Spełniony sen Fonfary

– Nie wiem czy zostanę mistrzem świata wagi junior ciężkiej, ale spróbuję. Najważniejsze, że wygrałem w debiucie w nowej dla mnie kategorii, przed warszawską publicznością. Na Torwarze nie mogłem przegrać, wracałem przecież na polski ring po dwunastu latach przerwy – mówił zwycięski Fonfara.

33-letni Ismaił Siłłach, były wicemistrz świata i Europy amatorów który podobnie jak Fonfara walczył o mistrzowski pas w wadze półciężkiej, nie przyleciał do Warszawy jedynie po wypłatę. Chciał pokazać, że z nowym trenerem, byłym czempionem kategorii superśredniej, Frankie Lilesem Jr, jest jeszcze w stanie sporo osiągnąć.

I trzeba przyznać, że miał w tej walce naprawdę dobre momenty. Ostatecznie jednak musiał przełknąć gorycz kolejnej porażki przed czasem. Inna sprawa że mieszkający w Los Angeles Ukrainiec nie zgadza się z decyzją sędziego Leszka Jankowiaka, który w szóstej rundzie przerwał pojedynek. Uważa, że bronił się skutecznie, nie był zamroczony i mógł walczyć dalej. Podobnego zdania jest też Frankie Liles Jr, ale to niczego nie zmienia. Sędzia miał prawo do takiej decyzji, choć oczywiście mógł poczekać na to co się wydarzy. Prawdopodobnie wcześniej czy później Fonfara znokautowałby Ukraińca, choć ten twierdzi, że wszystko byłoby jeszcze możliwe.

Polak zaczął ten pojedynek agresywnym pressingiem chcąc pokazać kto tu rządzi. Z pierwszych rzędów walkę obserwował jego przyjaciel Artur Boruc, który już po oficjalnym ogłoszeniu werdyktu powie, że dobrze byłoby żeby Fonfara częściej tak wygrywał przed warszawską publicznością.

W drugiej rundzie Siłłach był na deskach, ale szybko się pozbierał i wciąż był zagrożeniem dla „Polskiego Księcia”, który za wszelką cenę chciał wygrać przed czasem.

– Czułem się silniejszy, ale wymykał mi się z rąk. Nie mogłem go dopaść i czysto trafić. Do czasu – tłumaczył Fonfara.

Siłłach choć jest zawodnikiem praworęcznym zaczął walkę z odwrotnej pozycji. Na normalną zmienił ją dopiero w piątym starciu, ale szybko wrócił do odwrotnej.  W czwartej i piątej rundzie miał lekką przewagę, ale Fonfara wciąż atakował nie zwalniając tempa.

Dziesięciorundowy pojedynek rozgrywany był w umownym limicie 87,5 kg na życzenie Siłłacha. Fonfara fizycznie sprawiał solidniejsze wrażenie, ale atakując często się odsłaniał i Ukrainiec trafiał.

– Chciałem żeby się wystrzelał. Nie czułem tych ciosów, wszystkie widziałem, więc nie robiły mi krzywdy. Wiedziałem na co mogę sobie pozwolić, bo Siłłach nie bije zbyt mocno. A ja chciałem go skończyć przed czasem, kilka razy byłem tego bliski, jego oczy mówiły mi, że powoli ma dość – opowiadał po walce Fonfara.

Ale Ukrainiec też miał swój plan, który wymyślił Frankie Liles Jr. Czekał na ataki Polaka, bo wiedział że po nich Fonfara ma chwile przestoju i wtedy jest łatwiejszy do trafienia.

Plan legł jednak w gruzach w szóstej rundzie, gdy sędzia Jankowiak przerwał pojedynek. Dla Siłłacha to już szósta porażka, piąta przed czasem. Pierwszym, który tego dokonał był Denis Graczew, później mistrz świata Siergiej Kowaliow, Maksim Własow, Aleksiej Papin i Fonfara. Czterech Rosjan i Polak. Inny z polskich pięściarzy, Mateusz Masternak, wygrał z nim w ubiegłym roku podczas Polsat Boxing Night na punkty po wyrównanej walce w której obaj leżeli na deskach.

„Back To The Game” pod takim hasłem promowany był pojedynek Fonfary z Siłłachem podczas Warsaw Boxing Night. I tak też się stało, „Polski Książe” wrócił do gry w nowej kategorii.

Za wcześniej jeszcze, by pisać o planach, a pewne jest, że chciałby stoczyć jeszcze jeden pojedynek w tym roku, być może w Chicago, być może znów w Polsce.

Fonfara wie jednak, że z prawdziwymi cruiserami nie może walczyć tak, jak z Siłłachem, bo koniec może być przykry.

– Jest jeszcze wiele do poprawy, ale z nowym trenerem, Eddie Croftem, dogadujemy się znakomicie. Jestem przekonany, że z walki na walkę będzie lepiej. A ponieważ nie jestem jeszcze taki stary (30 lat) wciąż mogę marzyć – powiedział Fonfara.

W hali warszawskiego Torwaru żegnał go „Sen o Warszawie”. W jego przypadku sen się spełnił. Wrócił po 12 latach i wygrał tak jak chciał wygrać, czyli efektownie i przed czasem z dobrym zawodnikiem. Teraz na kolejny powrót Andrzeja Fonfary nie trzeba będzie chyba już tak długo czekać.