Tomasz Jodłowiec, czyli „Góral” o dwóch twarzach

Na boisku zadziorny, twardy i nieustępliwy, poza nim cichy, spokojny, małomówny. Rok temu Tomasz Jodłowiec wrócił do klubu, w którym wiosną 2006 roku rozpoczęła się jego droga do ekstraklasy.


Przeczytać o nim można, że pochodzi z Żywca. Nieco bardziej dociekliwi doszukają się informacji, że z Jeleśni, ale nadal to tylko część prawdy. Tomasz Jodłowiec pochodzi z Przyborowa. To niewielka wieś położona w gminie Jeleśnia blisko słowackiej granicy. Biegnie stąd szlak na Babią Górę, znajdziemy tu dwa z pięciu polskich fortów obronnych z kampanii wrześniowej. Ojciec byłego reprezentanta Polski przez wiele lat był sołtysem wsi. Dwaj braci również grali w piłkę, ale tylko na poziomie amatorskim. Dziś jeden z nich prowadzi tartak.

Tomasz Jodłowiec z ambicji… naderwał mięsień

Jodłowiec treningi piłkarskie zaczął późno. W wieku 12 lat trafił do Koszarawy Żywiec, później został uczniem SMS w Bielsku-Białej, stamtąd wyjechał do Łodzi. Swojego byłego ucznia z sentymentem wspomina Janusz Matusiak, wicedyrektor łódzkiej SMS. – To był zadziorny góral, bardzo pracowity i nastawiony na sukces. Gdy przegrywaliśmy, zawsze było po nim widać piłkarską złość. Do tego bardzo w porządku jako człowiek – wspomina. Jako nastolatek Jodłowiec trafiał na wypożyczenia do okolicznych klubów – Widzewa, Stali Głowno, a jesienią 2005 roku do ŁKS-u. W tym ostatnim przez całą rundę zaliczył tylko 20 minut. Nie wiadomo jak potoczyłaby się kariera Jodłowca, gdyby jego ojciec na początku 2006 roku nie pojawił się w Bielsku-Białej. – Znałem się z ojcem Tomka, bo jego syn nim odszedł do SMS w Łodzi był zawodnikiem BBTS-u Komorowice. Przyjechał, bo szukał dla Tomka klubu,w którym dostanie szansę – wspomina Jarosław Rozmus, prezes BBTS Podbeskidzie.

Podbeskidzie skorzystało z propozycji. W klubie po nieudanym szturmie na ekstraklasę za kadencji Jana Żurka pojawiły się duże problemy finansowe. Z tego powodu Jodłowca tylko wypożyczono. Choć za niewielkie pieniądze można było go wykupić. – Pamiętam jak pojechał na pierwszy trening i tak chciał się pokazać przed trenerem Małowiejskim, że aż naderwał sobie „czwórkę”. Pauzował kilka tygodni, ale potem wrócił do treningów – wspomina Rozmus. W efekcie urazu „Jodła” u Włodzimierza Małowiejskiego dostał tylko kilka minut w meczu z Radomiakiem. Prawdziwą szansę dał mu jego następca, który pod koniec kwietnia 2006 toku trafił na Rychlińskiego.

– Po dogadaniu się z klubem, w tygodniu pojechałem na rezerwy, gdzie Tomasz Jodłowiec wpadł mi w oko. Widziałem go na pozycji defensywnego pomocnik, miał świetne warunki fizyczne, dobrze grał głową i do tego nie tylko bronił, ale lubił wziąć na siebie piłkę, zrobić przewagę. Był przy tym spokojny i dobry technicznie – wspomina Krzysztof Tochel. Jodłowiec w debiucie nowego trenera dostał 20 minut z Polonią Bytom. Później wychodził w wyjściowym składzie we wszystkich spotkaniach do końca sezonu, podobnie było w barażu o utrzymanie z Pelikanem Łowicz.

Nie bał się wejść starszemu z bara

Tytan pracy, który nie pękał przed starszymi i nie bał się wejść komuś „z bara”. Jeśli była tylko okazja, zostawał po treningach, a do sylwetki, co widać zresztą do dzisiaj, przykłada dużą uwagę – tak o Jodłowcu mówi Marek Sokołowski, legenda Podbeskidzia. Obaj spotkali się w jednej szatni latem 2006 roku, Jodłowiec miał wtedy 21 lat. – Po zakończonym sezonie ekstraklasy wróciłem do domu. Nasz dyrektor sportowy Tadek Fajfer poprosił mnie, bym udał się na mecz Podbeskidzia i spojrzał na Jodłowca. Pamiętam, że strzelił w tym meczu gola, dużo biegał w środku pola, a pomimo młodego wieku brał na siebie ciężar gry. Wystawiłem mu jak najlepszą rekomendację – mówi Sokołowski. Mecz, o którym mówi, to przedostatnia kolejka zaplecza ekstraklasy, w której Podbeskidzie broniące się przed spadkiem grało u siebie z Ruchem Chorzów. Jodłowiec w drugiej połowie doprowadził do remisu uderzeniem głową po dośrodkowaniu Grzegorza Patera z rzutu rożnego.

Po kilku tygodniach Jodłowiec był już w Grodzisku Wielkopolskim i błyskawicznie zadebiutował w ekstraklasie. – W sparingu z Koroną Kielce zderzyłem się z Krzysztofem Gajtkowskim i miałem naderwany więzozrost strzałki – mówi były kapitan Podbeskidzia. „Jodła” skorzystał na kontuzji starszego kolegi i zagrał w nowym zespole już w 1. kolejce. Tydzień później ponownie wybiegł w wyjściowym składzie przeciwko Legii. – Ten mecz mu się nie układał, notował dużo strat, w przerwie w szatni „siadł” na niego mocno Piotrek Świerczewski – wspomina Sokołowski. Jodłowiec nie wyszedł na drugą połowę, w dwóch kolejnych spotkaniach nie dostał ani minuty. Do składu powrócił w 5. kolejce, ale gdy na ławce trenerskiej Vernera Liczkę zastąpił Maciej Skorża, do końca sezonu zbyt dużo nie pograł. Przełomowy okazał się sezon 2007/08. Groclin objął trener Jacek Zieliński, a pomocnik z Przyborowa regularnie grał zarówno w ekstraklasie, jak i Pucharze UEFA.


Czytaj więcej o piłce nożnej


Wystraszył się transferu do Napoli?

Latem 2008 roku licencję klubu z Grodziska Wielkopolskiego kupił Józef Wojciechowski i zawodnicy Groclinu stali się piłkarzami Polonii Warszawa. W październiku Tomasz Jodłowiec otrzymał od Leo Beenhakkera powołanie do reprezentacji Polski. Zagrał kilka minut w meczu eliminacji do mistrzostw świata z Czechami. Tej samej reprezentacji strzelił swojego jedynego gola w biało-czerwonych barwach – był 2015 rok, a kadrę prowadził Adam Nawałka.

Powołania to była dla niego wielka nobilitacja. Dzięki grze w reprezentacji złapał pewność siebie, jeszcze więcej pracował na treningach. Było po Tomku widać, że dzięki temu „rośnie” – mówi Marek Sokołowski, który do końca 2010 roku grał z Jodłowcem w Polonii. Rosły pomocnik w kadrze wystąpił w 49 spotkaniach. Rozegrał 90 minut w pamiętnym meczu z Niemcami na Stadionie Narodowym w Warszawie (2:0), jego ostatni mecz w kadrze to ćwierćfinał mistrzostw Europy w 2016 roku, gdy Polacy po rzutach karnych przegrali z Portugalią. Jodłowiec we Francji wystąpił we wszystkich pięciu spotkaniach.

38-latek największe sukcesy świętował z Legią Warszawa, gdzie trafił na początku 2013 roku. W szatni trzymał się z Tomaszem Brzyskim. Znał go z czasów wspólnej gry w Polonii. Jest totalnym przeciwieństwem Jodłowca – z wyglądu niski, a z charakteru wybuchowy i towarzyski. W czasach Legii piłkarz wpadł także w szpony hazardu. Jesienią sezonu 2015/16 ówczesny trener Legii, a później selekcjoner reprezentacji Rosji Stanisław Czerczesow po jednym z ligowych spotkań w którym Jodłowiec zanotował trzy asysty żartował, że szykuje go do sprzedaży za „15 mln euro”.

Takich pieniędzy nikt za niego nigdy nie zaoferował, ale w 2008 roku przez kilka miesięcy usilnie zabiegało o niego Napoli. Włosi początkowo oferowali 1,4 mln euro, później stawkę podbijali. Na transfer się nie zdecydował. Po latach mówił, że nie żałuje swojej decyzji. – Rodzina nagadała mu, że nie zna języka. Nie będzie grał i straci szansę na reprezentację Polski – wspomina Sokołowski, który grał wtedy z Jodłowcem w Polonii. W czasach Legii o pomocnika zabiegał Betis Sewilla i Trabzonspor. Gdy po sześciu latach odchodził z Łazienkowskiej, na koncie miał sześć mistrzostw kraju i cztery Puchary Polski. Grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów z Realem Madryt (3:3).

Najniższy na boisku wybił mu zęby

Na boiskach ekstraklasy Jodłowiec rozegrał łącznie ponad 380 spotkań. Oprócz występów we wspomnianym Groclinie, Polonii i Legii, jesienią 2012 roku grał w Śląsku Wrocław. Ostatnie lata spędził w Piaście Gliwice z którym wywalczył siódme w karierze mistrzostwo Polski. Można by rzecz, że Jodłowiec na piłce zjadł zęby. – To było w Groclinie, graliśmy z Cracovią. „Jodła” wyskoczył do główki z Tomkiem Moskałą, który jest od niego o głowę niższy. Zderzyli się tak, że Jodłowcowi wypadła dwójka na dole, a dwa kolejne zęby się ruszały. Szydera w szatni z tego była niesamowita. Najniższy na boisku „Moskałka” wybił zęba Jodłowcowi ze 190 cm wzrostu – śmieje się Sokołowski.

Podbeskidzie o powrót byłego piłkarza zabiegało już latem 2021 roku. Jako klub I-ligowy nie było jednak w stanie licytować się z Piastem, który zaoferował pomocnikowi nowy kontrakt. Powrót do Bielska-Białej stał się faktem roku później. Jodłowiec swoimi umiejętnościami i autorytetem miał wprowadzić spokój w grze Podbeskidzia i uporządkować grę w defensywie. Po świetnym początku i pięknej bramce strzelonej po rajdzie przez pół boiska w meczu z GKS-em Tychy w połowie rundy jesiennej dało o sobie znać kolano. Zimą pomocnik przeszedł zabieg. Obstrzykiwał staw osoczem, ale wiosną już po 90 minutach w pierwszym meczu rundy z Odrą Opole kontuzja się odnowiła. Jodłowiec pauzował przez sześć tygodni. Do końca sezonu uzbierał tylko nieco ponad 200 minut. Kilka dni temu Jodłowiec o rok przedłużył kontrakt z Podbeskidziem. Jego umowa jest skonstruowana w podobny sposób jak poprzednio. Piłkarze otrzymywać ma wejściówki, czyli jeśli będzie kontuzjowany, to nie będzie stanowił obciążenia dla budżetu.

(bak)


Fot. Krzysztof Dzierżawa/Pressfocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych. Możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie nas oczywiście na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.