W Częstochowie rozgoryczenie. Dominuje… bezradność

Aż chciałoby się zapytać – skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? Oprócz inauguracyjnego zwycięstwa 3:0, późniejszy remis z Jastrzębiem i piątkowa porażka w Chojnicach budzą spory niedosyt i rozczarowanie. W tym pierwszym przypadku Raków wypuścił prowadzenie z rąk, w tym drugim dominował nad rywalem, jednak do domu zespół wrócił bez choćby punktu.

– Szkoda, bo jak widać nie zawsze wygrywa lepszy. Rywal był konkretniejszy. Nie wiem czy był karny czy go nie było. Co z tego, że nasza gra wyglądała dobrze – przyznał napastnik Sebastian Musiolik. Trener Marek Papszun do swoich zawodników nie ma jakichkolwiek pretensji. Inaczej wygląda sprawa z arbitrem Wojciechem Krztoniem.

– Najgorsze są takie momenty w pracy trenerskiej, gdy dominuje… bezradność. Gdy zespół funkcjonuje bardzo dobrze i można być dumnym z postawy piłkarzy. Wtedy do akcji wkracza arbiter i niszczy tą pracę, którą wykonaliśmy. To jest przykre. Ten karny to był kabaret. Zawodnik się rzuca, a za chwilę jest karny. Musimy się z tym zmierzyć i wierzę, że zespół po takim czymś, będzie jeszcze silniejszy. Dla kogoś może być dziwne, że mówię o jednej sytuacji, ale kto widział mecz, ten wie, że to był decydujący moment. Chwilę wcześniej to my strzeliliśmy na 2:1, ale był spalony. Musimy to przyjąć na klatę, bo już nic z tym nie zrobimy. Musimy utrzymać poziom i grać skuteczniej, żeby nie dopuszczać do takich sytuacji – przyznał szkoleniowiec częstochowian.

Raków Częstochowa szybko musi wyzbyć się negatywnych emocji, bo już w piątek czeka go mecz z liderem, Odrą Opole.