Wrócę sobie spokojnie w styczniu

W tym roku Martina Pribuli na boisku już nie zobaczymy. Choć początkowo niewiele na to wskazywało, 32-latek doznał poważnej kontuzji kolana w kwietniowym meczu z Rakowem Częstochowa (2:0). Zanim przed gwizdkiem na przerwę musiał opuścić murawę, podwyższył prowadzenie sosnowiczan. To był jego pierwszy gol po dziewięciu miesiącach rekonwalescencji spowodowanej poprzednim urazem. Wrócił do gry w marcu. Zdążył wybiec na murawę tylko pięć razy.

Łukasz ŻUREK: To wszystko brzmi jak ponury żart…

Martin PRIBULA: – No trudno. Co zrobić? Tak widocznie miało być.

Jak to się stało? I dlaczego tak dramatyczna diagnoza postawiona została dopiero teraz? Od 11 kwietnia minęło sporo czasu…

Martin PRIBULA: – Rywal wszedł mi z boku, kolano wygięło się do środka. To był chyba Formella. Na początku trenowałem normalnie, ale potem zacząłem zauważać, że kolano zaczyna się robić coraz luźniejsze. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Zrobiliśmy dokładne badania. I niestety – znowu zerwane więzadło…

W dodatku to samo co poprzednio, w lewej nodze. Można się załamać…

Martin PRIBULA: – Mam już dużo wiedzy na ten temat, więc przynajmniej będę dokładnie wiedział, co mam robić, żeby jak najszybciej wrócić do pełni sił. To dla mnie oczywiście trudny moment, ale przeciwności losu muszę pokonać. To tylko kontuzjowane kolano. W życiu zdarzają się gorsze rzeczy.

Na pierwszy zabieg, latem ubiegłego roku, zdecydował się pan w Warszawie – w klinice Legii. Teraz o wykonanie operacji poproszony został prof. Krzysztof Ficek na Śląsku. To znaczy, że poprzednim razem coś zostało wykonane niewłaściwie?

Martin PRIBULA: – Nie, nie sądzę, żeby popełniono jakiś błąd. Już wtedy klub sugerował mi klinikę w Bieruniu. Zdecydowałem się jednak na Warszawę i wszystko przebiegło bez komplikacji. Teraz postawiliśmy na doktora Ficka. Wszyscy w Zagłębiu znają go doskonale. Wiem, że trafiam we właściwe ręce i jestem dobrej myśli.

Rehabilitacja w Polsce czy w ojczyźnie?

Martin PRIBULA: – Znowu czeka mnie przynajmniej pół roku ciężkiej pracy, więc postaram się to wszystko jakoś rozsądnie poukładać. Pierwszy okres rekonwalescencji spędzę pewnie w Polsce. Nie wykluczam jednak, że jakiś czas przebywał będę na Słowacji. Tam też mamy dobrych fachowców. Przy okazji może uda się trochę odpocząć.

Koledzy poradzą sobie bez pana ze sforsowaniem wrót ekstraklasy?

Martin PRIBULA: – Jestem pewien, że tak. Proszę nie pytać, na czym opieram swój optymizm. Po prostu czuję to. Widzę ich z bliska. Od dłuższego czasu świetnie wyglądają w treningu i są na awans gotowi. Jesteśmy na drugim miejscu w tabeli. Wszystko zależy teraz od nas, nie trzeba się oglądać na innych. Nie wiem, co by się musiało stać, żeby wypuścić taką szansę z rąk. Chyba tylko kataklizm może przeszkodzić w realizacji celu.

Pan teoretycznie może się pojawić na murawie w listopadzie. Może już w najwyższej klasie rozgrywkowej…

Martin PRIBULA: – Nie ma mowy. Wrócę sobie spokojnie w styczniu. Nie ma sensu wybiegać w listopadzie na jeden lub dwa spotkania. Nie będę się spieszył. Po powrocie mam być zdrowy i w pełni gotowy, by pomóc drużynie. Mam nadzieję, że w ekstraklasie…