Stary dobry Katalończyk

Sezon 2016/17. Badia jest w takim gazie, jak nigdy wcześniej. Kataloński skrzydłowy zdobywa 9 bramek i dokłada 5 asyst. Rozgrywa też najwięcej minut odkąd gra w Polsce. Najdobitniejszym przykładem na to, jak mu „żre” jest mecz we Wrocławiu, gdy niemalże pojedynkę ogrywa Śląsk. Zdobywa hat tricka, dodaje asystę, a Piast wywozi cenne zwycięstwo 4:3. Nikt nie ma wątpliwości, że gdyby nie sympatyczny Katalończyk, gliwiczanie mieliby ogromne kłopoty z utrzymaniem.

Kolejne rozgrywki wydają się być kontynuacją. „Badi” strzela na inaugurację przeciwko Cracovii, lecz w tym samym meczu… życie daje brutalnego kopa. Kontuzja kolana oznacza długą przerwę. Piłkarz jest smutny, a kibice załamani. Drużyna jesienią zawodzi, ma ogromne problemy. Katalończyk wraca do gry dopiero w grudniu. Gołym okiem widać, że jest jeszcze daleko od swojej optymalnej dyspozycji. Wiosną robi wszystko by do niej wrócić, ale to nie jest takie proste, tym bardziej, że Piastowi nadal nie idzie i grozi mu spadek.

Najtrudniejszy czas
Aż przychodzi ostatni mecz sezonu z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza. Gliwiczanie muszą wygrać, żeby uratować ligowy byt. Robią to, a gdy gola na 4:0 strzela Badia, to zamiast cieszyć się z bramki, pada na kolana i… płacze. Licznie zgromadzeni kibice widzą to, co wiedzieli od dawna. Badia nie jest zwykłym zagranicznym piłkarzem, to już pół gliwiczanin, mocno związany z klubem. – Myślę, że gdy jesteś normalnym, dobrym człowiekiem i każdego dnia jesteś dobry dla swojej córki, żony, dla swoich znajomych, obcych ludzi… to życie odda ci to dobro. Życie oddaje. Tamten sezon był dla mnie bardzo dziwny i ciężki. Pierwszy strzał na bramkę, który w nim oddałem, to był gol. Ostatni strzał, to też gol – zamyśla się Gerard Badia i wyznaje, jak było trudno. – Radość po utrzymaniu była chyba większa niż niż w momencie, gdy zostaliśmy wicemistrzem Polski. Ostatnie tygodnie tamtego sezonu dla mnie, mojej rodziny, były bardzo trudne. Ciężko było przegrywać mecze, a potem iść do wywiadów i o tym rozmawiać. Trudno było czytać na ten temat w internecie. Wszystko było do d..y. Wszystko było źle. W środku czułem się tak źle, że teraz nawet trudno mi to opisać. Miałem jednak dobre przeczucia – wspomina Katalończyk.

Przewodnik po Gliwicach

29-letni zawodnik ma nadzieję, że ten sezon będzie zupełni inny dla drużyny, ale także i dla niego samego. – Chciałbym, żeby wrócił stary Badia. W końcu czuję się normalnie, jak piłkarz. Ciężko przepracowałem okres przygotowawczy. Siły są, ale jaki będzie to sezon? Tego nigdy nie wiesz, ale musi być lepiej – mówi pomocnik Piasta, który po okresie posuchy znów ma w drużynie rodaka. Chodzi o napastnika Jorge Felixa. – Jeśli miałbym go opisać, jako piłkarza, to jest… bardzo podobny do mnie. Niewysoki, dobry technicznie, może grać na kilku pozycjach. Co prawda nie chodził zbyt często na siłownię, ale to się zmieniło odkąd trafił do Gliwic. No i jest dobrym człowiekiem – uśmiecha się „Badi”. – Lubię pomagać nowym piłkarzom, nie tylko dlatego, że jestem kapitanem. Taką ma m naturę i nie robię wyjątku dla Jorge, bo jest Hiszpanem. Piotrowi Parzyszkowi pokazałem przedszkole, dobre restauracje itd. – dodaje piłkarz, który chwali nowych zawodników. – Ktoś może powiedzieć przecież nie powiem o kimś, że jest słaby, ale oni naprawdę mają sporo jakości. Parzyszek to silny napastnik, dobrze czuje się w polu karnym. Trzeba mu dograć piłkę, a on już wie co z nią zrobić. W dodatku może strzelać zarówno z prawej, jak i lewej nogi. Nowi już się zaadoptowali i wierzę, że mocno nam pomogą – kończy Badia.