Awans za brodę. Szkoleniowiec Skry Częstochowa musi spełnić obietnicę

W Częstochowie wszystko było przygotowane do świętowania. Na trybunach zasiadło wielu gości, z Andrzejem Szarmachem na czele. Król strzelców igrzysk olimpijskich z 1976 roku, trzykrotny uczestnik MŚ, z których dwukrotnie (1974, 1982) wracał z brązowym medalem, znakomicie czuł się w piłkarskim klimacie. „Diabeł” siedział w towarzystwie m.in. prezydenta Częstochowy Krzysztofa Matyjaszczyka i Tadeusza Orgielewskiego. Muzyk zespoły „Five O’Clock” oraz prezes Polskiego Stowarzyszenia Jazzu Tradycyjnego, mistrzowską fetę okrasił, grając na trąbce na balkonie budynku klubowego melodię hymnu Skry, bo – jak podkreślił – wychował się „pod kasztanami”, czyli na dawnym stadionie przy Grunwaldzkiej.

Nie znaczy to jednak, że podopieczni Pawła Ściebury byli pewni awansu. Wiedzieli tylko, że muszą wygrać. Wykonali zadanie, choć łatwo nie mieli. Na gola strzelonego przez Daniela Rumina, który wykorzystał zagranie Krzysztofa Napory, goście odpowiedzieli trafieniem Kamila Karcza. Wypuszczony przez Seweryna Pielichowskiego napastnik BKS-u wygrała pojedynek z Kamilem Kosutem. W dodatku tuż przed przerwą po wrzutce Marcina Czaickiego i „główce” Adriana Musioła piłka musnęła poprzeczkę.

Po przerwie górą byli jednak gospodarze. O ile w 46 min po strzale Piotra Noconia Mariusz Sobala wybił piłkę sprzed linii bramkowej, o tyle w następnej akcji Adam Olejnik technicznym strzałem przechylił szalę zwycięstwa na stronę Skry. Rezultat próbował podwyższyć Nocoń, jednak w 67 min trafił w słupek. Pieczęć na wygranej postawił jednak Damian Nowak, popisując się solową akcją. Prawdziwa radość wybuchła jednak dopiero wtedy, gdy przyszła informacja z Wrocławia, gdzie Ślęza zremisowała z Polkowicami. Podział punktów w tym meczu oznaczał awans Skry!

– Jest euforia – powiedział Paweł Ściebura, który obiecał, że jeżeli jego zespół wejdzie do II ligi, to zgoli brodę. – Drużyna dokonała wielkiej rzeczy. Gratuluję chłopakom, bo to ich sukces, oni na niego zapracowali. Naszą siłą było to, że nie było lidera, tylko w każdym meczu wszyscy z takim samym zaangażowaniem walczyli o jak najlepszy wynik. Tak było również w sobotę. Ziściło się to, o czym marzyłem pół roku temu, mówiąc, że do zaplanowanego na czerwiec ślubu chcę dorzucić awans, jako drugie niezapomniane wydarzenie w moim życiu.

jaD