Ten, który wybrał Rosję

Świat stał przed nim otworem, ale mimo wolnej ręki pozostał w kraju agresora. Maciej Rybus stracił szacunek dużej części Polaków.


Od momentu inwazji Rosjan na Ukrainę futbol mocno się zmienił. Jak wiemy, pojawiła się masowa emigracja zagranicznych zawodników, którzy uciekli z Rosji. Jednym z najgłośniej wyrażających chęć opuszczenia swojego klubu był Grzegorz Krychowiak, który ostatecznie trafił do Grecji. Sebastian Szymański i Rafał Augustyniak zostali na Wschodzie, ale wszystko wskazuje na to, że latem opuszczą Rosję. W Moskwie natomiast pozostał i pozostać ma zamiar Maciej Rybus.

Przyjaciel Putina

Sytuacja 66-krotnego reprezentanta kraju od początku była niepewna. Niby jego umowa z Lokomotiwem Moskwa wygasała po sezonie, przez co niektórzy wierzyli, że piłkarz opuści Rosję, ale wyraźne sygnały bynajmniej się nie pojawiły. W ostatnich dniach okazało się, że Rybus nie opuści ani Rosji, ani jej stolicy, bo Lokomotiw zamienił na jednego z jego wielkich rywali – Spartaka. Właścicielem klubu jest Leonid Fedun, będący… bliskim przyjacielem Władimira Putina.

Po transferze Polak stwierdził, że otrzymując ofertę nawet „nie pomyślał o odmowie”, choć nie warto się tymi słowami ekscytować. Podobnych pustych frazesów w klubowych telewizjach jest na pęczki. W Spartaku 32-latek będzie natomiast zarabiał pół miliona euro rocznie, o połowę mniej niż w Lokomotiwie. Słabnąca wiarygodność finansowa Rosji nie miała więc wpływu na jego decyzję.

Konsekwencje polityczne

Nie jest tajemnicą, że decydująca w przypadku Macieja Rybusa jest rodzina. Piłkarz gra tam prawie 10 lat, ożenił się z Rosjanką i ma z nią dwójkę dzieci.

– Moja żona też chciała zostać w Rosji. Tu jest wygodnie, nasze dzieci chodzą do przedszkola – tłumaczył po przyjściu do Spartaka, co jest argumentem najczęściej używanym w kontekście jego pozostania w Moskwie.

Oczywiście taka decyzja spotkała się z ogromnym ostracyzmem w całej Polsce. Rybus w pełni świadomie wybrał grę w państwie agresora, który jest piętnowany przez cały świat. Wiceszef Ministerstwa Spraw Zagranicznych Marcin Przydacz nazwał zarabiane przez piłkarza pieniądze krwawymi, a szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch jasno dał do zrozumienia, że taki transfer niesie dla Polski konsekwencje.

– To woda na młyn dla rosyjskiej propagandy. To jest sport, ale on jest związany nie tylko z emocjami, bo w takiej sytuacji jest też odbiciem polityki. To nie jest decyzja, która powinna być dobrze widziana przez władze naszego związku – mówił na antenach Polsatu Soloch.

Minister sportu Kamil Bortniczuk na Twitterze napisał: „Rybus wybrał kasę i spokój w domu, w miejsce szacunku w Polsce i szans na grę w reprezentacji. Jego wybór”. Na ten moment wciąż nie znamy oficjalnego stanowiska PZPN-u w sprawie jego gry dla kadry. Zarówno prezes Cezary Kulesza, jak i selekcjoner Czesław Michniewicz obiecali wrócić do tego tematu po wczorajszym meczu z Belgią. Czekamy.

Romeo i Julia

Największej oliwy do ognia dolał jednak agent Rybusa, Mariusz Piekarski, znany ze swoich licznych interesów w Rosji. Za czasów względnego pokoju nikt na niego nie zwracał specjalnej uwagi, ale po ataku na Ukrainę wiele jego wypowiedzi było „śliskich”. Kuriozalnie natomiast brzmiały tłumaczenia sprawy Rybusa w programie portalu meczyki.pl.

– Wyobraźmy sobie, że przyjeżdża do Polski. Wiemy, jakie jest nastawienie Polaków do Rosjan – mówił Piekarski.

– Gdyby posłał dzieci do przedszkola, to nie byłyby miłe chwile. Dzieci słuchają i przenoszą to na grunt młodzieżowy. Zostaje w Rosji, jego rodzina jest bezpieczna. Nigdy nie wiadomo, co by się wydarzyło – rzucił głupią sugestię agent, co natychmiast… podłapały rosyjskie media, tworząc z jego słów czołówki, jakoby w Polsce było niebezpiecznie, a Polacy nie oszczędzali nawet dzieci.

Oczywiście Rybusa można w jakimś stopniu zrozumieć. Nie wiadomo co prawda, czy punkt widzenia jego żony jest podobnie niedopuszczalny, jak wielu innych Rosjan, którzy mają dostęp do zachodnich mediów, a i tak wspierają Putina. Faktem jednak jest, że piłkarz znalazł się w dość trudnej sytuacji niczym… Romeo i Julia, którzy pochodzili z dwóch walczących ze sobą rodów. W przeciwieństwie jednak do fikcyjnych kochanków, Rybus miał możliwość wyboru i przecież wcale nie musiał trafić do „niebezpiecznej Polski”. Europa i świat stały przed nim otworem, ale on wybrał pozostanie w Moskwie, gdzie jego dzieci będą uczyły się historii świata zupełnie innej od tej, którą znamy my i… wszyscy inni. Rosjanie wiedzą, jak wyprać mózgi swoim obywatelom.


Na zdjęciu: Nastroje w Polsce jasno wskazują na to, że kibice nie chcą oglądać Macieja Rybusa w koszulce reprezentacji.
Fot. Paweł Jaskółka/Press Focus