Albańczycy grają z pełnym wyrachowaniem

Od porażki z Polską w Warszawie Albania w trzech spotkaniach nie straciła bramki. Dwukrotnie pokonała Węgry, co wcześniej nigdy się jej nie udawało.


Po dwóch meczach w Elbasan, gdzie Albania wygrała z Węgrami 1:0 i San Marino 5:0, reprezentacja „Shqiponjat” (Orłów) powraca na Air Albania Stadium w Tiranie, gdzie spotka się z Polską. Ten nowoczesny obiekt na 22500 miejsc, kosztujący 85 milionów euro i oddany do użytku dwa lata temu, ma słaby punkt i jest nim murawa, którą trzeba było poprawić.

W marcu namęczyli się na niej Anglicy, ale wygrali 2:0. To był jeszcze czas pustych stadionów z powodu pandemii, jednak spotkanie z Anglikami obejrzało 200 widzów. Teraz ma ich być… 100 razy więcej. To najważniejszy dla Albanii mecz od kilku lat. Ma przedłużyć szanse na pierwszy awans do finałów mistrzostw świata.

Najlepsza jest obrona

Polska musi wygrać, żeby awansować na 2. miejsce w grupie. Będzie trudno, bo Albania najlepiej prezentuje się w grze defensywnej. Podkreślił to selekcjoner Edoardo Reja po spotkaniu w Budapeszcie.

– Z tyłu cały czas graliśmy bardzo dobrze, uważnie. Możemy być zadowoleni ze współpracy tak poszczególnych zawodników, jak i całych formacji. Jednak z przodu możemy grać lepiej. W drugiej połowie kreowaliśmy sytuacje, mieliśmy więcej miejsca, ale wtedy zawodziła skuteczność. Udało się zdobyć gola dopiero 10 minut przed końcem – stwierdził Włoch.

Problemy w ataku to jednak nic nowego i tu od lat nie widać zmiany na lepsze. Albania gra tak – najpierw bezpieczeństwo, potem odwaga. W meczu z Polską taka asekuracja jej wystarcza, bo remis ją urządza.

Każdy ma szansę

W Warszawie Albańczycy zagrali zbyt odważnie i dostali nauczkę, z której na pewno wyciągnęli wnioski. Do teraz nie potrafią zrozumieć, jak grając najlepszy mecz w tym roku zostali pokonani 4:1. Trener Edoardo Reja ma 76 lat, bogate doświadczenie, ale przyznał że takiego spotkania nie pamięta. Żeby ktoś z takim wyrachowaniem wygrał mecz. Teraz Albańczycy już grają ostrożniej, jak w Budapeszcie, gdzie 3 punkty były zaskoczeniem także dla nich. Do tego roku nigdy z Węgrami nie wygrali, a nawet nie potrafili im strzelić bramki. Teraz dwa gole zapewniły im dwa zwycięstwa.

Można oczekiwać, że zwycięski skład z Węgrami zostanie powtórzony w Tiranie. Reja niechętnie robi rotacje w składzie. Pytany o ewentualne zmiany, wykręcił się stwierdzeniem, że nie chodzi o jednostki, ale o zespół. – Mamy 23 zawodników, wszyscy są gotowi zagrać od początku, ale też muszą być gotowi, by wejść na boisko później.

Myślę, że zawodnicy, którzy zostają na ławce, też mają swoje do zrobienia. Poza tym czasem jest im łatwiej, bo na początku wszyscy mają dużo sił, zespoły są dobrze zorganizowane, a w trakcie gry dochodzi do przetasowań, zmiany ustawienia, przytrafiają się pomyłki, które można wykorzystać – oświadczył.

Koka zamiast Jimeneza

Albańczycy podkreślają, że w przeszłości nie mieli tak dużej liczby piłkarzy grających w zagranicznych klubach i tak obiecującego młodego pokolenia. W aktualnej kadrze 8 zawodników występuje w Serie A, kapitan i bramkarz Etrit Berisha w Torino z Karolem Linettym. Jeszcze pięciu innych reprezentantów Albanii ma polskich kolegów w Salernitanie, Empoli, Romie i Spezii. Trzech występuje w lidze tureckiej. Tam gra najskuteczniejszy teraz w kadrze Sokol Cikalleshi, czwarty na liście strzelców w historii albańskiej reprezentacji.

W Konyasporze jego kolegą jest Konrad Michalak, wypożyczony z Achmata Grozny. Z Konyasporem miał niedawno spór Górnik Zabrze w sprawie transferu Jesusa Jimeneza. Turcy czekali na Hiszpana i się nie doczekali. Protestowali, ale też szybko skierowali się do Grecji. Tuż przed zamknięciem okienka transferowego (w Turcji 8 września) Konyaspor porozumiał się z Olympiakosem Pireus i wypożyczył na rok Egipcjanina Ahmeda Hassana.

Nie ma w umowie opcji zakupu, jeśli Konyaspor będzie chciał go zatrzymać w przyszłym sezonie, musi ponownie negocjować z Olympiakosem. Hassan w protokole zawodów widnieje jako Koka i w meczach ligi tureckiej jest zmiennikiem Cikalleshiego.


Na zdjęciu: Elseid Hysaj (z lewej) i jego koledzy z obrony wiedzą jak zatrzymać ofensywne zapędy rywali.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus