Śląsk Wrocław – Lech Poznań. Wiara do końca popłaciła

Mimo że dwukrotnie to Lech wychodził w tym meczu na prowadzenie, Śląsk potrafił doprowadzać do wyrównania. Grze nie pomagała natomiast mocno przemoknięta murawa.


Polska przechodzi obecnie przez bardzo burzowy okres, który nie ominął stolicy Dolnego Śląska. Wielka ulewa spadła na stadion przed rozpoczęciem spotkania, przez co – przede wszystkim w I połowie – boisko w wielu miejscach przypominało basen. Z czasem warunki nieco się poprawiły, ale i tak można było sobie wyobrazić zdecydowanie lepsze miejsce do grania w piłkę.

Znów ten Gytkjaer

Można też było żałować, że pogoda nie do końca sprzyjała, ponieważ mimo przeciwności losu piłkarze rozgrywali całkiem dynamiczny mecz. Najpierw atakował Śląsk, w którego szeregach szum próbował robić Przemysław Płacheta, później swoje minuty miał Lech. Sporo było boiskowego przypadku, ponieważ piłka płatała zawodnikom figle, ale z czasem ci coraz lepiej się do tego przyzwyczajali. Ze stojącej wody zupełnie nic nie robił sobie 18-letni skrzydłowy poznaniaków Jakub Kamiński, który raz za razem wygrywał pojedynki z wrocławskimi defensorami. To właśnie on odegrał kluczową rolę w 17. minucie, kiedy zmierzającą do bramki futbolówkę próbował wybić Kamil Dankowski. 23-latek jednak skiksował i wystawił piłkę Chrystianowi Gytkjaerowi, który uderzając z bliska zdobył swojego 21. gola w tym sezonie.

Śląsk starał się odpowiedzieć. Ponownie szarpać chciał Płacheta, a na strzał z dystansu pokusił się Dankowski. Gospodarze wyglądali jednak gorzej pod względem zespołowym, a ich ataki były raczej indywidualnymi próbami poszczególnych piłkarzy.

Mocny kwadrans

Po przerwie ataki WKS-u były bardziej intensywne. Poznaniacy prezentowali się zdecydowanie gorzej, ale na ich szczęście Śląsk nie do końca miał pomysł na to, jak wypracować dogodną sytuację. Los jednak chciał, że zespół z Dolnego Śląska ma w swoich szeregach Krzysztofa Mączyńskiego – który zresztą powinien zobaczyć w tym meczu na pewno więcej niż jedną żółtą kartkę. Były reprezentant Polski w 76. minucie dośrodkował z rzutu wolnego wprost na nogę Israela Puerto, który z łatwością wpakował piłkę do siatki.

Na odpowiedź Lecha nie trzeba było długo czekać. Kilka minut po wyrównaniu Kamiński spróbował uderzenia przewrotką (był to zresztą pierwszy strzał gości po przerwie) i trafił w wystawioną wysoko rękę… Puerto. Karny był oczywisty i dzięki egzekucji Jakuba Modera „Kolejorz” znów prowadził. Śląsk się jednak nie poddawał. Trzy minuty po straconym golu Mączyński dośrodkował – tym razem z rzutu rożnego – a obrońcy Lecha kompletnie nie przypilnowali Jakuba Łabojki, który strzelając z woleja trafił do siatki w efektowny sposób. Końcówka stała pod znakiem chaosu i obustronnych ataków, ale ostatecznie Śląsk podzielił się z Lechem punktami.

Śląsk Wrocław – Lech Poznań 2:2 (0:1)

0:1 – Gytkjaer, 17 min (bez asysty), 1:1 – Puerto, 76 min (asysta Mączyński), 1:2 – Moder, 82 min (karny), 2:2 – Łabojko, 85 min (asysta Mączyński).

Sędziował Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Asystenci: Tomasz Listkiewicz (Warszawa), Piotr Szubielski (Łódź). Widzów 5781. Czas gry – 98 min (46+52). Żółte kartki: Chrapek (54. faul), Mączyński (56. faul) – Gytkjaer (54. faul), Puchacz (90+5. faul)
Piłkarz meczu – Jakub KAMIŃSKI


Na zdjęciu: Okoliczności przyrody nie sprzyjały graniu w piłkę, o czym przekonali się Przemysław Płacheta (z prawej) i Bogdan Butko (z lewej).

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus