Adam Wolniewicz: Rehabilitacja przebiega bez zakłóceń

Pańska kontuzja to przypadek, czy efekt pechowego zdarzenia w trakcie treningu?

Adam WOLNIEWICZ: – Pierwsze objawy kontuzji pojawiły się przed meczem z GKS-em Bełchatów. Na środowym treningu poczułem ból w kolanie, które po zajęciach spuchło. To był pierwszy symptom, że coś jest nie tak. Nie zagrał przeciwko bełchatowianom, ale potem wszystko wróciło do normy. Zagrałem 90 minut w kolejnych trzech meczach ligowych – z Radomiakiem, Wartą Poznań i Odrą Opole. W ostatnim meczu kolano bardzo bolało, ale wytrwałem do końcowego gwizdka sędziego. Potem zrobiłem sobie badanie rezonansem magnetycznym i okazało się, że mam uszkodzone więzadła w lewej nodze.

Pańska operacja artroskopii lewego kolana podobno nie była rutyną, tylko bardzo skomplikowanym zabiegiem. Może pan coś powiedzieć na ten temat?

Adam WOLNIEWICZ: – Rekonstrukcji wymagała również chrząstka w kolanie, która ma sprawić, żeby była w nim lepsza amortyzacja. Chodzi o to, by kość nie tarła o drugą kość.

Po zabiegu najtrudniejszy był dla pana pierwszy miesiąc rehabilitacji w Łodzi w klinice Orto Med Sport? Bieganie na bieżni antygrawitacyjnej dało panu w kość?

Adam WOLNIEWICZ: – Spędziłem w Łodzi pięć tygodni. Przez pierwszy tydzień ból był najgorszy, bo ćwiczenia rozpocząłem następnego dnia po operacji. Mieszkałem w hotelu w pokoju, który znajdował się nad gabinetem rehabilitacyjnym. Najgorzej znosiłem naginanie, na przykład musiałem dźwigać nogę i zginać ją pod kątem 90 stopni. Na tzw. bieżni antygrawitacyjnej chodziłem już tydzień po zabiegu. Przeciwdziałanie grawitacji pozwala na ćwiczenie w warunkach masy ciała zmniejszonej nawet o 80 procent! Ważąc 80 kilogramów czułem się jakbym miał 20-30 kilogramów. Dzięki korzystaniu z tego urządzenia mogłem następować na lewą nogę bez obaw, że coś się wydarzy. Naprawdę łódzka przychodnia była doskonale wyposażona w najnowocześniejsze urządzenia do rehabilitacji i regeneracji. Wcześniej z takimi nie zetknąłem się. Ćwiczyłem w sumie 4-5 godzin dziennie, w trzech „turach”. Przez godzinę byłem na przykład poddawany tzw. mrożeniu energo stymulującemu.

Teraz ćwiczy pan w Centrum Fizjoterapii Fizjofit w Gliwicach? Jakiego rodzaju ćwiczenia dominują w pańskiej rehabilitacji?

Adam WOLNIEWICZ: – Zgadza się. Po pięciu tygodniach trafiłem właśnie tam, ponadto korzystam z przychodni Fizjosport w Gliwicach, gdzie pieczę nade mną sprawuje Kamil Nowak, któremu jestem bardzo wdzięczny. Teraz ćwiczę przynajmniej trzy godziny dziennie, rano, po południu, wieczorem.

Kiedy pojawi się pan na boisku w rundzie wiosennej?

Adam WOLNIEWICZ: – Uzgodniłem już z trenerem Jarosławem Skrobaczem, że pojadę z drużyną na pierwsze zgrupowanie do Kamienia. Jeżeli wszystko będzie przebiegało bez zakłóceń, to być może rozruchy będę miał z kolegami, a poza tym ćwiczenia indywidualne i rehabilitacja. Kiedy będę zdolny do treningów na pełnych obrotach? Tego w tej chwili nie wiem, podobnie nie mam pojęcia, kiedy będę mógł zagrać w meczu ligowym. Wchodzi bowiem w grę tyle czynników, że trudno dać wiążącą odpowiedź. Dwudziestego siódmego stycznia muszę zrobić testy siłowe, a dzień później idę na konsultacje do lekarza. Jeżeli okaże się, że różnica sprawności między zdrową nogą, a tą operowaną nie przekroczy 10 procent, mogę dostać zielone światło na treningi z piłką.

Śledził pan na bieżąco, jak radzą sobie koledzy z drużyny?

Adam WOLNIEWICZ: – To chyba oczywiste. Nie tylko oglądałem mecze w telewizji, obejrzałem również „na żywo” mecze z Puszczą Niepołomice w Jastrzębiu i z GKS-em Tychy na wyjeździe. Ten ostatni bardzo mi się podobał, a w pierwszym rywale przypadkowo strzelili wyrównującego gola, bo Jose Embalo po prostu został piłką trafiony w głowę przez kolegę.

Uzyskany przez nich wynik satysfakcjonuje pana?

Adam WOLNIEWICZ: – Do pewnego momentu mogliśmy być bardzo zadowoleni. W przekroju całego sezonu wynik jest dobry, ale mógł być jeszcze lepszy. Gdybyśmy mieli sześć punktów więcej, deptalibyśmy liderom po piętach.

Ten skromniejszy dorobek punktowy to efekt słabszego finiszu – GKS 1962 Jastrzębie w ostatnich pięciu kolejkach zdobył tylko cztery punkty. Trochę żal?
Adam WOLNIEWICZ:
Na pewno tak, chociaż uważam, że wiosną będziemy bić się o baraże. Najbardziej żal mi straconych punktów z Miedzią Legnica. Śledząc na bieżąco wynik byłem święcie przekonany, że nic złego nie może nam się przytrafić i pewnie zainkasujemy trzy punkty. A tu taki klops w postaci remisu. Powinniśmy ponadto rozstrzygnąć na swoją korzyść mecz z Puszczą Niepołomice i nie przegrać ze Stomilem Olsztyn.

Odszedł od was Jakub Wróbel. Bez dwóch zdań, to poważne osłabienie drużyny z Jastrzębia. To zmniejsza wasze szanse na miejsce w pierwszej szóstce?

Adam WOLNIEWICZ: – Na pewno Kuba Wróbel był ważną częścią zespołu, nie tylko na boisku, ale również w szatni. Miał bardzo dobrą rundę jesienną i skorzystał z okazji, by przeskoczyć do ekstraklasy. Ale tak to bywa w życiu – jeden zawodnik odchodzi z zespołu, a na jego miejsce przychodzi inny. Jestem przekonany, że nasi trenerzy wytypowali już napastnika lub napastników, którzy mogliby do nas dołączyć zimą. Poza tym teraz szansę może dostać Kamil Adamek, którego jesienią Kuba usunął w cień. „Adams” ma jednak nosa do bramek i jeżeli solidnie popracuje na obozach, to może wrócić do dawnej, wysokiej formy.

Na zdjęciu: Adam Wolniewicz liczy na rychły powrót na boisko.