Słowak się doczekał

Lepszego momentu na przełamanie Jakub Vojtusz nie mógł sobie wybrać. Pierwszego gola dla GKS-u napastnik ze Słowacji strzelił w końcówce derbów z Katowicami. Skorzystał z nieporozumienia między Maciejem Wierzbickim a Tomaszem Midzierskim, przejął piłkę i w sytuacji sam na sam pokonał bramkarza. Zapewnił tym samym tyszanom pierwsze po 40 latach zwycięstwo (2:1) przy Bukowej.
– Bardzo cieszy mnie bramka zdobyta w derbach. Może nie była najładniejsza, ale liczy się wygrana. Jesteśmy zadowoleni, że praca, którą wykonujemy, przynosi efekty. Tak jak trener powtarza, ważna jest organizacja w tyłach, a z przodu w końcu zawsze coś wpadnie – mówi 24-letni napastnik.

W Legnicy się nie pomylili

Zimą jego przejście do klubu z Tychów było zaskoczeniem. Został tam wypożyczony po dwóch rundach, w ciągu których okazywał się najlepszym snajperem Miedzi Legnica. W 2017 roku strzelił na I-ligowych boiskach 13 goli. Sześć z nich – jesienią, przy czym na sporą część tego dorobku składały się rzuty karne, które celnie egzekwował 4-krotnie. W Legnicy mieli zastrzeżenia do jego skuteczności. Zimą zakontraktowali Mateusza Piątkowskiego z Wisły Płock, który stworzył wraz z Fabianem Piaseckim bardzo groźny duet. Vojtusz przegrał tę rywalizację, a Miedź sama zasygnalizowała tyszanom, że jest możliwe wypożyczenie Słowaka, który jest bardzo dobrze znany trenerowi Ryszardowi Tarasiewiczowi (jeszcze w poprzednim sezonie odpowiadał za wyniki „Miedzianki”). Legniczanie – po pierwsze – nieco zeszli z kosztów. Po drugie – mogli pomóc GKS-owi w utrzymaniu, a po trzecie – spróbowali odbudować dyspozycję Vojtusza, który po ewentualnej świetnej rundzie w Tychach mógłby wrócić na Dolny Śląsk. Ta świetna runda jednak nie nastąpiła. Patrząc na postawę Słowaka – i jednocześnie na snajperskie wyczyny duetu Piątkowski – Piasecki (łącznie tej wiosny zdobyli 13 bramek) – trzeba przyznać, że w Legnicy postąpili zimą słusznie.

Oddany chłopak

Vojtusz na listę strzelców wpisał się dopiero w swoim dziewiątym występie w barwach GKS-u. Sezon chyli się ku końcowi, a on jeszcze na dobre nie „odpalił”, mimo że możliwość gry dostawał. W wyjściowym składzie wybiegał na boisko 5-krotnie, korzystając głównie na… wąskiej kadrze zespołu. Jeśli trener Tarasiewicz miał pełen wybór, w ataku stawiał na Kamila Zapolnika.

– Vojtusz? Oczywiście nie tak miało być, ale dobrze, że się przełamał, bo to było mu potrzebne. Pewnie ten „proces” byłby znacznie szybszy, gdyby wykorzystał w Grudziądzu rzut karny. Wiemy dobrze – nie trzeba być fachowcem od piłki nożnej – że napastnicy funkcjonują i bazują na pewności siebie, ufności trenera. Na ile mogłem, na tyle dawałem mu szansę. Bardzo dobrze pracował na treningach, ale znałem tego zawodnika i pewne zachowania – choćby operowanie piłką – były dla mnie sygnałem, że nie jest w takiej dyspozycji, jakbym chciał. Ale to bardzo oddany chłopak. Często miałem szczęście do zawodników – nie tylko w Tychach – którzy oddają serce. To sympatyczne – podkreśla szkoleniowiec GKS-u. Po sezonie Vojtusz stanie się wolnym zawodnikiem, ale kwestia jego pozostania przy Edukacji stoi dziś pod znakiem zapytania.