Wciąż kibicuje Górnikowi

Choć Szymon Matuszek, jako kapitan Miedzi Legnica, walnie przyczynił się do pokonania 14-krotnych mistrzów Polski, nie ukrywa, że klub z Zabrze nadal pozostaje w jego sercu.


Latem 2020 roku Matuszek opuścił szeregi zabrzańskiego klubu, w którym występował przez 4,5 roku. Przeżywał z nim lepsze i gorsze momenty, bo przecież sezon 2016/17 spędził z zespołem na ekstraklasowym zapleczu. Szybko dorobił się jednak mocnej pozycji. W trakcie rundy wiosennej, jeszcze w I lidze, zaczął zakładać na ramię opaskę kapitana, by później regularnie wyprowadzać kolegów na boisko. Łącznie dla Górnika wystąpił 141 razy, głównie jako defensywny pomocnik, zdobywając 11 bramek. W miniony weekend, zamykający drzwi ekstraklasy przed mundialem, po raz pierwszy miał okazję zmierzyć się ze swoim byłym klubem. Znów jako kapitan – ale tym razem Miedzi.

Zabrzanie rozpracowani

Legniczanie zaskoczyli wszystkich, pewnie i wysoko pokonując gospodarzy 3:0. Drugiego gola dla beniaminka zdobył nie kto inny, jak właśnie Matuszek, który na trafienie w ekstraklasie czekał od listopada 2019 roku. – Ostatniego gola zdobyłem w derbowym meczu z Piastem Gliwice, tutaj w Zabrzu. Było 1:1, a ja strzeliłem na tę bramkę od strony Torcidy – wspominał zapytany przez nas 33-latek.

– Natomiast w Miedzi czekałem dwa lata, bo ostatni raz strzeliłem w Sosnowcu – i to dwa gole. Tak jak tym razem, kończyliśmy rundę jesienną, udało mi się zdobyć obie bramki i potem dość długo musiałem czekać. Myślę, że teraz miałem trochę ułatwione zadanie. Nie chcę powiedzieć, że się tego spodziewałem, ale mocno to ćwiczyliśmy w tygodniu. Każdy patrzy na to, że akurat ja zdobyłem tę bramkę, ale ktoś to przygotował, czyjś sztab zauważył, że Górnik tak a nie inaczej zachowuje się przy stałych fragmentach gry. Duże brawa należą się też wykonującemu „róg” Hubertowi Matyni, który idealnie mi dograł. Każdy dał cząstkę siebie i mogliśmy się cieszyć z 3 punktów – podkreślił kapitan Miedzi po golu, który faktycznie można było określić mianem charakterystycznego.

Ciężko się cieszyć

Gołym okiem było widać, że wszystko było ćwiczone. Matuszek sprytnym ruchem wybiegł wprost z bramki Górnika, a Szymon Włodarczyk z Kryspinem Szcześniakiem kompletnie go odpuścili, skupiając się we dwójkę na innym graczu z Legnicy. 33-latek musiał tylko dostawić głowę i popędził w stronę sektora gości, gdzie w nie najgorszej liczbie pojawili się sympatycy z Dolnego Śląska. – Wolałbym strzelić tego gola w innym meczu, bo ciężko jest się cieszyć. W Zabrzu spędziłem fajny czas, ale długo na tę bramkę czekałem. To są emocje, więc początkowo pojawiła się radość, taka też jest moja praca i wszyscy tego ode mnie wymagają. W każdym innym meczu kibicuję Górnikowi, ale w tym konkretnym spotkaniu musieliśmy wygrać.

– Nie możemy być zaskoczeni – kontynuował Matuszek zapytany o wysokie zwycięstwo. – Pracowaliśmy na to i tego chcieliśmy. Ostatnio zyskaliśmy dobry impuls, wygrywając u siebie ze Śląskiem. Chcieliśmy pójść za ciosem i powiedzieliśmy sobie, żeby z przodu było lepiej i żeby zagrać na zero z tyłu. To nam się udało i aż przykro, że ta runda się tak szybko kończy, bo sezon w każdym roku trwał z reguły do połowy grudnia, a my wskoczyliśmy na dobre tory – podkreślił kapitan Miedzi.

Legniczanie odnieśli tym samym swoje trzecie zwycięstwo w sezonie. Można powiedzieć, że dopiero, ale z drugiej strony dwa z nich to owoce dwóch poprzednich kolejek. Wielokrotnie Miedź była chwalona za dobrą postawę, ale równie często niewiele z tego wynikało. Albo beniaminek tracił prowadzenie, albo był nieskuteczny i nie potrafił skonsumować posiadanej przewagi. W Zabrzu wszystko wyszło mu idealnie.

Lepiej późno niż wcale

– Odpowiednio się do tego przygotowaliśmy. W przeszłości też tak to wyglądało, że Górnik częściej prowadził grę, miał więcej niż 50 procent posiadania piłki, a my z reguły mieliśmy go mniej. Trudno, aby ostatnia drużyna w tabeli dyktowała swoje warunki przez większość meczu. Skupiliśmy się na obronie, szybkich atakach, na stałych fragmentach i to się udało, a zwycięstwo mogło być jeszcze bardziej okazałe. Sami chcielibyśmy wiedzieć, dlaczego tak długo trzeba było czekać na te wygrane. Szukaliśmy naszych błędów, które staraliśmy się poprawiać z dnia na dzień. Lepiej późno niż wcale. Daliśmy sobie pozytywny impuls na przyszłość i teraz wszystko jest do zrobienia. W tabeli nie wygląda to aż tak źle, jak było jeszcze kilka tygodni temu – mówił z optymizmem Matuszek.

W seniorskiej reprezentacji Polski 33-latek nigdy nie zagrał, ale „liznął” swego czasu kadry U-21. Pochodzi z południowo-wschodniej części Górnego Śląska, urodził się w Cieszynie, a grał m.in. w Wodzisławiu Śląskim. Z tamtych właśnie okolic pochodzi także trzech reprezentantów kraju, którzy wkrótce będą mieli okazję zagrać na mundialu – Kamil Glik (urodzony w Jastrzębiu-Zdroju, razem z Matuszkiem był w Realu Madryt), Szymon Żurkowski (urodzony w Tychach, ale szkolony w Jastrzębiu) i Michał Skóraś (także jastrzębianin). – Ciężko powiedzieć, gdzie na mundialu zajdzie Polska. Serce zawsze życzy jak najlepiej drużynie i naszemu narodowi. Ale nie oszukujmy się, bo są jeszcze lepsze nacje grające w piłkę. Jeśli wyjdziemy z grupy, będę bardzo zadowolony. A co dalej? Ciężko prorokować – przyznał kapitan Miedzi.


Na zdjęciu: Szymon Matuszek długo czekał na gola w ekstraklasie.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus