Szara eminencja z Bawarii

Piotr Tubacki

Od jakiegoś czasu pojawiały się plotki, które łączyły ze Stuttgartem 18-letniego Kabaka. Turecki stoper, wychowanek Galatasaray, jest uznawany za ogromny talent. Widać to chociażby po tym, że w tym sezonie był podstawowym obrońcą klubu ze Stambułu. Był też jednym z najlepszych i najpewniej grających piłkarzy zespołu, więc klauzula odstępnego wynosząca 7,5 mln euro brzmiała w jego przypadku jak żart.

Przepłacony rekord

Tym dziwniejsze jest to, że „Szwaby” zapłaciły za Kabaka aż 11 mln euro, wyraźnie tym samym przebijając kwotę, za którą mogliby go ściągnąć w swoje szeregi. Ale to jeszcze nic, bo taki ewenement można wytłumaczyć tym, że duże zainteresowanie zawodnikiem wyrażały także kluby takie jak Roma, Inter czy Manchester United – na pewno bardziej zachęcające niż Stuttgart. Dlatego VfB mógł wykazać się większym zaangażowaniem, podwyższając ofertę. Podejrzenie jednak należy skierować gdzie indziej, dlatego „Kicker” zaczął się zastanawiać, skąd klub walczący o utrzymanie wziął na Turka tyle pieniędzy?

Dwucyfrowa kwota dla Stuttgartu to spory wydatek, tym bardziej, że już latem wydali na zakupy ok. 35 mln euro, choć sezon kończyli jako beniaminek. O skali ich działań mógł świadczyć fakt, że transfery Pablo Maffeo i Nicolasa Gonzaleza były rekordowymi w historii klubu, a teraz, pół roku później, pobił ich właśnie Kabak.

A za wszystkim stoi Bayern

VfB nie jest finansowym gigantem, a i żadnych sukcesów w ostatnich latach nie osiągnął. Nie sprzedał też nikogo za jakąś okrągłą sumkę. Skąd więc „Szwaby” wzięły na to pieniądze? „Kicker” zasugerował, że w całe zamieszanie mógł być zaplątany Bayern Monachium. Nie byłoby to nic nowego w realiach Bundesligi, dlatego że monachijczycy już maczali palce w transferze Serge’a Gnabry’ego, który w 2016 roku za 5 mln euro przeszedł z Arsenalu do Werderu Brema. Choć oba niemieckie kluby temu zaprzeczały, media trąbiły o tym, że za transferem tak naprawdę stoją Bawarczycy.

Dlaczego? Ano dlatego, że Anglicy nie chcieli sprzedać Bayernowi Gnabry’ego, a już na pewno nie za 5 mln. Wtedy monachijczycy niejako „nasłali” na Arsenal bremeńczyków, aby ci kupili skrzydk żart.łowego. „Kanonierzy” byli już bardziej skłonni do rozmów, Werder zyskał dobrego piłkarza, a Bayern zastrzegł sobie, że po sezonie ściągnie Niemca do siebie. Tak też uczynił, a transakcja kosztowała ich 8 mln euro, czyli zdecydowanie mniej niż gdyby Werder chciał sprzedać Gnabry’ego do innego zespołu. Istniały nawet sugestie, że Bayern ogólnie sfinansował cały ten spektakl, a pewne „mrugnięcia okiem” pojawiały się także ze strony bremeńczyków. Początkowo przypuszczano też, że w razie gdyby skrzydłowy okazał się niewypałem, Bawarczycy mogliby z niego zrezygnować i zostawić w ekipie z północy Niemiec.

Puste słowa

– To, że w sprawie Ozana Kabaka istnieją jakieś wstępne umowy z innymi klubami, odsyłamy w sferę baśni. Piłkarz należy do VfB, a żaden inny klub nie jest zaangażowany w ten transfer. Nie wiem, dlaczego rozpowszechnia się taką dezinformację – zaprzeczył wszystkiemu Michael Reschke, dyrektor sportowy Stuttgartu. Jednak jego słowa w tej sprawie są niczym innym jak wypełnieniem formalności, bo co innego miałby powiedzieć? W identycznym tonie wypowiadał się 2,5 roku temu dyrektor sportowy Werderu Frank Baumann, a później okazało się, że to media miały rację.

W tej chwili „Szwaby” w żaden sposób nie są w stanie przekonać opinii publicznej co do tego, że transfer Kabaka, to w pełni ich inicjatywa. Kości zostały rzucone i pewne wątpliwości pozostaną już przez najbliższe kilka miesięcy. Aczkolwiek trzeba też powiedzieć, że w opozycji do doniesień „Kickera” stoi „Sport Bild”, a dokładniej Christian Falk i Tobias Altschaeffl, którzy przynajmniej na ten moment zaprzeczają doniesieniom konkurencji. Dopiero czas pokaże, kto w całym tym zamieszaniu miał rację.

 

Na zdjęciu: Ozan Kabak zetknął się już z Bundesligą. W Lidze Mistrzów jego Galatasaray rywalizowało z Schalke.