Rycerze z Zawiercia znaleźli klucz

Przez lata w PlusLidze rządzili: ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, PGE Skra Bełchatów, Asseco Resovia i Jastrzębski Węgiel. Od 2009 roku tylko dwukrotnie ten układ udało się zakłócić Treflowi Gdańsk. Teraz przed szansą staje absolutny nowicjusz w tym gronie – Aluron Virtu Warta Zawiercie.

Klub z miasta położonego między Katowicami a Częstochową nie szedł na skróty. W elicie nie znalazł się dzięki jej powiększeniu, jak GKS Katowice, Cuprum Lubin, MKS Będzin czy Stocznia (wtedy Espadon) Szczecin. Jako jeden z nielicznych zespołów ekstraklasy przeszedł długą drogę. Swoją wyższość musiał udowodnić na boisku, pokonując kolejne szczeble od IV ligi.

Reaktywacja

Wszystko zaczęło się w 2011 roku. Wówczas grupa pasjonatów, na czele z Kryspinem Baranem, prezesem Aluronu i obecnym szefem klubu, postanowiła reaktywować zlikwidowaną w 1997 roku sekcję siatkarską. – To, że zajmujemy się siatkówką, było oddolną inicjatywą naszego stowarzyszenia siatkarskiego. Postanowiliśmy po prostu wystawić drużynę w IV lidze. Mieli w niej grać najlepsi, ale nie zawsze najmłodsi. To była taka zabawa. A później to się profesjonalizowało – mówił o początkach zespołu Kryspin Baran. Klub nazywał się Aluron Warta i radził sobie nadspodziewanie dobrze. W ciągu trzech kolejnych sezonów awansował do I ligi, w której występował od rozgrywek 2014/15, już jako Aluron Virtu Warta.

Wszystko albo nic

Działacze początkowo nie myśleli o ekstraklasie. Widzieli się w I lidze. – Oczywiście chcieliśmy być klubem, który miał być dobrze zarządzany, grać dobrze i być widocznym, ale w I lidze, bo to produkt dla takich małych miast , jak Zawiercie – wyjaśnił Baran. – Ich spojrzenie zmienił dopiero znakomity przed laty siatkarz i szkoleniowiec Jan Such. Pomagał trenerowi Dominikowi Kwapisiewiczowi w prowadzeniu drużyny.

– W pewnym momencie nasza gra zatrybiła. W drugiej części sezonu zaczęliśmy wygrywać i grać równo. Czas na składanie aplikacji do PlusLigi powoli jednak już mijał. I wtedy, w czasie spotkania po jednym z meczów, trener Such powiedział, że jak można awansować, to trzeba awansować, jak można składać aplikację, to trzeba składać aplikację, a nie zastanawiać się, dyskutować i mędrkować. To było sportowe podejście. Jak jest okazja, to należy grać o pełną pulę – opowiadał Baran. – To był moment, w którym postanowiliśmy powalczyć o coś więcej. Spróbowaliśmy, zaaplikowaliśmy i się zaczęło… – dodał.

Próba identyfikacji

W sezonie 2016/17 zawiercianie wygrali rozgrywki I ligi. O prawo gry w elicie walczyli w barażach z AZS-em Częstochowa. Choć niewielu dawało im szansę, pokonali częstochowian. W PlusLidze drużyna zadebiutowała 1 października 2017 roku. Zmierzyła się z ówczesnym mistrzem Polski ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Mecz zawiercianie przegrali 1:3, ale pokazali wielki hart ducha. O „Jurajskich rycerzach” zrobiło się głośno. A skąd w ogóle taki przydomek? – To jest nasza identyfikacja. Ponieważ Zawiercie historycznie zlokalizowane jest na obrzeżach Zagłębia Dąbrowskiego, niedaleko województwa świętokrzyskiego i blisko Częstochowy, od lat miało problemy z identyfikacją. Osobie z Europy łatwo powiedzieć, gdzie jest Zawiercie. Po prostu na południu Polski, niedaleko Krakowa. Trudniej wytłumaczyć Polakom. Zdaliśmy sobie sprawę, że kiedy pojawiła się konieczność opowiadania o sobie, że to, co nas geograficznie identyfikuje, to Jura i jej warownie. A „rycerze”, to chęć spersonalizowania tej jurajskości. Odnoszą się do warowni i oddają naszego ducha, który udaje nam się podtrzymywać i to obojętnie, w której lidze graliśmy. Zawsze wiązani byliśmy i jesteśmy z walką i determinacją. Jesteśmy „rycerzami”, którzy nie oszukują i zawsze walczą. To chwyciło – przyznał szef Aluronu Virtu Warty.

Chcą więcej

W pierwszym sezonie w PlusLidze zawiercianie zajęli wysokie, dziewiąte miejsce. Sprawili kilka niespodzianek, ogrywając m.in. PGE Skrę Bełchatów, Asseco Resovię czy Indykpol AZS Olsztyn. – To był nieprawdopodobny rok. Mieliśmy problemy, choć nie o wszystkich opowiadaliśmy. Natomiast dość sensacyjnie udało nam się zakończyć poprzedni sezon na dziewiątym miejscu, które było jednym z najlepszych miejsc zajętych przez beniaminka w całej historii ligi – przyznał Baran. Ale chyba nawet on nie spodziewał się tego, co jego „załoga” dokonała w bieżącym sezonie. Zawiercianie awansowali do turnieju finałowego Pucharu Polski, a po pokonaniu Cerradu Czarnych Radom znaleźli się w gronie czterech najlepszych drużyn w kraju! – Wiedziałem, że mamy szansę zakwalifikować się do turnieju finałowego Pucharu Polski. Później uważałem, że jeśli będziemy dobrze pracowali, nie ekscytowali się zbytnio wygranymi i nie denerwowali porażkami, będziemy mieli szanse na play off. Mamy półfinał i to fantastyczny wynik. Ale zespół wciąż jest głodny sukcesu – zapowiedział Mark Lebedew, trener „Jurajskich rycerzy”.

Siła w zespole

Gdzie leży klucz do sukcesu? Na pewno jednym z kluczowych posunięć było postawienie na Lebedewa, który rozstał się z Jastrzębskim Węglem. Zastąpił Emanuela Zaniniego, człowieka zasadniczego, któremu brakowało jednak polotu. Australijczyk wniósł do drużyny nowe spojrzenie na siatkówkę. – To był doskonały wybór – przyznał Baran.

W klubie nie doszło też do rewolucji kadrowej. Został cały trzon z poprzednich rozgrywek z Grzegorzem Boćkiem i Taichiro Kogą na czele. Do zespołu świetnie za to weszli Michal Masny, Marcin Waliński, Kamil Semeniuk, Mateusz Malinowski czy już w trakcie rozgrywek Portugalczyk Alexandre Ferreira. Każdy z nich dołożył swoją cegiełkę do sukcesu. – Naszą siłą jest kolektyw. Potrafimy się podnieść się po porażkach – podkreślał Marcin Waliński, przyjmujący, który do Zawiercia przeniósł się z MKS-u Będzin.

– Nasza siła jest zasługą wielu osób. Prezesa, który buduje klub, personelu, który zarządza wszystkimi drobnymi detalami, zawodników pracujących każdego dnia, ludzi odpowiedzialnych za kwestie techniczne i taktyczne, kibiców, którzy kreują atmosferę, w której czujemy, że nie możemy przegrać. Siłą jest zespół – dodał australijski szkoleniowiec Aluronu Virtu Warty.

Bez kompleksów

W półfinale ekipa z Zawiercia zmierzy się z ZAKSĄ. Kędzierzynianie wygrali w tym sezonie z nią dwa razy w lidze i raz w półfinale Pucharu Polski. Rywalizacja toczyć się będzie do dwóch wygranych, pierwszy i – ewentualnie – trzeci mecz zostanie rozegrany w Kędzierzynie–Koźlu. Pierwsze starcie już w sobotę (godz. 14.45). – Teraz gramy z zespołami pełnymi światowych gwiazd, ale nazwiska nie znaczą nic, kiedy wchodzisz na boisko. Tylko cztery drużyny pozostały w walce o mistrzostwo i my jesteśmy wśród nich – cieszył się Lebedew.

 

Na zdjęciu: Mark Lebedew i jego „rycerze” gotowi są na kolejne wyzwania.