, Matwijenko, Michajliczenko – Kowalenko (76. Sydorczuk), Makarenko, Zinczenko (56. Charatin) – Jarmolenko (46. Marlos), Jaremczuk (46. Moraes), Zubkow (46. Cygankow).

Sędziował Manuel Schuettengruber (Austria). Żółte kartki: Góralski – Charatin.


Koszmar z Amsterdamu powrócił ze zdwojoną siłą, choć do meczu przystępowaliśmy z szansami awansu do final four Ligi Narodów. Tymczasem Włosi nas totalnie zdominowali. Tym razem nie stworzyliśmy ani jednej sytuacji bramkowej i byliśmy zupełnym tłem dla rywala, który robił na boisku, co chciał. Brzęczek pojechał z drużyną do Reggio Emilia po to, aby zremisować 0:0, choć tym razem na boisku był Lewandowski. Który najczęściej biegał, zupełnie bezradny, między włoskimi piłkarzami i rozkładał ręce. Nie popisał się w tym meczu Jacek Góralski, którego zdecydowanie poniosło. Wyleciał z boiska po dwóch żółtych kartkach, choć do szatni winien pomaszerować już po pierwszym, bardzo ostrym faulu. O ile w październiku graliśmy z Włochami w piłkę, o tyle w listopadzie gracze Roberto Manciniego zrobili z nas marmoladę.

15 listopada, Reggio Emilia, Liga Narodów

Włochy – Polska 2:0 (1:0)

1:0 – Jorginho, 27 min (karny), 2:0 – Bernardi, 83 min (asysta Insigne).

WŁOCHY: Donnarumma – Florenzi, (89. Di Lorenzo) Acerbi, Bastoni, Palmieri – Barella, Jorginho, Locatelli – Bernardeschi (64. Berardi), Belotti (79. Okaka), Insigne (89. El Shaarawy).

POLSKA: Szczęsny – Bereszyński, Glik, Bednarek, Reca – Szymański (46. Zieliński), Krychowiak, Moder (46. Góralski), Linetty (74. Milik), Jóźwiak (46. Grosicki) – Lewandowski.

Sędziował Clement Turpin (Francja). Żółte kartki: Belotti – Krychowiak, Góralski. Czerwona kartka: Góralski (77).


Ostatni mecz w tym roku, którego stawką był już wyłącznie prestiż, choć ciągle rywalizowano o punkty, zaczęliśmy świetnie. Rajd Kamila Jóźwiaka, który strzelił pierwszego gola w drużynie narodowej, zapamiętamy na długo. Długo też, mimo rosnącej przewagi Holendrów, na Stadionie Śląskim prowadziliśmy, a niektórzy zaczęli wierzyć, że magia tego miejsca wciąż działa. Niestety tym razem nie zadziałała. A po meczu więcej mówiono o rzekomym konflikcie Roberta Lewandowskiego z Jerzym Brzęczkiem. Najlepszy piłkarz świata zmieniony został w przerwie, ale po meczu obie strony potwierdziły, że takie były wcześniejsze ustalenia. Ważna uwaga dla statystyków. Niektóre źródła, nie wiadomo dlaczego, drugiego gola dla Holendrów zapisują, jako samobójczą bramkę Krzysztofa Piątka. Nie absolutnie żadnych podstaw, by w ten sposób zmieniać rzeczywistość.


19 listopada, Chorzów, Liga Narodów

Polska – Holandia 1:2 (1:0)

1:0 – Jóźwiak, 6 min (asysta Lewandowski), 1:1 – Depay, 77 min (karny), 1:2 – Wijnaldum, 84 min (asysta Berghuis).

POLSKA: Fabiański – Kędziora, Glik, Bednarek, Reca (81. Rybus) – Płacheta (75. Grosicki), Klich, Krychowiak (71. Linetty), Zieliński (71. Moder), Jóźwiak – Lewandowski (46. Piątek).

HOLANDIA: Krul – Hateboer (57. Dumfries), de Vrij, Blind (84. L. de Jong), van Aanholt (70. Wijndal) – Klaassen (70. van de Beek), Wijnaldum, F. de Jong – Stengs (70. Berghuis), Depay, Malen.

Sędziował Orel Grinfeeld (Izrael). Żółte kartki: Krychowiak, Bednarek, Jóźwiak.







Na zdjęciu: Jacek Góralski (z prawej) w starciu wyjazdowym z Włochami mocno przesadzał. A nasz zespół zagrał koszmarnie.

Fot. Pressfocus


Reprezentacja w liczbach

3
Piłkarzy
reprezentacji Polski pełniło w 2020 roku rolę kapitana zespołu. Cztery razy opaskę nakładał Robert Lewandowski – we wszystkich meczach,w których grał. W obu wrześniowych starciach kapitanem był Kamil Glik. W meczu przeciwko Finlandii „kapitanował” Kamil Grosicki, a w starciu z Ukrainą drużynę na plac gry wyprowadził Arkadiusz Milik . Lewandowski ma już na swoim koncie 55 meczów z kapitańską opaską. Więcej – 57 razy – taką funkcję pełnił tylko Kazimierz Deyna.

8
Zawodników
zadebiutowało w tym roku w reprezentacji Polski. Jakub Moder w wyjazdowym starciu z Holandią, Michał Karbownik, Bartłomiej Drągowski, Sebastian Walukiewicz, Paweł Bochniewicz i Alan Czerwiński w spotkaniu z Finlandią, a także Robert Gumny i Przemysław Pławcheta w meczu z Ukrainą. Na koniec 2020 roku w barwach naszego zespołu narodowego wystąpiło dokładnie 950 zawodników.

26
Czystych kont
meczach reprezentacji Polski ma na swoim koncie Łukasz Fabiański, który po meczu z Włochami w Gdańsku został rekordzistą wszech czasów naszego narodowego zespołu. Golkiper West Hamu United poprawił wyczyn, który od 1994 roku należał do Józefa Wandzika.

20 552
Tylu kibiców
, według oficjalnych danych PZPN-u, obejrzało mecze reprezentacji Polski w tym roku. Przypomnijmy, że fani zostali wpuszczeni na trybuny jedynie w naszym kraju i wyłącznie na mecze, które zostały rozegrane w październiku, kiedy to zluzowano obostrzenia związane z pandemią koronawirusa. Najliczniejszą publikę, 9200 widzów, zgromadził mecz Ligi Narodów z Włochami w Gdańsku.

10
Miejsce
pod względem liczby występów w narodowych barwach zajmuje po meczach w 2020 roku Kamil Grosicki, który dobił do kwoty 80 gier w reprezentacji. Arkadiusz Milik, tymczasem, przekroczył barierę 50 meczów, a Mateusz Klich i Karol Linetty osiągnęli granicę 30 spotkań. Obecnie zawodnikiem najbliższym jubileuszowego występu jest Kamil Glik, który ma na swoim koncie 79 meczów z orzełkiem na piersi. 49 spotkań rozegrał Wojciech Szczęsny.