Będzie co opowiadać wnukom

Mateusz Miga: Pewnie na długo zapamięta pan ten wieczór?

Arkadiusz Głowacki: – Tak i chciałem podziękować za wspaniałe pożegnanie. Za pracę, która została włożona w przygotowanie tego wydarzenia. Zapamiętamy to na długo. Pewnego dnia będziemy mieli co opowiadać wnukom.

Pański przyjaciel zatroszczył się o to, by to pożegnanie było jeszcze bardziej wyjątkowe.

Arkadiusz Głowacki: – To wielka nagroda dla Pawła za te wszystkie lata pracy i za to, co robi dla klubu. Ale ja tę jego bramkę odbieram też trochę jako nagrodę dla mnie. Bardzo się cieszę z tego gola. Byłem bardzo wzruszony, gdy piłka wpadła do bramki, bo tak być powinno.

Która chwila była w niedzielę dla pana najbardziej wzruszająca?

Arkadiusz Głowacki: – Ja już w piątek, przy okazji konferencji prasowej, wypłakałem wszystko co miałem. Ale cały ten weekend był pełen emocji. Po trzech dniach jestem bardzo zmęczony, ale też bardzo szczęśliwy i zadowolony, bo lepiej pożegnać chyba się nie da.

Nie żałuje pan, że nie mógł zagrać w tym meczu?

Arkadiusz Głowacki: – W ogóle nie żałowałem. Już dawno wybiłem sobie z głowy, że będę miał na to szansę. Głównie przez kontuzję. Ale to nie zmienia faktu, że jestem bardzo dumny z tego, jak Paweł to zakończył. Bardzo się cieszę, że tak się to wyszło.

W niedzielę pożegnała pana nie tylko Wisła. Dostał pan także pamiątkową koszulkę Lecha, w którym rozpoczynał pan karierę.

Arkadiusz Głowacki: – Dostałem ją od słynnego pana Gienia. Gdy miałem 16 – 17 lat, to on wydawał mi sprzęt na pierwszym treningu. Ale to byłoby za mało, gdybym na tym skończył. Pan Gienio otoczył mnie opieką, zawsze mogłem liczyć na jego wsparcie. Drugą taką osobą był Jarek Araszkiewicz, dzisiejszy trener Lecha. Przełamywał mocny wtedy podział między „starymi” a „młodymi” i traktował mnie bardzo dobrze. Podobnie jak Damian Łukasik, który zawsze był moim idolem, a gdy dołączyłem do Lecha, opiekował się młodszymi piłkarzami.