Anglia. Ostatni mecz Solskjaera?

Opowieść o rywalizacji Manchesteru United z Liverpoolem, a takich meczów rozegrano 202, z czego 172 na poziomie ligowym, to kawał historii angielskiego futbolu. Mało kto jednak dziś pamięta, że pierwsze spotkanie pomiędzy „The Reds”, a Newton Heath – protoplastą Manchesteru United – rozegrano 12 października 1895 roku na… zapleczu angielskiej ekstraklasy. Jutro na Old Trafford dwa najbardziej utytułowane kluby w angielskim futbolu zmierzą się po raz kolejny. Wtedy żaden z zespołów nie miał na swoim koncie ani jednego tytułu mistrza Anglii. Liverpool po raz pierwszy wygrał rozgrywki ligowe sześć lat później, a „Czerwone diabły” na tytuł czekały 13 lat.

Zatrzymać wielką podróż

Różne były okoliczności, a także stawki tych spotkań, bo przy takiej ilości konfrontacji o to nietrudno. Dawno jednak nie było takiej sytuacji, jaka ma miejsce teraz. „The Reds” podróżują od zwycięstwa do zwycięstwa. W tym sezonie wygrali wszystkie osiem meczów i z przewagą ośmiu punktów przewodzą rozgrywkom. Tymczasem Manchester United gra fatalnie. Wygrał zaledwie dwa mecze w sezonie, z czego tylko jeden z siedmiu ostatnich spotkań. Teraz jednak gracze Ole Gunnara Solskjaera mają powód do motywacji. Bo nie tylko grają z odwiecznym rywalem i mają coś do udowodnienia, ale też mogą nie dopuścić do wyjątkowego osiągnięcia piłkarzy Juergena Kloppa. Otóż Liverpool wygrał, licząc jeszcze mecze z poprzedniego sezonu, 17 ligowych spotkań z rzędu. Jeżeli triumfuje jutro na Old Trafford, zrówna się z Manchesterem City, który jest pod tym względem rekordzistą wszech czasów w Premier League. W 2017 roku „Obywatele” wygrali 18 spotkań z rzędu.

Liverpool swoją imponującą serię rozpoczął 10 marca br., wygrywając z Burnley. W 17 ostatnich meczach strzelił 45 bramek, tracąc tylko 13 goli. W analogicznym okresie bilans Manchesteru United jest… przygnębiający: 4 zwycięstwa, 5 remisów i 8 porażek, bramki: 16:24. Andy Robertson, obrońca Liverpoolu, uważa jednak, że to nie będzie miało znaczenia.

– To nieistotne. To starcie Manchesteru United z Liverpoolem i zobaczymy, kto wyjdzie z niego jako zwycięzca. Te mecze zawsze są wyjątkowe. Wiadomo, że przez lata te zespoły walczyły ze sobą o trofea – mówi boczny obrońca „The Reds”.

Złe wiadomości

Kiedy tuż przed przerwą na potrzeby reprezentacji Manchester United przegrał z Newcastle i był to piąty mecz bez wygranej zespołu z Old Trafford, licząc wszystkie rozgrywki, angielskie media postawiły twardą tezę. Jeżeli „Czerwone diabły” nie przełamią się w starciu z Liverpoolem, to Ole Gunnar Solskjaer straci pracę. Szkoleniowiec żył z taką świadomością przez niemal dwa tygodnie. Nie było to jedyne zmartwienie Norwega. Paul Pogba, który zmaga się z urazem stopy od końca września, nie wyleczył się na czas i nie zagra w niedzielę. Dodatkowo wokół tego zawodnika pojawiły się kolejne plotki transferowe. Na plaży w Dubaju, gdzie przebywał po to, aby skrócić leczenie urazu, mistrz świata spotkał się z trenerem Realu Madryt, Zinedine’em Zidane’em.

Tymczasem inna zła wiadomość dla Solskjaera napłynęła na początku tygodnia ze sztabu reprezentacji Hiszpanii. Kontuzji pachwiny w meczu eliminacji ME przeciwko Szwecji doznał David de Gea, golkiper „Czerwonych diabłów”. W związku z tym przeciwko Liverpoolowi zagra dziś Sergio Romero. W mediach pojawiły się informacje, że United mogliby ściągnąć z wypożyczenia do Sheffield Utd, Deana Hendersona. Golkiper ten uchodzi za talent, a ostatnio został nawet powołany do pierwszej reprezentacji Anglii. Umowa zawarta między klubami uniemożliwia jednak skrócenie wypożyczenia w tym momencie sezonu.

Na zdjęciu: Mina Ole Gunnara Solskjaera przed meczem z Liverpoolem mówi wszystko…