Truskawka na torcie. Podwójny tempomat na prośbę Bayernu

A to przecież nie wszystkie ubytki, w najważniejszych momentach widać było brak Davida Alaby. Rafinha, który zastępował Austriaka, to nie jest lewy obrońca, tylko prawy, na dodatek z głębokiej rezerwy Bawarczyków. Nie ma lewej nogi, co bardzo przeszkadzało w prawidłowym ustawianiu się. Cały czas łamał do środka, i szukał rozegrania prawą nogą, co skończyło się karygodnym błędem przy utracie decydującego gola. I ponownie dobitnie pokazało, że Bayern ma małą jakość jeśli idzie o piłkarzy uzupełniających kadrę. Zwłaszcza z tyłu, gdy wypadają etatowi obrońcy.

Mistrz Niemiec to zespół, który bazuje na szybkości na bokach, więc jeśli zaczyna brakować kogoś z duetu Franck Riberry – Robben problem robi się lekki także z przodu. Tyle że do dziś jestem wręcz zszokowany, że Bayern mógł pozbyć się Toniego Kroosa. O co w tym transferze chodziło – nie zrozumiem już chyba nigdy. Obaj z Luką Modriciem mają taką technikę użytkową, że nawet jeśli atakuje ich pięciu przeciwników są w stanie wyjść spod pressingu grając na jeden kontakt. Wspomniany duet rozgrywających Realu jest dziś niczym podwójny tempomat w najlepszym modelu Mercedesa.

I w tym elemencie Królewscy przewyższają Bayern, na dodatek na własną prośbę Bawarczyków, którzy nie potrafili zatrzymać tak niesamowitego piłkarza jak Toni. Robert Lewandowski miał dwie bramkowe sytuacje w tym meczu gigantów, więc aby być zadowolonym z gry przeciw Realowi, jedną powinien wykorzystać. Nie poradził sobie jednak nie tylko z przeciwnikami, ale też z presją, którą sam sobie podwyższył po ogłoszeniu, że prowadzone są rozmowy jego agentów z klubem z Madrytu.

Prawda jest zresztą taka, że jeśli wyjmiemy mecz z Realem jeszcze w barwach Borussii Dortmund, spotkania z hiszpańskimi zespołami ewidentnie Robertowi nie leżą. Z Atletico i Barceloną, nie dawał sobie rady, teraz też – zresztą podobnie jak Cristiano Ronaldo – znalazł się w cieniu. Nieprzypadkowo, Lewandowski miał przecież i taką sytuację w polu karnym, w której źle przyjmował piłkę. Ewidentnie widać było, że daje o sobie znać stres. Zwykle w takich sytuacjach strzelał przecież jak automat, ale tym razem nie. Być może tak bardzo chciał, że sam się wewnętrznie zblokował. A na pewno chciał się pokazać całemu szefostwu Realu obecnemu na trybunach. Zresztą Bayern jest za mocny, żeby dać sobie dmuchać w kaszę, nawet jeśli ma się takiego menedżera jak Pini Zahavi, więc władzom swego obecnego klubu kapitan reprezentacji Polski też zapewne zamierzał udowodnić jakim to jest kozakiem…

Cóż – na szczęście dla Roberta dwumecz jeszcze się nie skończył.