Stadion musi powstać!

Krzysztof BROMMER: W sierpniu miał pan obchodzić swój mały jubileusz roku pracy na stanowisku prezesa Rakowa. Tak się jednak nie stanie. Czym podyktowane jest pana „przeniesienie” do funkcji przewodniczącego rady?
JANUSZ ŻYŁA: – Nie dzieje się nic wstrząsającego, nazwałbym to ewolucją a nie rewolucją. Budujemy struktury sportowe, ale ważne jest też organizacja i kadra zarządzająca. Ja nie byłem już w stanie pracować po 16 godzin na dobę. Nie ma co ukrywać, że Wojtek Cygan ma bogatsze doświadczenie ode mnie, od wielu lat działa w piłkarskich strukturach. Na razie dzielimy pokój i ściśle współpracujemy.

Jak się współpracuje z tak ambitnym właścicielem, jakim jest Michał Świerczewski?
JANUSZ ŻYŁA: – Bardzo dobrze. Zresztą to był ten impuls dla którego zmieniłem całe swoje życie. Byłem zadowolony z tego co robiłem i co udało mi się osiągnąć w biznesie. Charyzmatyczna osoba Michała bardzo mnie zaintrygowała, była bodźcem do podjęcia zmian. Kluby które mają to szczęście być w rękach prywatnego właściciela, mogą w bardziej stabilny i przewidywalny sposób planować swój rozwój. Nie pracowałem co prawda w klubie miejskim, ale tak jak rozmawiam z prezesami innych klubów czy trenerami, to oni tego komfortu nie mają. Tam te zmiany są tak częste, że trudno myśleć o długofalowej polityce. I to jest błąd.

Jak w obecnej pierwszoligowej stawce chcecie być czy jesteście odbierani. Można nazwać was krezusem, najlepiej poukładanym klubem na zapleczu ekstraklasy?
JANUSZ ŻYŁA: – Na pewno się wyróżniamy prywatnym właścicielem i tym, że jest przejrzysty i ustabilizowany sposób zarządzania. Każdy wie co ma robić i jaki ma cel. Krezusem chyba nie jesteśmy, bo wiem, że wynagrodzenia dla zawodników w kilku klubach pierwszoligowych są znacznie wyższe. Nie chcemy się ścigać na wynagrodzenia, bo chcemy być atrakcyjny jako Raków, a nie jako klub, który płacić np. 40% więcej niż inni. Chcemy mieć pomysł na siebie i tym wizerunkiem przyciągać piłkarzy. Rozrzutność finansowa zwyczajnie w świecie psuje ludzi. Pewnie byłoby nas stać na wydawanie większych kwot, ale tego nie robimy.

Chce mi pan powiedzieć, że samą wizją klubu przekonaliście np. Dariusza Formellę do transferu definitywnego z Lecha do Rakowa?
JANUSZ ŻYŁA: – Nie chcę zdradzać kuchni tych negocjacji, ale Darek jest właśnie jednym z tych piłkarzy, których przekonaliśmy projektem i tym, że razem z nami jest w stanie ustabilizować formę i wrócić do wielkiego grania, odnosząc sukcesy z nami. To jest przykład potwierdzający tezę, że Raków staje się atrakcyjny dla piłkarzy.

Trener Marek Papszun ma silny charakter. Czy wobec tego czasem dochodziło do spięć między wami?
JANUSZ ŻYŁA: – Oczywiście, Marek ma charyzmę i swój pomysł na zespół czy swoje standardy. To też jest plus, bo dzięki temu nie jesteśmy drużyną nijaką. Marek potrafi kształtować zawodników. Proporcje w szatni są prawidłowe i nie dochodzi do skandali, a drużyna jest zjednoczona wokół celu, jaki chce osiągnąć. My kontraktując piłkarzy mocno im się przyglądamy i muszą spełniać dany profil. Dzięki temu mogę powiedzieć, że trafiają do nas zawodnicy nieprzypadkowi.

 

Po dobrym sezonie, zwłaszcza jak na beniaminka, znów sporo zmian w waszej kadrze. Skąd ten pomysł na lekkie wietrzenie w szatni?
JANUSZ ŻYŁA: – Żeby to źle nie zabrzmiało, ale właśnie ta rotacja sprawia, że… jestem w delikatnym sporze z właścicielem. Oczywiście mówię to puszczając oko. Uważam, że drużyna potrzebuje stabilizacji, ale trzeba zauważyć, że klub rozwija się bardzo szybko i w każdej rundzie drużyna jest coraz lepsza. Rok temu nie bylibyśmy w stanie przekonać tych piłkarzy, których teraz pozyskaliśmy do przyjścia. W tej chwili nasza pozycja negocjacyjna się zmieniła. Chcemy, żeby drużyna co pół roku była lepsza.

Transfery do tej pory udane, ale za jedno nazwisko wciąż musicie się tłumaczyć. Chodzi o Mateusza Zacharę, który nie miał udanego powrotu do Rakowa. Słaba runda i jeszcze pechowa kontuzja…
JANUSZ ŻYŁA: – Będę twardo bronił Mateusza. To jest chłopak, który podchodzi sumiennie do obowiązków i do treningów. Zostawia serce. Oczywiście, ktoś powie, że na boisku tego nie było widać. Ale to jest właśnie ten nieprzewidywalny aspekt w futbolu. Trudno to wytłumaczyć dlaczego tak to wyglądało. Jestem przekonany, że gdy Mateusz wróci do zdrowia, to ta praca w końcu zaprocentuje i jeszcze jesienią zobaczymy go w dobrej dyspozycji.

Muszę spytać o waszą akademię, bo z tego co wiem, to inwestujecie w nią spore środki, jak na polskie warunki, bo mowa o kilku milionach złotych.
JANUSZ ŻYŁA: – Projekt akademii trwa już wiele lat. Od kwietnia poprzedniego roku ruszył z jeszcze większym impetem wraz z przyjściem dyrektora Marka Śledzia. Jest to nasza perełka w koronie. To są olbrzymie wydatki, a owoce będą dopiero za kilka lat. Wymaga to wielkiej cierpliwości. Nie tylko kwestie ekonomiczne się dla nas liczą. Chcemy wypełniać też misję społeczną i edukacyjną w Częstochowie. To ma być na to dowodem. Obecnie mamy ok. 350 chłopców. We wrześniu 2017 roku uruchomiliśmy też naszą prywatną szkołę mistrzostwa sportowego.

W tym kontekście ważna jest też infrastruktura…
JANUSZ ŻYŁA: – I w tym momencie dochodzimy do punktu, który przyprawia mnie o największy ból głowy. W dzisiejszych czasach klub nie może funkcjonować bez stadionu, boisk, szatni czy gabinetów zabiegowych. Niezależnie jak wiele będziemy robić, to bez stadionu to wszystko nie ma sensu. Bolejemy, że tak to wygląda. Ale mówimy otwarcie, że to nie może być powodem do zaniechania jakiś działań. Nie ma odpuszczania czy poddawania się. Stadion musi powstać.

Jakie są na to szanse?
JANUSZ ŻYŁA: – W tej chwili prowadzimy wiele rozmów, które mają finalnie doprowadzić do wybudowania, bądź modernizacji stadionu. Robimy wszystko, żeby popychać ten temat do przodu. Sami sfinansowaliśmy projekt modernizacji naszego obiektu, a wiemy, że to nie są małe koszty. Myślę, że ten stadion w końcu powstanie, bo skoczyła się dyskusja czy to w ogóle jest potrzebne. W piątek podczas prezentacji przedstawimy konkretne działania w tym zakresie, oczywiście przy dużym zaangażowaniu urzędu miasta. Atmosfera wokół budowy stadionu robi się pozytywna, choć naszym wrogiem jest czas.

Wspomniał pan o władzach miasta. Jak wyglądają wasze stosunki, bo w pewnym momencie najwięcej mówiło się o waszym konflikcie?
JANUSZ ŻYŁA: – Odkąd jestem prezesem to chcę, żeby relacje z miastem były coraz to lepsze i cieplejsze. Szeroko rozumiane awanturnictwo nikomu nie służy. Rozumiem rozgoryczenie klubu związane z brakiem wsparcia, z brakiem stadionu. Na tym polu można dużo zrobić. Natomiast klub prowadzi dialog z miastem, stosunki w tej chwili są bardzo poprawne, żeby nie powiedzieć dobre. Wierzę, że ten stadion ponad wszelkimi podziałami powstanie, oczywiście dla dobra mieszkańców.

„Koniec od 2019/20 z graniem poza domem. Najpierw infrastruktura, szkolenie, a potem przypadkowe awanse.” To tweet prezesa PZPN Zbigniewa Bońka. Dla was to pewne zmartwienie? O co będzie walczył Raków w kolejnym sezonie, bo stadionu jeszcze nie będzie?
JANUSZ ŻYŁA: – Dlatego właśnie mówię o stadionie, o projekcie. Gdy ta machina ruszy, to myślę, że inaczej będziemy postrzegani w PZPN. Liczę, że związek doceni nasze wysiłki i to, że nie czekamy aż stadion „spadnie nam z nieba”. Angażujemy prywatne środki i chcemy być współbudującymi. Ja rozumiem, że Związek stawia klubom coraz większe wymagania. Dzięki temu nasze kluby wyglądają coraz lepiej. Pod dyskusję należy poddać jedynie czas dochodzenia do tych standardów czy wymagań ze strony związku. A co do oczekiwań przed kolejnymi rozgrywkami, to w poprzednim sezonie w każdym meczu nie kalkulowaliśmy i w tym będzie identycznie. Chcemy też grać atrakcyjnie dla kibiców.