16 miesięcy czekania

Ondraszek trafił do Wisły Kraków z tytułem króla strzelców ligi norweskiej na koncie. Pierwsze pół roku w zespole Białej Gwiazdy miał bardzo udane, strzelił 6 goli, ale potem było już tylko gorzej. Poprzedni sezon stracił w dużej mierze z powodu kontuzji, poza tym po prostu przegrał walkę o miejsce w składzie. W minionym sezonie żaden trener Wisły nie miał wątpliwości, że na pozycji wysuniętego napastnika powinien grać Carlitos. Latem Hiszpan odszedł, zabrakło też Pawła Brożka i w ten sposób zrobiło się miejsce dla Czecha.

Carlitos zapomniał?

– Ubyło mi w ten sposób dwóch konkurentów, ale cały czas spodziewałem się, że w ich miejsce ktoś przyjdzie. Na razie tak się nie stało, a ja po prostu robię swoje – mówi Ondraszek, który zdobył bramkę w meczu z Miedzią (2:1). – Uczucie świetne, tym bardziej, że długo czekałem na tego gola. Ale dla mnie najważniejsza jest drużyna. Nie jesteśmy zaskoczeni swoją postawą, mnie zaskakiwała raczej postawa naszych rywali. My celowaliśmy w zdobycie 6 punktów w tych meczach, ale cztery to też niezły dorobek – zaznacza.

Bez Carlitosa o punkty miało być znacznie trudniej, ale na razie zespół nieźle radzi sobie bez Hiszpana. Prawdziwym sprawdzianem będą jednak mecze z bardziej wymagającymi rywalami. W takich spotkaniach Carlitos często decydował o wyniku. Teraz jednak gra dla Legii. – Nie jest pierwszy, ani ostatni, który zdecydował się na taki ruch. Zrobił dla Wisły wiele dużego, ale chyba trochę zapomniał, że dzięki Wiśle też wiele zyskał. Ten rok, gdy Carlitos był tu z nami, był dla Wisły bardzo udany i warto byłoby o tym pamiętać – mówi Ondraszek.

Mecz zamieniony w gulasz

Ten sezon zaczął się dla Wisły nieźle, ale to dopiero początek. – W meczach z Arką i Miedzią graliśmy podobnie, różnica polegała na tym, że w tym drugim spotkaniu jeszcze przed przerwą udało nam się strzelić gola – opisuje napastnik Wisły. – Szkoda, że z Miedzią nie strzeliliśmy trzeciego gola. Mieliśmy ku temu okazję, ale piłka trafiła w słupek. Mecz byłby zamknięty. A tak, rywale zdobyli bramkę i końcówka była naprawdę szalona. Nie możemy pozwalać sobie na takie momenty dekoncentracji, bo zamiast spokojnej wygranej, mecz zamienił się w gulasz – dodaje z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru.

To mu dopisuje, bo wreszcie uporał się z problemami zdrowotnymi. – Chciałem podziękować wszystkim trenerom i fizjoterapeutom, którzy ze mną pracowali w tym okresie. W pewnym momencie wróciłem już do zdrowia, ale ciągle nie grałem. Dzięki temu miałem czas, by spokojnie pracować nad potrzebnymi elementami. Teraz jest OK, ale to nie znaczy, że cała praca jest już ze mną, że mogę skończyć i iść do domu. Trzeba pracować dalej. Chciałbym zanotować więcej takich występów jak ten z Miedzią – mówi.

Katastrofa i dramat

Będzie walczyć nie tylko o gole i punkty, ale też o swoją przyszłość. W grudniu wygasa kontrakt wiążący go z klubem. W przeszłości, gdy grał rzadko, Wisła próbowała pozbyć się Czecha z listy płac. Dziś Ondraszek należy do grona najlepiej zarabiających zawodników Białej Gwiazd. Kontrakt gwarantuje mu miesięczne zarobki w wysokości 50 tysięcy złotych.

– Nie chcę jeszcze rozmawiać o przyszłości, bo to dopiero za 4 miesiące. Nie miałbym jednak problemu, by zostać w Krakowie na dłużej – mówi. A czy zgodzi się na obniżkę zarobków? – Uważam, że sytuacja finansowa w klubie ostatnio się polepszyła i wierzę, że nadal tak będzie. Mam nadzieję na pełną stabilizację, a ja po prostu będę robił swoje i w grudniu sprawdzimy, co się wydarzy – dodaje.

Wtedy tez skończy 30 lat. Na razie woli o tym nie myśleć. – To jakaś katastrofa, dramat. Nie wierzę w to – mówi ze śmiechem. A czas płynie nieubłaganie.