Zagłębie Sosnowiec. Szukając sposobu na szczelną defensywę

Przed sezonem w Sosnowcu gruntownie przemeblowano defensywę, ale jak na razie nie stanowi ona monolitu. Zagłębie od początku rozgrywek w każdym z dotychczasowych spotkań straciło przynajmniej jedną bramkę.


Latem do Sosnowca trafili Vedran Dalić, Marin Galić, oraz Dominik Jończy. Cała trójka to defensorzy. Chorwat Dalić i Jończy to środkowi obrońcy, Galić z kolei występuje na prawej obronie. Wyżej wymienieni mieli rozwiązać problemy sosnowickiej defensywy, która w minionych rozgrywkach nie była monolitem. Przed sezonem pożegnano m.in.: Piotra Polczaka oraz Kacpra Radkowskiego, z kolei Dawid Ryndak trafił do rezerw. Zagłębie sięgnęło także po nowego golkipera. Na Ludowym zameldował się wypożyczony z Zagłębia Lubin Kamil Bielikow. Efekt? Jak na razie mizerny. W sześciu meczach Zagłębie straciło 11 bramek. Ba, w każdym ze spotkań rywale znaleźli sposób na pokonanie golkipera sosnowiczan. Więcej bramek na tę chwilę stracili tylko w lidze  gracze Górnika Polkowice.

Z poprzedniego sezonu w wyjściowym ustawieniu linii obronnej ostał się jedynie Dawid Gojny. Występujący na lewej stronie defensywy gracz nie schodzi poniżej pewnego poziomu, choć oczywiście i jemu zdarzają się wpadki. Z grona nowych graczy najsolidniej prezentuje się jak na razie Dalić. Z kolei inny gracz rodem z Bałkanów, Bośniak Galić zdecydowanie lepiej prezentuje się w grze ofensywnej niż w obronie. Jeśli dodamy do tego „elektrycznego” Jończego, który potrafi grać niemal cały mecz na wysokim poziomie, ale zdarzają mu się wpadki jak w meczu z Widzewem, gdy sprokurował rzut karny, a przy drugim golu tak niefortunnie interweniował, że piłka po odbiciu się od niego zupełnie zmyliła bramkarza Zagłębia. O tym jak ważny w takich sytuacjach jest fart najwięcej mógłby powiedzieć wspomniany Polczak, który jeszcze przez długie lata będzie uchodził na Ludowym za uosobienie pecha w pełnej krasie…

W ostatnim meczu Jończego zabrakło, a do składu, przynajmniej na razie, wrócił Lukas Duriska, który w minionym sezonie był pewniakiem w składzie, a wiosną pełnił nawet funkcję kapitana. Latem Słowak wypadł ze składu i teraz pełni rolę zmiennika. Występ przeciwko Tychom był dopiero pierwszym w sezonie w podstawowym składzie. Z Duriską w składzie Zagłębie też straciło gole i patrząc na dotychczasowe poczynania formacji obronnej sosnowiczan trudno być optymistą.



W odwodzie jest jeszcze Łukasz Turzyniecki, który przed sezonem doznał kontuzji, ale trudno upatrywać w prawy obrońcy, który ma za sobą grę m.in.: w Widzewie Łódź zbawcę sosnowieckiej defensywy. Gdzie więc szukać nadziei? Przewrotnie można powiedzieć, że obrona zaczyna się już od napastników, a gwoli sprawiedliwości to nie tylko obrońcy Zagłębia zawinili przy straconych golach, bo choćby w Opolu jedyny gol dla gości padł w momencie gdy rywala nie upilnował Maciej Ambrosiewicz, co osobiście przyznał po spotkaniu. Być może potrzeba jeszcze trochę czasu, a może po prostu pierwszego meczu na „zero z tyłu”, który dodałby pewności, więcej spokoju.

Osobny temat to obsada bramki. W kadrze został rutynowany Matko Perdijić, ale rywalizacja o miejsce między słupkami toczy się między młodzieżowcami, wspomnianym Bielikowem oraz Szymonem Frankowskim, który w ostatnim meczu po raz pierwszy w tym sezonie wszedł do bramki Zagłębia. Obaj to utalentowani gracze, ale obrońcy na pewno czuliby się pewniejsi gdyby za ich plecami był ktoś z większym doświadczeniem, lub przynajmniej w życiowej formie, a młodość w bramce jak na razie niczym spektakularnym się nie popisała. Może więc warto jeszcze raz postawić ma Perdijicia? W końcu jak pokazuje przykład Artura Boruca w bramce Legii  nie metryka jest najważniejsza…


Fot. Marcin Bulanda / PressFocus