Słoweńskie przekleństwo

Aż do półfinału biało-czerwoni musieli czekać, by wreszcie poczuć w mistrzostwach Europy atmosferę sportowego wydarzenia i święta. Wcześniejsze spotkania w grupie i nawet w ćwierćfinale z Niemcami bardziej przypominały sparingi i to nie te najmocniejsze niż mecze o stawkę. I od razu stanęli przed nie lada wyzwaniem. Słoweńcy do europejskiego, ścisłego topu nie należą, ale lekceważyć ich nie można. Do tego do starcia przystępowali uskrzydleni efektownymi zwycięstwami nad wyżej notowanymi Bułgarią i Rosją. Zwłaszcza ten drugi triumf wywołał ogromne wrażenie i „siatkomanię” w Słowenii. I mogli liczyć na swoich fanów. Na trybunach hali Stozice w Lublanie zasiadło ponad 12 tysięcy fanów, wierzących i mocno wspierających swoją drużynę.

Na Vitalu Heynenie, trenerze naszej drużyny, nie robiło to wielkiego wrażenia. – Jesteśmy gotowi – deklarował przed pierwszym gwizdkiem sędziego. – Już nie raz moi zawodnicy w najtrudniejszych meczach zdawali test. Nie mamy się czego obawiać. Wygraliśmy sześć kolejnych meczów po 3:0. Jesteśmy mocni – dodał.

Naszym siatkarzom też nie brakowało motywacji. Mieli okazję do rewanżu i to na terenie Słoweńców, za porażki z nimi z poprzednich dwóch turniejów mistrzostw Europy. Przed czterema laty przegrali w ćwierćfinale, a przed dwoma w barażu o 1/4 finału.

Wybici z uderzenia

Polacy zaczęli dobrze. Gorąca atmosfera panująca w hali nie robiła na nich żadnego wrażenia. Byli bardzo spokojni. Jak przystało na mistrzów świata, emanowała z nich pewność siebie i swojej siły. Co innego gospodarze. Ci wydawali się speszeni i przytłoczeni presją spoczywającą na nich.
Nasi zawodnicy po kilku skutecznych blokach i asie serwisowym Wilfredo Leona prowadzili nawet 9:4. Ci jednak, co myśleli, że mecz będzie miał podobny przebieg, jak poprzednie, srogo się zawiedli. Słoweńcy ochłonęli. Sygnał do walki dał Tine Urnaut. Lider rywali poszedł na zagrywkę i po chwili na tablicy wyników był remis 9:9.

Zdenerwowany Heynen zdjął z boiska bezproduktywnego Macieja Muzaja, który popełnił błąd w ataku. Zastępujący go Dawid Konarski uspokoił poczynania naszej drużyny. Biało-czerwoni znów odzyskali inicjatywę. Do stanu 20:17. Wówczas fatalny błąd popełnili sędziowie. Przyznali punkt Słoweńcom, choć ci piłkę dotknęli cztery razy. Protesty naszej ekipy z Heynem na czele na nic się zdały. Decyzji nie zmienili. Sytuacja kompletnie wybiła z uderzenia Polaków, zwłaszcza Leona. Zamiast mocno atakować, co jest jego największym atutem, „kiwał”. Rywale nie mieli problemów z podbiciem piłki, a że w ofensywie byli bardzo silni, złamali biało-czerwonych.

Problemy z samym sobą

W kolejnych setach emocji również nie brakowało. Obie ekipy z trudem zdobywały punkty. Po naszych reprezentantach widać było, że nie czują się najpewniej. Popełniali błędy, które normalnie im się nie zdarzają. Nie tylko psuli serwis, ale przede wszystkim mieli problemy z dokładnością. Nawet takiemu fighterowi jak Michał Kubiak zdarzyło się nie trafić w pole gry, choć miał pojedynczy blok. Do tego doszły też problemy w komunikacji. A Słoweńcy z każdą kolejną akcją się nakręcali i łapali wiat w żagle. Byli przy tym bardzo odważni. W odróżnieniu od naszych graczy nie kombinowali, tylko szli na całość, co im się bardzo opłaciło.

Polacy, walcząc ze swoimi słabościami, wciąż nie dawali za wygraną. Byli blisko. Po dramatycznym boju wygrali drugiego seta, a w czwartym trzykrotnie wychodzili na dwupunktowe prowadzenie. Do tie-breaku nie udało im się jednak doprowadzić, bo nie zatrzymali kapitalnie spisującego się Urnauta. Decydujący punkt natomiast stracili po autowej zagrywce Kubiaka.

Polska – Słowenia 1:3 (23:25, 26:24, 22:25, 23:25)

POLSKA: Drzyzga, Leon, Nowakowski, Muzaj, Kubiak, Bieniek, Zatorski (libero) oraz Konarski, Komenda, Szalpuk, Kłos, Śliwka, Wojtaszek (libero). Trener Vital HEYNEN.

SŁOWENIA: Vincić, Urnaut, Pajenk, Gasparini, Cebulj, Kozamerlik, Kovacić (libero) oraz Stern, Stalekar.

Trener Alberto GULIANI.

Sędziowali Milan Rajković (Chorwacja), Eldar Zulfagarow (Azerbejdżan). Widzów 12.500

Przebieg meczu

I: 10:9, 15:12, 20:17, 23:25.

II: 8:10, 13:15, 19:20, 26:24.

III: 7:10, 11:15, 17:20, 22:25.

IV: 10:8, 15:14, 20:19, 23:25

Bohater – Tine URNAUT

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem