Z drugiej strony. (Zbyt) lekką ręką

Ot, spójrzmy na opublikowane właśnie przez związek zestawienie kwot wypłaconych przez kluby szczebla centralnego „pośrednikom transakcyjnym” w okresie 1 kwietnia 2017 – 31 marca 2018 (dwa minione okienka transferowe, bez trwającego obecnie).

Ekstraklasa w tej materii to osobna bajka, a owe menedżerskie prowizje w przypadku Legii (9,5 mln) i Lecha (prawie 7,8 mln) przyprawiają o zawrót głowy skarbników wielu klubów z zaplecza ekstraklasy; one muszą przeżyć cały sezon (albo i półtora…) za kwoty trafiające do kieszeni agentów piłkarzy. Wyjątkowo duża liczba – zwłaszcza w kontekście przyjętej przy Roosevelta zasady stawiania na swoich i ograniczenia angażu piłkarzy z zewnątrz – figuruje też przy zabrzańskim Górniku (1 mln); trzeba chyba założyć, że – zgodnie z tytułem zestawienia – to kwoty realnie w tym okresie wypłacone, mogące wszakże być pochodną umów zawieranych dużo wcześniej (a więc – de facto – spłatą długów). Mocno irytujące podatnika gliwickiego mogą być też wydatki prowizyjne Piasta (prawie 1,3 mln) – spośród wszystkich spółek utrzymywanych przez samorządy, przy Okrzei przeznaczono na ten cel najwięcej.

Bardzo ciekawie – zwłaszcza z regionalnego punktu widzenia – jest w I lidze. Pięć (z sześciu) klubów województwa śląskiego zajmuje na tej liście pięć czołowych miejsc. Pomijając zdegradowanych „Niebieskich” (rozdęte prowizje agentów to element większej całości, której celem bynajmniej nie był wynik sportowy) oraz nagrodzone awansem do elity Zagłębie Sosnowiec, razić musi miejskiego podatnika w Katowicach, Bielsku-Białej i Tychach niewspółmierny do tego rodzaju nakładów rezultat boiskowy. Na kolejnych stronach – przy okazji zapowiedzi meczu Raków – GieKSa – kreślimy różnice między klubem prywatnym a tym utrzymywanym z pieniędzy publicznych, sporządzone okiem człowieka, który ma doświadczenie w klubach funkcjonujących w obu modelach właścicielskich. Te najważniejsze sprowadzają się oczywiście do – po pierwsze – sposobu rozporządzania dostępnym budżetem, po drugie – do odmiennego zakresu odpowiedzialności za owo rozporządzanie i jego efekty. Pieniądze publiczne – to paradoks całej naszej rzeczywistości, nie tylko sportowej – wydaje się łatwiej, a owa odpowiedzialność urzędnicza często bywa mocno „rozmyta”. Mizerna frekwencja na stadionach nie stwarza bowiem wrażenia „miecza Damoklesa” wiszącego nad głową decydentów dysponujących publicznym groszem. Tym bardziej, że na niegospodarność – w sporcie obrazowaną niesatysfakcjonującym miejscem w tabeli – trudno znaleźć „paragraf…